Nothing else sweeters

59 7 8
                                    

~SCAR~
-I powolutku...posiedź tak z dwadzieścia minut -poinstruował mnie lekarz. Dziś mnie wypisywali. Jej! Znowu szkoła! Mam nadzieję, że drogi czytelniku wyczułeś w poprzednich dwóch zdaniach, a właściwie jak uczono mnie na języku polskim, wykrzyknieniu i równoważnikowi zdania, odwieczną, wyrafinowaną sztukę zwaną sarkazmem. Wbrew pozorom, fajnie mi tu było. Całymi dniami leżałam w łóżku i oglądałam seriale. Poza tym wszyscy moim bliscy odwiedzali mnie co najmniej raz dziennie. Mama nawet trzy razy. Charlie dwa. No i Ashty też czasem przychodził. Czasem zastawałam na fotelu jedynie coś dobrego do jedzenia z karteczką Przemyciłem trochę niezdrowego żarcia;)
~AC
To było kochane. Bez czekolady naprawdę ciężko oglądało się seriale, a on mi ją zostawiał, jeśli zdażało się niefortunnie, że spałam, gdy przychodził. Zastanawiałam się, czy tak jak zawsze w filmach, przychodził i gapił się jak śpię, czy tylko zostawiał, to co przyniósł i odchodził. Miałam nadzieję, że to drugie. Raz Jess zrobiła mi zdjęcie jak spałam....To nie był uroczy widok. Więcej nie powiem wam na ten temat, żeby uniknąć większego upokorzenia....aha... Zapomniałam, że opowiedziałam wam przed chwilą, jak założyli mi parę szwów na łeb, bo nie umiałam nawet rzucić głupim kijem. No tak, w takim razie już bardziej się nie upokorzę.
Wciąż nie wierzyłam, że powiedziałam Ashtonowi, że mam okres. Ani nie wiedziałam, czemu wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli ostatnio, jakbym zrobiła coś głupiego. Gdy spytałam się o to dziewczyn, te tylko mówiły nic, nic...hyhyhyhy....
Ugh...męczące.
W każdym razie, przechodząc do kolejnej części opowieści o moim żałosnym życiu, wstałam z łóżka po dwudziestu minutach i prawie zemdlałam. Silne ramiona lekarza i Charliego chwyciły mnie na czas nie trzeba było zakładać kolejnych szwów, po spadnięciu na stolik. Powoli stanęłam o własnych siłach i poszłam do łazienki się ubrać. Potem poszliśmy wolniutko do samochodu, a potem na pyszny, kochany obiadek mamusi. Trzy talerze pysznego spaghetti zniknęły w odchłaniach mojego żołądka szybciej niż wciągnąłby je odkurzacz. Serio. Tęskniłam za domowym jedzeniem.
-Coś fajnego się działo pod moją nieobecność w szpitalu? - spytała lekko mama. Uśmiechnęłam się pod nosem i popiłam zimnym sokiem jabłkowym, który poraził bólem moje nadwrażliwe od otwierania nimi opakowań zęby.
-Parę razy, parę osób do mnie wpadło...-powiedziałam obieżnie.
-Ymm...na przykład? -zainteresowała się mama. Kurde, ma nosa trzeba przyznać. Zachichotałam lekko i schowałam głowę jak żółw. To musiało dziwnie wyglądać. Co Ci poradzę...dziwni ludzie robią dziwne rzeczy, a dziwne rzeczy dziwnie wyglądają.
-...Ashton Carter...? -podałam ruszając brwiami. Charlie zaczął się krztusić jak głupi. Spojrzałam na niego podnosząc brwi. Gdy udało mu się odetchnąć normalnie, jego wyłupione mocno oczy, zamieniły się w wąskie szparki, a szczęki mocno zacisnęły. Przyłapałam się na czekaniu, kiedy z jego uszu wyleci para. Mama uśmiechnęła się jedną stroną warg i ugryzła kawałek chlebka czosnkowego. Wzięłam kolejny widelec do ust i zaczęłam wolno przeżuwać.
-Miło z jego strony -uśmiechnęła się miło mama. Odwzajemniłam uśmiech radośnie. Charlie kruszył zębami nie tylko jedzenie, ale i szkliwo.
-Tak, jest bardzo miły i kulturalny -położyłam nacisk na drugi przymiotnik i zerknęłam na Charliego, który w tym momencie otworzył oczy do normalnej szerokości, a potem odchylając się w krześle napił się wody patrząc mi ciągle w oczy.
-Często wpadał? -kontynuowała rozmowę mama bez cienia obawy czy złości.
-Przeważnie raz dziennie. Czasem spałam jak przychodził -wzruszyłam ramionami.
Mama uśmiechnęła się do mnie ciepło i mrugnęła obydwoma powiekami naraz dodając mi otuchy. Odpowiedziałam szerokim uśmiechem i dokończyłam sok, próbując usilnie ignorować Charliego, który z nieznanego mi powodu mocno nie przepadał za Ashtonem.
Po posprzątaniu poszłam do siebie i akurat zadzwonił mi telefon. Odebrałam ciekawie. Numer był nieznany.
-Halo? -spytałam rozmówcę.
-Lubisz straszne filmy? -usłyszałam w głośniku. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak, widziałam wszystkie pięć części -odpowiedziałam szczerze, myśląc o parodiach horrorów.
-A chcesz zobaczyć szóstą? -spytał głos, który stawał się coraz mniej udawany i coraz bardziej znany.
-Tak, chętnie wybiorę się na nią do kina -powiedziałam, wiedząc że rujnuję tym samym grę w zabójcę i odpowiadam na pytanie po drugiej stronie medalu.
Tym razem odpowiedziało mi głuche pipanie. Zanim zdążyłam zrobić coś więcej niż kiwanie głową, telefon znów zadzwonił.
-Co, sprawdziłeś czy stać Cię na bilet panie zabójco? -zakpiłam sobie.
-Halo? Scarlett? Tu Ash....ym, nic nie wiem o żadnym bilecie...do kina...na straszny film... -powiedział pewnie. Zaśmiałam się szczerze.
-Tak naprawdę to dzwonię, bo to mój nowy numer. Jak się dziś czujesz? -spytał się miło.
-Bardzo dobrze, właściwie już jestem w domu. Wypisali mnie! -ucieszyłam się i cicho zaczęłam wiwatować. Położyłam się na łóżku i zaczęłam bawić palcami.
-O! To super! Bardzo fajnie! Wiesz, zmotywowałaś mnie do czegoś, zaraz zadzwonię i sama powiesz jak efekty ok? -ucieszył się i gadał jak motorówka. Kiwnęłam głową, żeby przypomnieć sobie, że nie mógł tego widzieć.
-Scar? -spytał, gdy się nie odezwałam. Pacnęłam się w czoło i znów pokiwałam głową.
-Tak, tak pewnie. Kiwnęłam głową, ale nie widziałeś i wiesz.. -zaplątałam się.
-Oh, ok...ym. Zaraz zadzwonię, daj mi chwilę -rozłączył się. Uśmiechnęłam się i przeturlałam w prawo i lewo po łóżku. It's friday...I'm in love...
Krótka chwila okazała się trwać pół godz, w ciągu której zdążyłam już zapisać nowy numer Asha, zrobić skriny wszystkich jego zdjęć z fb, wybrać to najbardziej przprawiające mnie o piski i ustawić je na zdjęcie kontaktu. Wybrałam też dzwonek, który mi się z nim kojarzył. To był kawałek One D, jak wszystkie moje dzwonki, a do niego pasowała mi moja jedna z ulubionych piosenek Does he know?, oraz ozdobić jego zdjęcie kwiatkami, serduszkami i napisami "Kocham Cię Scarlett".
Tak, jestem psychiczna.
Kiedy mój telefon znów zadzwonił, z uśmiechem go odebrałam.
-Halo? Ashty? -spytałam, gdy usłyszałam ciszę po drugiej stronie słuchawki.
Odpowiedział mi dźwięk gitary elektrycznej. Parę pierwszych nut się zachwiało, ale w miarę szybko rozpoznałam Nothing else matters ~piosenkę, której chciał się nauczyć grać, ale nigdy się nie nauczył. A teraz to zrobił. Dla mnie! Na samą myśl o tym zaczynałam piszczeć, a co dopiero to. Tłumiłam okrzyki i z zamkniętymi oczami słuchałam pięknej melodii, czasem przerywanej fałszami. Grał zaskakująco dobrze, czasem się mylił, ale liczą się chęci, prawda?
Piosenka powoli dobiegła końca, a ja zapłakana, z uczuciem motyli w brzuchu mogłam cicho zacząć bić brawo na dnie duszy.
-Scar? -spytał cicho na końcu.
-Tak? -siorbnęłam nosem.
-Płaczesz?! -zmartwił się.
-Troszkę...-otarłam łzę.
-Czemu? Nie płacz! Wiem, że to było okropne i uszy ci pewnie odpadły, ale nie możesz płakać! Nie przeze mnie! Nigdy nie powinnaś płakać, Sky! -zapewnił cicho wołając.
-Płaczę bbo....bo to była jedna z najsłodszych rzeczy, które ktoś dla mnie zrobił... -powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się przez łzy.

Midlife Memories |NIE FANFIC!!!Where stories live. Discover now