Rozdział 21

28.2K 1.7K 267
                                    


Samanta's POV:

Dziewczyny od godziny dręczyły mnie z przymierzaniem ubrań, które dostałam od Natana. Nadal było mi głupio, że tak wypaliłam o jego mamie, ale naprawdę nie wiedziałam, że jest w szpitalu. Przez pierwszą chwilę pomyślałam, że była drugą osobą z wypadku, w którym ja uczestniczyłam, ale to nierealne. W końcu jaka to musiałaby być ironia losu, że akurat znajduję się z mamą mojego byłego chłopaka na jednym skrzyżowaniu i oby dwie stajemy na drodze rozpędzonego tira. Jak już mówiłam to nierealne.

- Przymierz tą! Jest piękna! - krzyknęła Chloe, rzucając we mnie białą, zwiewną sukienką.

- Mam dosyć. - powiedziałam, ale widząc karcące spojrzenia przyjaciółek, szybko dodałam. - Ale tą jedną jeszcze przymierzę.

Zdjęłam koszulkę, którą aktualnie im pokazywałam, a na jej miejsce wciągnęłam białą sukienkę na cienkich ramiączkach, sięgającą do połowy ud. Była odcinana pod biustem paskiem z koronki, przez który było widać nagą skórę.

- Na tobie wygląda jeszcze piękniej. - powiedziała rozpromieniona Izzy.

- Nie zdejmuj jej już! - poleciła Chloe, a ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.

Dziewczyny były bardziej zachwycone tymi ubraniami niż ja. Fakt faktem były śliczne, ale czułam się dziwnie wiedząc, że zapłacił za nie Nate. Nawet nie chciałam sprawdzić na jak drogie ubrania sobie pozwoliłam. Odwróciłam się od nich i skierowałam do łazienki, gdzie było jedyne lusterko, w którym mogłabym się przyjrzeć.

- No nieźle. - wydusiłam z siebie widząc swoje własne odbicie.

- Przecież ci mówiliśmy, że wyglądasz bosko. - powiedziała Izzy, stając za mną i opierając swoją brodę na moim ramieniu.

- Jeszcze tylko włosy i jak prawdziwa nimfa.

- Jak co? - zapytałam marszcząc brwi.

- Nie ważne. Po prostu ładnie. - Chloe wzruszyła ramionami i wzięła się za rozczesywanie moich włosów.

Kilka chwil później stałam boso w białej sukience i pięknym kłoskiem przewieszonym przez ramię.

- Dobra robota. - pochwaliłam dziewczynę.

Nagle drzwi na dole otworzyły się z takim hukiem, że ściany w domu zadrżały. Wybiegłyśmy na korytarz, jednocześnie wypatrując przyczyny takiego mocnego otwierania drzwi. Na dole, dosłownie u podnórza schodów, stał Gracjan i głośno oddychał.

- Co się stało? - zapytałyśmy zgodnie, a w naszych głosach można było wyczuć strach.

- Natan... on...

- Co!? - warknęłam zbiegając ze schodów i łapiąc chłopaka za koszulkę.

- On się topi. - wychrypiał, nie mogąc złapać oddechu.

Nie czekając na resztę wybiegłam w ciemną przestrzeń przed domem. Nie bardzo wiedziałam, gdzie biec, ale instynktownie udałam się w stronę plaży, na której byliśmy wczoraj.

- Natan! - krzyknęłam przerażona.

Nawet nie zwróciłam uwagi, że nikt poza mną nie wybiegł z domu. Z resztą teraz niewiele mnie to obchodziło. Muszę znaleźć Natana i stwierdzić, że wszystko z nim w porządku. Kilka razy wywróciłabym się przez korzenie wystające z ziemii, ale jakoś udało mi się zachować równowagę. Byłam coraz bliżej celu, jednak coś nie dawało mi spokoju. Dlaczego między drzewami przebija delikatne światło? Nagle wszystko stało się jasne. Dosłownie jasne. Cała plaża była oświetlona lampionami stojącymi na piasku, a także zawieszonymi na drzewach. W pierwszej chwili byłam tak zaskoczona, że nie zwróciłam uwagi na Natana stojącego obok niewielkiej łódki. Obok jego stóp stał duży wiklinowy koszyk, ale nie widziałam jego zawartości. Moje uczucia mieszały się ze sobą, przechodząc ze szczęścia w złość i tak na okrągło. Całe miejsce wyglądało jak z bajki. Nagle do moich uszu doleciały pierwsze dźwięki dobrze znanej mi piosenki.

Silniejsza niż wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz