XXXVII

9.8K 575 36
                                    

Nie planowałam zostać w Sydney ani chwili dłużej. Miałam za sobą nieprzespaną noc, ale byłam gotowa wsiąść w najwcześniejszy samolot, który leciał do Perth.

Jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam tak okropnej nocy na imprezie. Nigdy nie spodziewałabym się, że to mogłoby się stać za jego sprawą.

Alkohol wyprał mu mózg i z tego co zdążyłam zauważyć, wcale mu to nie przeszkadzało. Cokolwiek sobie myślał w swojej główce w tamtym momencie nie obchodziło mnie.

Żadne wytłumaczenie nie było w stanie go usprawiedliwić. Jak w ogóle mógł zrobić coś takiego? Sprawił, że się go bałam. Chciał tego? Nie liczyłam na wyjaśnienia z jego strony, a jeśli nawet by się pojawiły to miałam je gdzieś. Tak samo jak on moje uczucia.

Przez te ostatnie kilka dni, kiedy znowu regularnie ze sobą pisaliśmy poczułam się jak dawniej. Miałam wrażenie, że się nie zmienił. Był tym samym dobrym, zabawnym i przede wszystkim... Moim Luke'm. Dopiero wczoraj mogłam naprawdę zobaczyć, w jakie bagno się wpakował.

Starałam się już nad sobą nie użalać, bo robiłam się żałosna. Mimo że nie przespałam całej nocy to dusiłam w sobie płacz. Nie chciałam sobie pozwalać na takie słabości, a tym bardziej na to, że mógłby mnie zniszczyć tym.

Powiedzieć, że nic do niego nie czuje byłoby kłamstwem. Po wczorajszym już niczego nie byłam pewna. Dlatego potrzebowałam wrócić do Perth i odpocząć od tego.

Lori postanowiła zostać tu jeszcze na dwa dni, żeby spędzić trochę czasu z Calum'em, a potem i tak miała wylecieć z rodziną na Fiji.

W każdym razie szło mi to na rękę. Miałam wolną chatę przez tydzień, mogłam sobie żyć po swojemu tak jak chciałam.

Przytłaczało mnie ciągłe pocieszanie ze strony Lori i Chelsea. Nie potrzebowałam tego, chociaż byłam im wdzięczna za to co dla mnie zrobiły.

Na szczęście nadszedł czas do domu. Byłam niezmiernie podekscytowana i modliłam się, aby lot zleciał w szybkim tempie.

W sumie i tak przespałam całą podróż, więc nie odliczałam minut do końca.

Na lotnisku czekała na mnie mama, która już była poinformowana o wszystkim przez Lori. Nie ma co, świetna z niej przyjaciółka. Moja mama nie potrafiła zazwyczaj gadać ze mną o tego typu rzeczach, a jeśli już coś takiego się działo to potrafiła nawijać przez godziny.

Wolałam to zachować dla siebie, ale Lori mnie wyprzedziła.

Muszę to przeżyć.

Wyszłam z terminala i skierowałam się do miejsca, w którym ostatnio z Lori czekałyśmy na samolot – tam umówiłam się z mamą.

Czekała na mnie, przeglądając coś w telefonie. Nawet nie zauważyła, kiedy do niej podeszłam.

- Cześć, staruszko! – pomachałam jej dłonią przed nosem.

Blondynka dopiero ocknęła się z transu i wstała z krzesła.

- Hej, Holly – zaczęła ostrożnym tonem.

I właśnie tego chciałam uniknąć. Traktowania jak jajko.

- Mamo – spojrzałam na nią znacząco. – Wyluzuj, jestem cała i zdrowa.

- Cholera – zaklęła i przycisnęła mnie do siebie.

Biło od niej znajome ciepło, którego, nie powiem, brakowało mi. Trzymała mnie mocno i stanowczo przy sobie co chwilę, pocierając dłonią moje plecy.

- Nie mogę uwierzyć, że ten kutas, posunął się do tego – mruknęła mi do ucha.

- Wszystko jest w porządku – zapewniłam ją, odsuwając się.

We Met On Twitter |l.h|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz