08. Troubles

164 9 0
                                    

- Co ona tu robi!? - krzyknęłam na Jamesa, wskazując ruchem ręki na niską postać mojej matki.

Jakim prawem on ją tu ściągnął? Doskonale wie jakie zdanie mam na temat blond kobiety! Wie jakie łączą nas relacje, więc do jasnej cholery co ona tu robi!?

Założyłam wściekła ręce na piersi, gdy wtem odezwała się moja matka:

- Młoda damo, nie tak cię wychowałam. - kobieta o niebieskich niczym czyste morze oczach zganiła mnie, a ja myślałam, że wszystkich ich tu pozabijam.

- W ogóle mnie nie wychowywałaś! - wygarnęłam jej, a Dorothy pokręciła głową z dezaprobatą. Oczywiście niczego innego się po niej nie spodziewałam.

- Myślę, że powinnaś pogodzić się z mamą, Julianne. W końcu przecież...

- Nie mów mi co mam robić, a co nie! - ochrzaniłam Jamesa, który również zaczynał tracić swoje opanowanie. Widziałam jak otwiera usta, lecz po chwili usłyszeliśmy wibrowanie. Blondyn wziął swój telefon z półki, a chwilę później w jego oczach mogłam dostrzec czystą furię. Swoje wściekłe spojrzenie przeniósł na mnie i nie wiedziałam czy mam stawić mu czoło, skulić się czy uciec daleko stąd. Każda z tych opcji wydała mi się niedorzeczna.

- Julianne Eve Hathaway! - zagrzmiał, a ja doszłam do wniosku, że jednak mogłam uciekać. Ponownie był na granicy rozsądku i furii. Zastanawiało mnie czy podniesie na mnie rękę. - Nie wierzę, że jesteś tak głupia i nierozsądna!

W tamtym momencie nie liczyło się nic. Obraz mojej matki stojącej niedaleko Jamesa nagle się zamazał tak jak wszystko inne. Przed oczami miałam tylko sylwetkę Ashforda i scenariusze jakie mogłyby mi się teraz przytrafić.

On już wie, podpowiadał mi rozum. Wszystko skończone.

Przypomniałam sobie w myślach wiadomość od mojego prześladowcy: "Miej się na baczności, Hathaway. Jutro będzie gorzej". Dotrzymał obietnicę. Albo dotrzymała. Trudno określić, bo nigdy nie dostałam wiadomości, z której mogłabym to wywnioskować.

Postanowiłam grać twardą, więc z wysoko podniesioną głową przeszłam obok owej dwójki, szturchając przy tym Jamesa ramieniem. Wzięłam średniej wielkości walizkę i wrzuciłam do niej kilka (ok, to kłamstwo. "Kilka" w moim słowniku to dla każdego mężczyzny cała szafa) najpotrzebniejszych rzeczy. Zabrałam ze stołu dokumenty, nad którymi miałam przysiąść i z godnością opuściłam mieszkanie w akompaniamencie krzyków Jamesa i słów matki na temat mojego złego wychowania.

Wrzuciłam bagaż do bagażnika swojego auta, a papiery schowałam w schowku. Wsiadłam roztrzęsiona do samochodu i drżącymi rękami złapałam kierownicę.

- Kłopoty w...

- Matka przyjechała. - przerwałam Malikowi, z którego twarzy natychmiast zniknął bezczelny uśmiech. Znał moją sytuację i wiedział jaka jest WIELKA Dorothy Hathaway. Gdy jako nastolatkowie byliśmy razem, mocno dała mu się we znaki. Był też świadkiem wielu moich kłótni z blond kobietą, które tak na prawdę były o nic. Miał więc dość rozumu w głowie by nie żartować z tego tematu.

- Mam nadzieję, że chociaż dałaś jej powody do osądzania cię o nieodpowiednie zachowanie. - powiedział, a ja przytaknęłam mu głową na co się uśmiechnął. Nadal drżąca z emocji sięgnęłam po kluczyki i próbowałam trafić do stacyjki. No właśnie, próbowałam.

Za mój nadgarstek złapała dłoń trzeciej osoby, która do tej pory siedziała cicho.

- Julianne, uspokój się. Nie jesteś w stanie prowadzić. Chodź tu, a Zayn...

Imposture • PayneWhere stories live. Discover now