Rozdział 38

19.4K 1.1K 83
                                    


Samanta's POV:

Z całych sił starałam się nie rozpłakać. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze.

- Cholera jasna! - wydałam z siebie pełen frustracji jęk.

Sylvia, która siedzi naprzeciwko mnie, bacznie mi się przygląda.

- Znowu ci nie wychodzi? - zapytała, unosząc do góry prawą brew.

- Nie! - warknęłam - Po raz piąty rysuję tą samą kreskę, a ona nadal jest krzywa.

Zwinęłam papier w kulkę i rzuciłam w stronę ściany, pod którą stał kosz już aż nadto przepełniony moimi bazgrołami. Na jutro musimy oddać projekt wnętrza restauracji, a ja nie potrafię się skupić. To, że Sylvia ma już wszystko skończone wcale nie poprawia mojego samopoczucia.

- Nie może być, aż tak źle - dziewczyna podniosła się ze swojego fotela, a następnie stanęła za mną - Spróbuj jeszcze raz.

Ponownie wzięłam głęboki oddech i już na nowej kartce, zaczęłam rysować pierwsze kreski. Blondynka cały czas skupiała swój wzrok na mojej dłoni, jakby chciała mi przekazać chociaż część swoich zdolności artystycznych, których ja niestety nie miałam zbyt dużo. Mogłam wybrać jakiś inny kierunek studiów, na którym umiałabym trochę zabłysnąć.

- To nie wypali - jęknęłam żałośnie, gdy linia, która miała być prosta, wyszła dziwnie skośna.

- Wypali - dziewczyna zaczęła masować moje barki - Rozluźnij się.

- Przestań mnie wspierać, bo czuję się jeszcze większym beztalenciem - żachnęłam się - Lepiej idź zrób kawę.

Dziewczyna zgodnie z moją sugestią ruszyła w strone kuchni. Siedzieliśmy w naszym domu, więc Sylvia co jakiś czas pytała, co gdzie się znajduje, ale moim zdaniem i tak szło jej lepiej, niż za pierwszym razem. Kiedy ostatnio uczyłyśmy się razem do ważnego egzaminu blondynka dosłownie, co dwie minuty pytała się o położenie różnych przedmiotów, nie wspominając o tym, ile razy myliła łazienkę z sypialnią. Wiem, że jest trochę zakręcona, więc cierpliwie tłumaczyłam jej wszystko, co chciała wiedzieć. Kiedy miałam zacząć rysować, drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem,a do środka wpadł zdyszany Natan.

- Co z tobą? - zapytała Sylvia, zanim zdążyłam zareagować.

Chłopak pochylił się do przodu, opierając dłonie na kolanach i głośno oddychał. Uniósł do góry palec wskazując, sugerując blondynce, że musi chwilę poczekać z odpowiedzią. Odłożyłam ołówek i kartkę na szklany stolik w salonie, a następnie pokonałam odległość dzielącą mnie od wysepki w kuchni. Obie z wyczekiwaniem patrzyłyśmy na bruneta, który nadal nie doszedł do siebie.

- Ja... wygrałem! - ryknął nagle, podskakując jednocześnie do góry.

Uniosłam do góry brwi, a na mojej twarzy musiało majaczyć skonsternowanie.

- Nie rozumiem - powiedziałyśmy jednocześnie z Sylvią i wtedy do mieszkania wpadł Gracjan.

- Nie wierzę! - krzyknął i rzucił się na Natana, przewracając go na płytki w korytarzu.

- Mówiłem, że wygram - powiedział mój chłopak i usiadł okrakiem na blondynie.

Wywróciłam oczami i wróciłam do swojego projektu, natomiast Sylvia z wyraźnym zainteresowaniem przyglądała się zapasom, jakie urządzili sobie chłopcy. To nie pierwszy taki numer, który wywinęli odkąd Gracjan przyjechał do Nowego Jorku, aby spędzić swój urlop z przyjacielem. Ostatnio przyszli zalani w trupa o 4 nad ranem i śpiewali szanty, a jakby tego było mało blondyn urządził mojej przyszłej teściowej striptiz na stole w jadalni. Musicie wyobrazić sobie jaką miała minę, kiedy wyszła z sypialni, a pierwszym widokiem jaki zobaczyła to biały tyłek Gracjana. Mieliśmy niezły ubaw następnego dnia, chociaż nie wiedzieć czemu sam zainteresowany wydawał się trochę spięty i zawstydzony. Życie z tą dwójką to istny Meksyk. Nie chcę nawet wyobrażać sobie, co by się działo, gdyby dołączył do nich Brian.

Silniejsza niż wszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz