03. Don't do this

238 10 0
                                    

- Oszalałaś jeśli myślisz, że ci na to pozwolę! - Mężczyzna wyrzucił ręce w powietrze, a jego gniewne spojrzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów.

- Jamesie...

- Julianne Hathaway, jesteś najnierozsądniejszą osobą na tym pieprzonym świecie. - Skarcił mnie, na co wywróciłam oczami. Sama się w to wpakowałaś, Jules.

Spodziewałam się takiej reakcji. Nie chciał, abym pomagała rzekomemu zabójcy jednak to ta zawodowa strona blondyna została bardziej urażona, bo przecież jak ja mogę podważać dowody w sprawie, zebrane przez prokuratora Ashforda?

- Nie rób tego. - Nalegał.

- Dlaczego?

- Nie wybronisz go. To straceńcza misja. - Przekonywał mnie. Ale im intensywniej próbował odciągnąć mnie od mojego planu, tym bardziej się upierałam i przystawałam przy swoim.

- Cóż, jako oszalała najnierozsądniejsza osoba na tym pieprzonym świecie powinnam podjąć tę próbę, nie sądzisz? - Zapytałam, przypominając sobie o jego wcześniejszych słowach. James pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Będziesz żałować. - Warknął, a później wyszedł trzaskając drzwiami.
I kto tu jest oszalały?

❇❇❇

Ciężkie krople deszczu odbijały się od parasolek tłumu ludzi, w moim przypadku - od dachu mojego kochanego białego Forda Kugi. Obserwowałam, jak nieszczęśnicy przepychali się przez mosiężną solidną bramę, a następnie jeden po drugim znikali za murem mieżącym około 2 metrów. Odwlekałam z wyjściem z samochodu, jak długo tylko mogłam. Sądziłam, że w ten sposób choć przez kolejnych kilka minut będę wolna od przejmującego bólu, który emanował od każdego człowieka w promieniu kilku metrów.
Wysiadłam sekundę później, gdy przypomniałam sobie, że powinnam wspierać Mię.

Nigdy nie lubiłam pogrzebów. Zawsze ogarniał mnie paskudny nastrój, który nie ustępował przez kilka dobrych dni. Na samo wspomnienie tego słowa dostawałam dreszczy. Przygnębiał mnie fakt, że umierało tak wiele młodych ludzi. Bóg z pewnością nie był sprawiedliwy.

Na cmentarzu zostałam do samego końca ze względu na przyjaciółkę. Wylała więcej łez niż zwykle, ale nikt nie mógł się jej przyczepić. Gdy miejsce opustoszało, Mia osobiście pożegnała się ze swoją córką. Było to za razem przygnębiające i piękne. Byłam dumna z brunetki, że znalazła siłę, by pochować swoją córkę. Jednocześnie zaczęłam zastanawiać się czy gdyby to mi odebrano dziecko miałabym wystarczająco siły?

Kilka minut ciszy później otoczyłam przyjaciółkę ramieniem i zaprowadziłam do samochodu. Zapięłyśmy pasy, włączyłam silnik i z ciężkimi sercami pojechałyśmy do mojego domu.

Przygotowałam nam po bombie kalorycznej składającej się z lodów śmietankowych, bitej śmietany, polewy czekoladowej i kinder bueno.

Siedziałyśmy w zgodnej ciszy, zajadając się naszymi deserami do momentu aż przypomniałam sobie o rozmowie sprzed kilku dni.

- Rozmawiałam po rozprawie z oskarżonym. - Wyznałam przyjaciółce, która podniosła na mnie duże smutne błękitne oczy. - Prosił mnie, abym zajęła się sprawą zabójstwa. - Wytłumaczyłam jej, a kobieta wyraźnie się zaciekawiła

- Co mu odpowiedziałaś? - Spytała przejęta, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami.

- Że zobaczę co da się zrobić.

Twarz Mii pobladła.

- Chyba nie zamierzasz go bronić? - Jej ton był oskarżycielski. Rozumiałam jej zdenerwowanie, ale powinna wiedzieć, że nie pozwoliłabym, by zabójca Jade chodził bezkarnie po mieście.

- Oczywiście, że nie! - Odparłam zdecydowanym głosem. Mogła mi wiele zarzucić, ale nigdy nie zrobiłabym przyjaciołom żadnego świństwa. Tym bardziej jej wybuch mnie zabolał, bo doskonale o tym wiedziała.

