Cuarenta y siete

Zacznij od początku
                                    

- Od dwóch tygodni nie robisz nic innego, tylko siedzisz przy tym biurku, tak nie można. - pokiwał głową ze zmartwieniem, ale ja wyrwałam się mu i wstałam.

- Łatwo Ci mówić, to nie na tobie wszystko spoczywa. Myślisz, że mam ochotę robić to wszystko? To Ci odpowiem: nie. Rzygam już widokiem tych stosów, nie tak to sobie wyobrażałam, kompletnie nie tak... - czułam jak łzy cisną mi się do oczu, przez co znienawidziłam się jeszcze bardziej. Słabość... nie znosiłam siebie w momencie, gdy się we mnie przejawiała. - Nie nadaję się do tego. Czuję, że temu nie podołam...

- Chodź tutaj. - wyciągnął do mnie rękę, a ja zrobiłam jak kazał, wzdychając przy tym głęboko. - Znajdziemy Ci jakąś pomoc, nie możesz zajmować się tym sama. Jesteś świetna w doborze sukni i uszczęśliwianiu ludzi, więc nadal będziesz to robić, a te papiery oddamy komuś, kto się na tym zna. Okej? - uniósł opuszkami palców mój podbródek, a ja bez zastanowienia wtuliłam się w niego. Byłam zmęczona, potrzebowałam snu, i tylko to się teraz dla mnie znaczyło. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - pocałował mnie w czubek głowy. - A teraz chodź, kolacja czeka. Davi i Rafaella podobno przyszykowali coś pysznego.

- Davi jest u Ciebie? - uniosłam brew w zdziwieniu. Neymar wyczuł jakie będzie moje kolejne pytanie, więc szybko mnie uprzedził.

- Tak, ale sam, nie ma z nim Caroliny. Przywiozła go na tydzień. Bardzo chciał się z tobą zobaczyć, i pytał, czy będzie mógł z tobą jutro kibicować. - uśmiechnął się, zadowolony z tego, że nasze stosunki są takie dobre, choć spotkaliśmy się zaledwie kilka razy.

- Jutro jest mecz. - uświadomiłam sama siebie i potrząsnęłam głową, aby pozbierać myśli. - Och, oczywiście, że będzie mógł. Tylko najpierw będę musiała się z tym uporać. - wskazałam na biurko, a z moich ust wydobył się cichy jęk.

- Jutro kogoś razem poszukamy. - ucałował moje usta, i jak na zawołanie zbudził tym gestem stado motyli w moim brzuchu, które najwyraźniej przysnęły razem ze mną. - A teraz idziemy, bo umieram z głodu. - chwytając moją dłoń, zgarnął z krzesła moją torebkę, po czym zgasił światło i wyprowadził mnie z Salonu. 


- Davi, daj mi rączkę. - poprosiłam chłopca, który zainteresowany kolorowymi kibicami napływającymi w kierunku stadionu, oddalił się ode mnie. Obróciłam się w poszukiwaniu Rafaelli, ale jeszcze nigdzie jej nie widziałam, więc zapewne się spóźni, tak jak zapowiedziała. Szliśmy na Camp Nou w eskorcie dwóch ochroniarzy, ja i Davi, bo został pod moją opieką. Zaparkowaliśmy spory kawałek dalej, aby blondyn mógł się przejść i poczuć tą atmosferę. Niestety psuli ją reporterzy, którzy szli za nami krok w krok, podekscytowani tym, że mają nasze zdjęcia. W końcu to pierwszy raz, gdy pokazujemy się razem z Davim publicznie, i jest to takie przejmujące i interesujące...
- Pomalujemy sobie też tak twarz? - podskoczył w moim kierunku, i łapiąc mnie za dłoń, wlepił we mnie swoje podekscytowane oczka. Cieszył się na ten mecz chyba jeszcze bardziej niż Ci wszyscy kibice razem wzięci. Nie często miał okazję oglądać go na żywo, bo nie mieszkał tutaj na stałe.

- Teraz mnie pytasz, kiedy pół godziny przesiedziałam przed lustrem, aby wyglądać tak perfekcyjnie? - połaskotałam go, odrzucając włosy za ramię, a on zachichotał i kiwnął głową. - No dobra, niech Ci będzie.

Słyszeliśmy już uderzenia bębnów, zewsząd dochodziły nas śpiewy barcelońskich kibiców, co mocno zagrzewało do walki. To właśnie najbardziej kochałam w tych rozgrywkach: ludzi, którzy się jednoczyli i wspólnie bawili. Gdy doszliśmy już na Camp Nou, weszliśmy do środka vipowskim wejściem, żegnając ludzi, którzy zniecierpliwieni czekali w kolejkach.

Jak tylko zaglądnęliśmy do pomieszczenia przeznaczonego dla rodzin piłkarzy, zrobiło mi się ciepło na sercu, widząc tyle znajomych twarzy. Razem z Davim zrobiliśmy rundkę po pokoju, aby należycie się przywitać i muszę przyznać, że wszyscy byli zdziwieni naszym wspólnym towarzystwem.

- Carla, widzę, że jesteś niedoinformowana. - odezwała się Romarey, ukochana Jordiego Alby, do Carly Pardo, żony Claudio Bravo. - Nasza słodka Livia Messi upolowała brazylijskiego ogiera. Albo to on upolował ją, jak to było? - odparła z rozbawieniem, a ja uśmiechnęłam się. Już otwierałam usta, aby się wybronić, ale ktoś mi przerwał.

- No proszę proszę, takie zmiany a ja o niczym nie wiedziałam! - tuż za plecami Romarey pojawiła się Elena, urocza żona Sergio Busquets'a, której nie widziałam chyba już dobre pół roku. Gdy podeszła, zaczęła mnie tak mocno ściskać, że o mało co mnie nie udusiła. 

- Dziwię się, bo to teraz tak huczny temat, że ich zdjęcia są wszędzie. - wtrąciła się znienacka Raquel od Ivana Rakiticia. - Wychodzę rano do sklepu po bułki: z półek szczerzy się do mnie twarz Livii, wchodzę na internet: gorące nagłówki o rozkwicie związku Neymara z siostrą jego najlepszego przyjaciela, włączam wieczorny przegląd plotkarski...
- Dobra dobra, macie mnie! - przerwałam szybko jej wyliczanie. - Nie było o mnie ostatnio nic słychać, musiałam wdać się z nim w mały romans, żeby media mnie zauważyły. - uniosłam ręce w geście oznaczającym moją kapitulację, a one wszystkie się zaśmiały. Uwolniłam się od nich dopiero po kilku dobrych minutach, bo chciały dowiedzieć się szczegółów jak to się zaczęło. Davi zniknął mi nagle z oczu, ale po chwili zauważyłam go siedzącego obok Delfiny, córki Luisa. Podeszłam do niej i przytuliłam mocno do siebie.

- Ines właśnie wysłała mi smsa, że mam Cię od niej wyściskać. - poinformowałam ją zgodnie z prawdą. Dziewczynka była ulubienicą mojej przyjaciółki, w dodatku była wrażliwa, więc bardzo się przejęła całą tą sytuacją z Ines.

- Tata mówi, że ciocia czuje się już dobrze. Chciałabym ją zobaczyć. - westchnęła, a ja objęłam ją ramieniem i ucałowałam w czubek głowy. Minutę później podeszła jej mama, Sofia, z którą wdałam się w długą dyskusję. Przerwał mi dopiero Davi, który dopominał się o umalowanie twarzy w blaugrańskie odcienie. 

Jak tylko wróciliśmy do pokoju z pełnym makijażem, nie było już połowy osób, bo mecz miał się za moment zacząć. Dzięki temu przerzedzeniu dostrzegłam kogoś, czyj widok bardzo mnie zdziwił. W samym kącie, u boku Coral Simanovich, siedziała roześmiana Melissa Jimenez, czyli była dziewczyna Marca, ta sama, przez którą nasza przyjaźń przeszła wielkie próby. Poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku, czy to oznacza, że Marc przyjął ją z powrotem? Nie zdążyłam z nim nawet porozmawiać... Przed moim wylotem do Argentyny, Enrique powiedział mi, że Marc jest roztargniony, a to wszystko odbija się na jego grze. Założę się, że to wszystko przez nią. Być może wahał się, czy jej wybaczyć, i potrzebował kogoś z kim mógłby o tym porozmawiać, kto mógłby mu doradzić, a ja... Odwróciłam się od niego i uciekłam. Nienawidzę siebie za to. 
- Tu jesteście, wszędzie was szukałam! Cześć, Davi. - usłyszałam wesoły głos Antonelli. Oderwałam wzrok od Melissy i uśmiechnęłam się delikatnie do dziewczyny. Davi i Thiago podekscytowani pobiegli wzdłuż korytarzem, więc Anto pobiegła za nimi, aby nie zgubili się w tłumie. W tym czasie ja wzięłam głęboki wdech i podeszłam niedaleko Melissy, aby zabrać moją torebkę. Pech chciał, że brunetka momentalnie mnie zauważyła. 

- Livia Messi... - zaczęła, a ja westchnęłam głośno, i wyprostowałam się. 




TemptingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz