02. Zaczął mnie tykać palcem tykalcem

12.3K 601 16
                                    

Weszłam do sali spóźniona. Ciekawe co powie belfr, gdy oznajmię mu, że mój samochód się zepsuł.
-Dzień...-Reszty nie powiedziałam, gdyż zaskoczył mnie widok rozszalanej klasy przede mną. Jak widać pan Grouth nie przyszedł dzisiaj na lekcję. Usiadłam obok Pacana. Uśmiechał się on dziwnie i przyglądał mi się.
-Co się gapisz?-Spytałam na co ten roześmiał się. Nie lubię jak inni się ze mnie śmieją, a zwłaszcza wilkołaki.
-Jestem Nathaniel i na dobry początek dnia powiem ci, że nie zapiełaś wszystkich guzików koszuli.- spojrzałam się na moją górną garderobę. Pacan miał rację nie zapiełam wszystkiego. Bez zapiętych górnych guzików widać mój biust za dobrze. Szybko zaczęłam je zapinać.
-Gdzie ty się patrzysz?- spytałam nie licząc na odpowiedź.
-Tam gdzie każdy facet w tej szkole.- znowu się roześmiał co było strasznie denerwujące. Przyrzekam, że kiedyś to ja będę się z niego śmiać.
-Czemu jesteśmy bez opieki?
-Jeśli potrzebujesz niańki to zaraz po jakąś zadzwonię.- Kolejny raz się ze mnie śmiał. Czy to jest takie śmieszne? Nie ale jest naprawdę wkurzające.
Pat - krzyknęłam w myślach.
Czego się drzesz? - spytała sennym głosem.
Następnym razem ty przyjedziesz.
Co ja ci takiego zrobiłam? - udała że płacze.
Zostawiłaś mnie z Pacanem.-zakończyłam naszą rozmowę z powodu osoby, która mnie szturchała. Kim była ta osoba? Tak zgadłyście to był Nathaniel. Pierwszy raz nie nazwałam go Pacanem. Moim dzisiejszym postanowieniem będzie ignorowanie go. Odwróciłam się do niego plecami i wyjrzałam przez okno. Pogoda była piękna wielkie słońce, brak chmur na niebie tylko wyjść na dwór. Z lasku przed szkołą wychodziły zwierzęta. Trzy wielkie wilki które goniły dzika i wiewiórkę. Napewno to nie byli członkowie mojej watahy, gdyż przed chwilą rozmawiałam z Pat, a żaden z wilków nie miał guza na głowie. Moja przyjaciółka nie potrafi biec i rozmawiać w myślach jednocześnie. Cicho walnełam ręką w ławkę żeby zwrócić uwagę chłopaka, którego ignoruję. Wskazałam ręką okno. Po hałasie kroków i otwieranych drzwi mogłam stwierdzić, że Pacan wyszedł co było mi na rękę. Gdy alfa wyszedł na dwór wilki przyjęły ludzką postać. Bliźniacy i rudzielec stanęli przed swoim "władcą", który prawił im kazanie na temat ich nie odpowiedzialnego zachowania. Chwilę potem trójka zaczęła biegać dookoła szkoły, a Pacan wrócił do klasy. Usiadł koło mnie i zaczął mnie tykać palcem tykalcem. Zaczęłam sobie powtarzać w myślach, że wytrzymam do dzwonka i za piątym razem zadzwonił dzwonek. Szybko wyszłam z sali na dwór. Usiadłam na drzewie. Tym razem Pacan mi w tym nie przeszkodził tylko usiadł obok mnie. On coś knuje.
-No więc jestem w miarę miły to może powiesz mi coś o was i będę mógł sobie pójść.- wiedziałam.
-Dobrze. Mam na imię Dove i razem z moją watahą często podróżuje.- zeszłam z drzewa.
-Pa pa.- krzyknełam i pobiegłam do szkoły.
<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
-Jestem idioci.- weszłam do domu trzaskając drzwiami. Emma od razu do mnie podbiegła z pytaniem.
-Idziemy zapolować?
Kiwnełam głową na tak i wyszłam z domu. Wzięłam rozbieg i zmieniłam się w dużego białego wilka. Obok zjawiła się reszta też w wilczej postaci. Zaczęłam biec w stronę lasu. Powietrze było dziś takie świeże. Pachniało wokół lasem i owocami. Las wyglądał dziś pięknie. Liście były bardziej zielone a niebo bardziej niebieskie. Zwierzęta uciekały przed nami w popłochu. Moje łapy już same biegły po lesie nie zwracając na nic uwagi. Biegliśmy przed siebie. Wreszcie czuliśmy się sobą. To uczucie, powietrze i miejsce sprawiło  że nie wyczuliśmy watahy Pacana. Dopiero teraz zauważyliśmy, że ktoś się do nas zbliża. Jego wataha zatrzymała się tak samo jak moja. Tylko ja i on dalej szliśmy. Nagle on się przemienił w człowieka.
