(Extra)Ordinary daybook

58 9 15
                                    

~SCAR~
5:55, po prawie miesięcznej przerwie, która wynikła na skutek kolizji przerwy świątecznej i ferii zimowych, budzik dzwoni, aby wybudzić moje zmaltretowane dziwnymi snami myśli z wydającego się trwać wieki, pięknego, mocnego snu.
6:10 po dziesięciu minutach przewracania się w pościeli i daremnych próbach odgarniania włosów z twarzy, udaję mi się wyłączyć upierdliwy budzik nr 2. Tym razem nie wypuszczać telefonu i chwytam dodatkowo słuchawki. Wciskam je nieprzytomnie do uszu i słucham kilku piosenek na rozbudzenie.
6:15 ~godzina zero. Wyłączam budzik i wiem, że czas wstawać. Poderwana na nogi skaczącymi rytmami What I like about you, udaję mi się dobrnąć do szafy i lekko tańcząc wybieram przypadkową koszulę i ulubione czarne rurki. Jeszcze stanik, dwie pary skarpetek, żeby Martensy wygodnie i ciepło się nosiło, ukochana golarka i dezodorant, bo choć nie ma wf-u, to bardzo prawdopodobne spotkanie z crushem, a to wyklucza się z niemożnością podniesienia rąk do góry.
6:39 Jezu?! Aż tyle spędziłam w tej łazience! Jak! Już tylko dziesięć minut! Kurwa, kurwa, kurwa!
6:43 Jeszcze parę bezsensownych prób ułożenia głupich włosów, poddaję się i chwytam gumkę, by związać je w nieudanego artystycznego koka.
6:46 I jak ja mam zjeść śniadanie?!
Szybki strzał, chwytam parę kawałków chleba, słoik Nutelli i biegnę do drzwi.
6:47 Nie ma już czasu ja wiązanie butów, wsuwam je na stopy, narzucam na siebie płaszcz, szalik i czapkę. Do plecaka dorzucam chleb i Nutelle, po czym łapiąc klucze w dłoń, drę się na całe gardło Zamknij za mną!
6:49 Autobus już na horyzoncie, mam 20 metrów do przystanka, autobus ~10. Biegnę ile sił w nogach i wpadam w ostatniej sekundzie do środka, ledwo unikając przytrzaśnięcia plecaka poza drzwiami.
8:00 Biegnij na matmę! Jezusie, pani Cię zabije! Nie ma mowy o spóźnieniu, już widzę oczami wyobraźni zabójczy wzrok pani, by próbuję wejść ukradkiem do klasy. Już widzę swoje spocone ręce i włosy ja twarzy. Ale bardziej czuję ból stóp, gdy buty, nadal zresztą nie zawiązane, spadają mi z pięt.
8:02 Drugie piętro, już! Pierwszy dzień szkoły, pierwsza lekcja, nowy semestr i już nowe spóźnienie! I na dodatek musiała być punktualna. Korytarze puste, słychać tylko mój zadyszany oddech i uderzenia ciężkich butów o szkolną podłogę.
8:03 Naciskam klamkę i wślizguję się do sali, ale niestety wzrok pani łapie mnie przy drugim rzędzie, już prawie przy swoim miejscu.
-Flamer! A to pierwszy dzień i już spóźnienie?! O, nie! Tego nie będziemy tolerować, co to ma być? Nie, no jedynki za zaangażowanie będę wam stawiać! -słucham oburzania się pani, które i tak jak zwykle do niczego nie prowadzi.
-Przepraszam, proszę pani. To się nie powtórzy -mówię cicho, ale pani już zajmuje się krzyczeniem na innych.
Witam dziewczyny mocnymi uściskami, momentalnie wraca mi humor.
8:30 Połowo lekcji, tradycyjnie o tej porze zaczyna się wojna Pani-Maddy. Ręka Maddy punktualnie wystrzela w górę, ludzie wokół spinają pośladki, zaprzestają rozmów, kurczą się w siedzeniach. Wszyscy wiedzą, że jeśli podpadną teraz pani, mają przesrane przez następne dwadzieścia kartkówek.
-Proszę Pani, czy mogę zaprezentować swój sposób przy tablicy? -pada pytanie. Jak zwykle jako wolny słuchacz, wodzę głową od przyjaciółki do matematyczki, aby zaobserwować wszystkie mini emocje i reakcje.
-Czy ten jest niejasny? -zmarszczyła brwi pani.
-Nie, nie. Jak najbardziej jest. Oczywiście. Pani doskonale tłumaczy, a ja słuchałam dokładnie, więc wszytsko jest jasne. Po prostu mam inny sposób i chciałabym dowiedzieć się, czy jest dobry -wyjaśniła Maddy uśmiechając się lekko. Wszyscy, którzy ją znali, widzieli, że każde słowo z jej ust na lekcji matematyki padało z sarkazmem.
-Dobrze, ale szybko -westchnęła kobieta.
-Oczywiście, proszę pani -zaczęła się powoli podnosić z krzesła.
8:34
-A ty jeszcze nie przy tablicy! To już powinno być dawno rozwiązane! Nie no, ja już stawiam jedynkę! W tej chwili! Ile można czekać. Guzdrają się jak ślimaki. Co to ma być?! -zaczęła nerwowo mamrotać nauczycielka.
