Rozdział 6

571 44 1
                                    

-Czuje się dobrze, miło że pytasz. Jak chcesz mogę ci pomóc przy remoncie. - uśmiechnąłem się przyjaźnie.

-Nie mogę na to pozwolić, Artu... Zbyt dużo dla mnie zrobiłeś. Nie wypada... - przerwałem mu.

-Oj, bez przesady. Przecież nic mi nie jest. Zresztą w dwójkę pójdzie szybciej. Znam się na tym, bo sam remontowałem swoje mieszkanie i to praktycznie od zera.

-Chcesz mi powiedzieć, iż zrobiłeś to wszystko sam?

-Oczywiście. Ojciec tylko pomógł mi z elektryką oraz hydrauliką. Jednak nie rozmawiamy teraz o moim mieszkaniu tylko o twoim. Ze swoich źródeł dowiedziałem się, że nie dostałeś urlopu, więc będziesz chodził do pracy. Przez co zajmie ci to jeszcze więcej czasu.

-Ale to może być dla ciebie niebezpieczne. Nawdychasz się jakiś pyłów i twoje płuca mogą tego nie wytrzymać.

-Założę specjalną maskę. - chłopak westchnął.

-Ty pracy nie masz?

-Na chwilę obecną nie. Wczoraj wysłałem CV do kilku miejsc. Odpowiedź dostanę za jakiś tydzień, jak nie dłużej. - przez kilka sekund się nie odezwałem, bo pewna myśl przyszła mi do głowy. - Może ty nie chcesz pomocy albo już kogoś masz... O matko, jaki ja jestem głupi. Przepraszam, stałem się dziwnie nachalny.

-Zgadzam się. Wiesz, nikogo do pomocy nie chciałem, bo stwierdziłem, iż to nie na miejscu. Ile mam ci zapłacić?

-Głupi Krzyś. - poczochrałem mu włosy. - Nic od ciebie nie chcę, robię to bezinteresownie.

-Artu, weź się nie wygłupiaj!

-Jestem śmiertelnie poważny. - spróbowałem zrobić pełną powagi minę ale chyba mi się nie udało, bo chłopak wybuchł śmiechem.

-Dobra, za tą powalającą twarz zgadzam się na wszystko. Cholera powinienem być bardziej asertywny. Właśnie, miałem ci przekazać, iż masz oczekiwać zaproszenia od mojej matki na kolację. Będę się już zbierał, dzięki za gościnę.

-W porządku. W końcu jesteśmy dawnymi przyjaciółmi, którzy poznają siebie na nowo, przy okazji pomagając sobie nawzajem... Szlag, zaczynam mówić jak jakiś poeta czy inny taki. - zaczęliśmy się chichotać.

Odprowadziłem chłopaka do drzwi i poczekałem aż wyjdzie. Dopiero po dzisiejszej rozmowie spostrzegłem jak bardzo się zmieniliśmy. On już nie jest małym Krzysiem, który ratował mnie z opałów. Teraz jest to młody mężczyzna z innymi poglądami na świat. On już nie odczuwa tego co kiedyś. Może nawet i nie pamięta.

Jednak ja nie mogę się tego pozbyć z głowy. Często przypomina mi się to w najmniej oczekiwanych momentach. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Kiedyś nie zwracaliśmy uwagi na to co wymówił. Cholera jasna! Już wiem dlaczego nasze matki się pokłóciły! Tylko dlaczego zdaje sobie z tego sprawę dopiero teraz? Kiedy nie ma to najmniejszego znaczenia. Zresztą nigdy nie miało. Teraz te cholerne słowa są tylko nic nie znaczącym wspomnieniem. Właśnie... nic nie znaczącym, to czemu o tym myślę i to tak intensywnie jak nigdy. Jestem kompletnym idiotą...

Kilka godzin później...

Przez cały czas chodziłem niczym duch. Zagłębiony w myślach oraz przeklętych wspomnieniach. Jestem postanowiłem w końcu „wyjść" ze swojego umysłu. Dlatego teraz stoję w kuchni, przed lodówką i wyrzucam przeterminowane produkty do śmietnika, by zaraz po tym pójść na zakupy. Chociaż najpierw do KFC, bo jestem głodny.

Wracając samochodem do domu, przypomniałem sobie o zaproszeniu rodziców na obiad, o którym na śmierć zapomniałem. Dlatego zawróciłem i pojechałem do starszych. Rano dostałem wiadomość, że mam być na szesnastą. Obecnie jest piętnasta pięćdziesiąt. Jeżeli zdążę w tych korkach, to będę szczęśliwy. Niestety graniczy to z cudem.

Na miejsce dojechałem spóźniony o niecałe dwadzieścia minut. Oczywiście matka zdążyła do mnie zadzwonić i poinformować, że nie ładnie tak nie przychodzić na czas. W dodatku w połowie zdania jej przerwałem, ponieważ zauważyłem policję, a mandatu dostać nie chciałem.