- I dobrze. - Odparła z naburmuszoną miną. Dokończyła szybko swój deser i mimo moich protestów wyszła, zostawiając mnie w otępieniu.

❇❇❇

W poniedziałkowe popołudnie wybrałam się z wizytą do osadzonego w najlepiej strzeżonym londyńskim więzieniu oskarżonego, Liama Payne'a.

Szczerze powiedziawszy długo zastanawiałam się nad tym, co powinnam zrobić. Praktycznie wszystko przemawiało za winą brązowowłosego mężczyzny, a mimo to coś ciągle nie dawało mi spokoju. Może to przez tą szczerość jego spojrzenia? Ból wymalowany na twarzy? Nie znałam odpowiedzi. Ale postanowiłam, że nie chcę stracić mojej przyjaciółki przez błędną ocenę sytuacji. To przestępca - podpowiadał mi rozum - nie wystawiaj na próbę przyjaźni z Mią.

Przed celę mężczyzny dotarłam dzięki pomocy mojego dobrego znajomego, strażnika Johnathana Blake'a, z którym kolegowałam się od podstawówki.

- Dziękuję Johny, ogromnie doceniam to, co dla mnie robisz. - Posłałam rudowłosemu koledze ciepły uśmiech, a on odwdziędzył mi się tym samym.

- Nie ma sprawy, Jules. Zawsze możesz na mnie liczyć. - Odparł bez cienia zawahania. Sprawdził godzinę na zegarku zapiętym na ręce. - Pół godziny ci wystarczy?

- Huh, Johnathanie! Wystarczy mi 5 minut.

Strażnik wywrócił z rozbawieniem oczami i doprowadził mnie pod odpowiednią celę.

- Będę kręcił się w pobliżu. - Zapewnił mnie szeptem i oddalił się na odpowiednią odległość.

Zwróciłam się przodem do stalowych krat.

- Panie Payne? - Odezwałam się, przykuwając uwagę mężczyzny, który do tej pory leżał na drewnianej pryczy wpatrując się tępo w sufit.

- Panna Hathaway! Przyszła pani. - Szybkim krokiem podszedł do krat. W jego głosie wychwyciłam... ulgę? Cień radości? Nieco zbiło mnie to z tropu, ale szybko przywołałam się do porządku. Nie pozwól się zwieść - mówił mi rozsądek - Pamiętaj z kim masz do czynienia.

- Chciałam pana powiadomić o podjętej przeze mnie decyzji. - Zaczęłam obojętnie. Po prostu mu to powiedz. Przyjrzałam się twarzy mężczyzny i zawahałam się.
Ma nadzieję. Nie możesz mu tego odebrać. - serce zabrało głos.

- Czuję, że dzięki pani wszystko się zmieni. - Liam się rozmarzył. - Wrócę do zawodu...

- Czym się pan zajmuje?

- Jestem strażakiem. To znaczy... byłem. - Brązowooki nieznacznie posmutniał. Zmarszczyłam brwi.

- To odpowiedzialne stanowisko. - Zastanowiłam się. Jak ktoś taki mógł dokonać czegoś tak okropnego?

- Rzeczywiście. Czasem ciężko jest udźwignąć powierzone zadania. Ale nie zniechęcam się. Lubię pomagać ludziom. Myśl, że dzięki mnie ktoś może przeżyć motywuje. - Opowiadał z pasją o swoim zawodzie. Nagle urwał i zmienił temat. - Więc jaką decyzję pani podjęła?
Dobre pytanie. Walczyłam ze sobą. Powinnam mu odmówić, tego wymagała ode mnie lojalność wobec przyjaciółki, jednak... Czułam, że to nie tej osoby szukamy. Liam Payne nie powinien zostać skazany.

- Pomogę panu. - Odpowiedziałam w końcu. Zajmę się pańską sprawą.
A konsekwencjami będę przejmować się później.

~*~
Witam was kochani w trzecim rozdziale. Przypuszczam, że każdy spodziewał się takiej decyzji.
Jak podoba wam się opowiadanie? Trzymam się kurczowo nadziei, że jednak nie jest takie złe.
Byłabym bardzo wdzięczna za wyrażenie opini chociaż najmniejszym komentarzem. ⭐też są mile widziane.

Dziękuję mojej kochanej czytelniczce, która jest ze mną od początku oraz kumpeli, która zmusza mnie do szybszego pisania,
Lots of love ❤

Imposture • PayneWhere stories live. Discover now