-A-ale ja tylko sprawdzałam jakie są liczby w tym przykładzie -wyjaśniła zdziwiona Maddy, lekko wznosząc ramiona.
-Proszę?! Ty to powinnaś znać! Aha! Czyli tak to jest! Nawet nie raczyłaś przeczytać tego zadania, co idzie za tym, że go nie zrobiłaś!
8:45
-Proszę pani, ale ja mam to wszystko w zeszycie! -zawołała Maddy, stając w końcu przy tablicy.
-I patrz co robisz, Madison. Przez dwie minuty szłaś do tablicy! Wiesz ile to jest? W ciągu tego zmarnowanego czasu, mogłabym już odkryć kolejne trzy dzielniki liczby Pi! Jesteś niepoważna! Przychodzisz z nowym sposobem, jakby ten który pokazałam, był głupi, czy ja byłam głupia i jeszcze nie znasz treści zadania?! Nie, no, nie! Co to ma być?! -oburzyła się matematyczka.
-Ja mam wszystko zrobione! Ten przykład jest jasny, ale chciałam się podzielić z klasą nowym! -Maddy otworzyła usta z wrażenia.
-I tyle ci to zajmuje? Patrz ile marnujesz czasu! I jeszcze się ze mną wykłócasz! Jesteś bezczelna! Wracaj na miejsce, tak dobrze to nie ma!
8:50
-Pani mnie obraża publicznie! -darła się Maddy.
-A ty ciągle nie chcesz słuchać! Guzdrzesz się niezmiernie i jeszcze masz kłopoty z podstawami! Ja bym sugerowała zacząć się uczyć -mówiła surowo.
-Ja chcę przedstawić swoje możliwości, a pani mi je hamuje! Rozumiem, że nie mogę już nawet spytać się pani o nic, ani zaprezentować nic nowego? -Maddy założyła ręce.
-Ty nie prezentujesz nowych sposobów, tylko się obijasz! Gdy tylko na Ciebie patrzę, ty gadasz, a potem mówisz, że coś jest niejasne! Koniec z tym! Na miejsce albo jedynka wagi 4! -trzasnęła podręcznikiem nauczycielka i wskazała Maddy ławkę. Maddy ze szczerym chichotem uśmiechnęła się miło do pani i wolnym, dystyngowanym krokiem, ciągle mrugając, wróciła na miejsce.
Dzwonek!
Brakowało mi tego.
11:20 Długa przerwa, idę korytarzem, patrząc na boki. Gdy mijam się z bratem, bo lekcje w salach liceum, przybijamy głośną piątkę. Za sobą słyszę zakrztuszenie, a gdy się odwracam, widzę Maddy rumieniącą się do Charliego. Chłopak wchodzi w śmietnik, na co ich spojrzenia się przerywają i podążamy dalej do sali od geografii.
12:45
Brnę przez lekcje śmiejąc się z dziewczynami. Humor ~ +10
Spotkanie z crushem~ 0
Nuda ~ 20. Czas na fizykę. Wchodzimy do sali o dzwonku.
Siadamy w ławkach, gdy do sali w końcu raczy wkroczyć pan, nie dajemy po sobie poznać, że go widzimy. Takie są zasady.
13:00 Od piętnastu minut połowa populacji klasy zastanawia się patrząc na zegar, co pokusiło dyrektora, by zatrudnić tego fizyka. Mężczyzna w podeszłym wieku udowadnia nam od początku lekcji, jacy jesteśmy głupi. Przyjemnie. Nienawidzę fizyki.
13:04
Pada pierwszy żart.
-Chlorek sodu to sól. Ale, jeśli posypiemy sobie na język sodu to się zapali. A chloru? No, mała dawka, to stracimy przytomność, większa ~umrzemy. A razem? Co nam dają?...choroby układu krwionośnego....
13:10
Czas pytań, istna męczarnia.
-Ile to sto czterdzieści do kwadratu? -zgłaszają się trzy osoby, między innymi Vesper i Alex.
-Proszę -wskazuję na Vespe, która nerwowo mientoli w palcach elastyczny pasek tkaniny.
-A, nie przepraszam, ty widzę masz problemy -pokręcił głową nauczyciel, gdy tylko nabrała powietrza i zaczął pokazywać podobne do jej ruchy. Parsknęłam śmiechem.
-A ty czemu się tak śmiejesz? -patrzy mi w oczy.
-Bo mnie pan rozśmieszył -odrzekam po chwili.
-Rozśmieszyć to Cię może chłopak, jak mu stają włosy zamiast...no. Teraz tak się nosi, takie zaczeski na Alfonsa. A, tu proszę taki Pan ma -wskazał na Josha. Zaciskam kolana, żeby się nie posikać ze śmiechu.
-A ty, czemu taki poważny? -spytał się Fabiana.
-Bo lubię -uśmiechnął się chytrze.
-No, ja rozumiem, że lubisz zaczeskę swojego chłopaczka. Już ja widzę, jak się tam podszczypujecie pod ławką -powiedział fizyk, powodując kolejną falę śmiechu mojego i dziewczyn.
-Wy się tak nie śmiejcie, bo to poważne sprawy są. Chłopcy tu na fizyce muszą siedzieć, a oni by chcieli na plastykę tęcze rysować...
Kocham fizykę.



Taki trochę inny, ale chyba gites:D

Midlife Memories |NIE FANFIC!!!Kde žijí příběhy. Začni objevovat