-Moglibyśmy porozmawiać zamiast walczyć - spytał. Przemieniłam się i też spytałam.
-A co strach cię obleciał?
Nie ale każdy samiec musi mieć samice.- Pomyślał nie wiedząc, że potrafię czytać w myślach osób, które nie utworzą blokady.
-Myślisz tak jak mój brat.- zapomniałam się ugryźć w język i posmutniałam. Przypomniała mi się  sytuacja, w której to powiedział. Dzień był ponury co pogarszało atmosferę w domu. Mama pokłóciła się z tatą o to, że mój brat Thomas chciał wziąć ślub z córką jej byłej przyjaciółki teraz wroga. Tata powiedział, że jeżeli jest szczęśliwy to niech się żeni z Ruth. Moja rodzicielka od tamtej rozmowy się do niego nie odzywała i jeśli ojciec coś do niej mówi to ona przesyłała mu odpowiedź przezemnie. W czasie jednej z takich rozmów wszedł Thomas i jego przyszła żona. Wyglądali na szczęśliwych dopóki nie zobaczyli morderczego spojrzenia naszej matki. Mówiąc szczerze to nie wiem czy jej spojrzenie naprawdę umie zabijać. Raz tak myśleliśmy, ale teraz nie o tym. Po chwili rodzice wyszli. Usiadłam na jednym z foteli i spojrzałam na parę.
-Czemu tak szybko?- spytałam, bo byłam tego naprawdę ciekawa.
-Ponieważ każdy samiec musi mieć samice.- uśmiechnął się a potem pocałował Ruth w policzek. Obydwoje usiedli na kanapie na przeciwko mnie. Patrząc na nich każdy stwierdziłby, że się bardzo kochają.
Chciałabym, aby była moją druhną.-Powiedziała w myślach Ruth.
-Nie mogę kochana chociaż bardzo bym chciała.- dziewczyna trochę posmutniała.
-Niby czemu? - krzyknął mój brat.
-A no tak przecież uważasz, że to co mówi i robi matka jest święte. - nie wiedziałam co mu odbiło chociaż możliwe, że powróciła dawna zazdrościć. Gdy byliśmy mniejsi zawsze byłam ulubionym dzieckiem. Nigdy tego nie chciałam. Jeśliby się słuchał rodziców to on by nim był, a nie ja.
-Czemu na nią krzyczysz skoro nie znasz jej sytuacji. - krzyknęła Ruth. Miała tutaj trochę racji, ale przecież mogłam powiedzieć bratu o planach matki. Wtedy by na nas nie krzyczał.
-Ty się nie wtrącaj. - warknął Thomas.
Od tamtej rozmowy razem z bratem oddaliliśmy się od siebie. W końcu straciliśmy kontakt, a mi go do dziś brakuje. Samotna łza spłynęła mi po policzku.
Zmień się gdzie indziej zapolujemy.-krzyknęła Patricia w mojej głowie. Tylko ona wiedziała o mnie wszystko. Tak jak mi powiedziała zmieniłam się i pobiegliśmy w prawą stronę. Już po chwili wyczuliśmy pyszny zapach dzików. Zwierzę było już niedaleko. Nagle coś zaczęło warczeć lecz nie był to odgłos żadnego znanego mi zwierzęcia. Stanęłam i rozejrzałam się ale nic nie zauważyłam.
To tylko mój brzuch jestem głodny jak wilk.- Henry chyba zrozumiał że jego brzuch jest brzuchem głodnego wilka i cofnął się do tyłu sama nie wiem po co. Znowu zaczęłam biec w kierunku dzików. Gdy zauważyłam pierwszego skoczyłam na niego.
<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
Weszliśmy do domu zmęczeni i cali w błocie oraz nie będę mówić w czym jeszcze. Po małej wyżerce zaczęliśmy się ganiać. Emma zwymiotowała na Henrego a on zaczął się o nas wycierać. Weszłam szybko do łazienki i zdjęłam brudne ubrania, które wrzuciłam do kosza na brudne ciuchy. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Po godzinnym szorowaniu wyszłam. Ubrałam się w piżamę a później wyszłam z łazienki. Przed drzwiami stał Henry i przez przypadek nie przez to, że wytarł o mnie wymiociny! Dostał drzwiami w nos trochę mocno. Może troszkę za mocno, bo leciała mu krew z nosa. Co ja się martwię przecież i tak za pół godziny mu się to zagoi. Wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam się na zegarek. Była trzecia nad ranem a jutro znowu szkoła. Przecież mogę do niej nie pójść tak jak to wczoraj zrobili Henry, Ems i Pat. Z tą myślą zasnęłam.

Jak sobie wyobrażacie postacie? Chodzi o obsadę. U was też pada śnieg?
Do następnego:*

WatahaWhere stories live. Discover now