Gdy zapukałem do drzwi, prawie że natychmiastowo otworzył mi ojciec. Po jego spojrzeniu wiedziałem, iż będę musiał się srogo tłumaczyć. Weszliśmy do salonu gdzie siedziała ma rodzicielka, zła jak osa, oraz Zuza która wydawała się być rozbawiona.

-Młody człowieku. - zaczęła matka ostrym tonem. - Mam nadzieję, że masz wystarczająco dobre wytłumaczenie na swoje czyny.

-Po pierwsze, były godziny szczytu, więc na drogach korki. Po drugie prowadziłem i zobaczyłem policję, a nie chciałem mandatu. Po trzecie i tu mnie chyba zabijesz... Zapomniałem o tym obiedzie. Przypomniało mi się w drodze powrotnej z zakupów, wcześniej już jadłem.

-Dziecko drogie, o rodzicach zapomniałeś?! O czym ty myślałeś?

-Właśnie... Chyba już wiem dlaczego pokłóciłaś się z ciocią, byłą Leesenhinpo.

-Długo zajęło ci dojście do tego. Zresztą nie wiem czy dobrze się domyśliłeś. Mów. - matka trochę złagodniała, co było plusem.

-O to co powiedział Krzychu. Wiesz, wtedy do wujków.

-Zgadza się. - powiedziała po krótkiej przerwie. - Chyba nadszedł czas, byś dowiedział się wszystkiego. Pozwolisz tylko byśmy zjedli. Po tym wszystko ci opowiem.

Zgodziłem się i poszedłem do kuchni, by zaparzyć sobie kawę. Po powrocie do salonu zasiadłem w swym fotelu i upiłem łyk mojego napoju, do którego dosypałem suszone, rozkruszone truskawki. Po kilkunastu minutach przyszła moja rodzicielka od dziwo, sama.

-Na początku chciałabym usłyszeć od ciebie, dlaczego on tak powiedział. - odezwała się siadając naprzeciw mnie.

-Bawiliśmy się wtedy w ogródku. Pilnował nas jego wujek. Nagle na posesje wszedł jakiś mężczyzna. Nie znaliśmy go, lecz on, mnie tak. Podszedł do mnie i Krzyśka. Coś do nas mówił ale ja go nie słuchałem, za bardzo się bałem. Wtedy podbiegł do nas pan Karol, wiesz brat cioci Eli. Znał tego, jeszcze w tamtym momencie, faceta i chciał się przywitać, ale zanim cokolwiek powiedział uprzedził go Krzyś, mówiąc: „Zostaw mojego chłopaka w spokoju!" i przytulając mnie do siebie. Następnie zaprowadzili nas, do was.

-Dobrze... Później Karol jak i Borys (wujek Artura) opowiedzieli nam o tym. Na początku się tym nie przejęliśmy w końcu byliście zbyt młodzi, by interesować się takimi rzeczami. Jednak później przypomniało nam się, że któregoś razu postanowiliśmy wytłumaczyć wam kilka rzeczy na takie tematy. Tak więc trochę się zaniepokoiliśmy. Zaczęliśmy więc obserwować wasze zachowanie, wszystko było w porządku aż do pewnego razu. Zachowywaliście się wtedy bardzo... Nie wiem jak to ująć. Przez cały dzień chodziliście trzymając się za rękę. Nawet do toalety razem. Pamiętam, że na pożegnanie cmoknęliście się w usta. - po tym nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.

-Założyliśmy się z pewną dziewczyną, która była od nas starsza, że przez cały dzień będziemy się zachowywać jak para. Ojeju, ale wy wszystko pomieszaliście.

-Chyba teraz zacznę żałować, iż nie daliśmy wam się wytłumaczyć. Kończąc... po tym bardzo się z Elą pokłóciłam, o wychowanie i inne sprawy. Przez to obie postanowiłyśmy, by was rozdzielić. To było najlepsze rozwiązanie. Nie spotykaliście się.

-I tu się mylisz. Wychodziliśmy pod pretekstem pobawienia się z innymi dziećmi, a tak naprawdę spotykaliśmy się w pobliskim lesie.

Twarz matki wyrażała niedowierzanie oraz minimalny smutek. Cóż, okłamywałem ją, ale czego nie robi się dla przyjaźni. Wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem nawet się nie żegnając. Nie miałem ochoty przebywać tam dłużej.

Wróciłem do domu zmęczony nadmiarem wiadomości, które dziś usłyszałem. Rozpakowałem siatki z zakupami. Następnie usiadłem na kanapie i chwyciłem książkę. Zacząłem czytać, lecz długo to nie potrwało...

Do końca twoich dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz