21.

100 6 0
                                    

Ciepłe powietrze napływające z każdej strony skutecznie wybudzało mnie z mojego snu. Tak bardzo jak nie chciałam otwierać oczu, tak bardzo zżerała mnie złość i ciekawość tego, czego mogę się dowiedzieć. Planowałam otworzyć oczy i dać sobie chwilę na sformułowanie moich pytań w sposób racjonalny, ale nie było to wykonalne - gdy tylko uniosłam powieki, ujrzałam Harry'ego, siedzącego dokładnie naprzeciw mnie. Założył nogę na nogę, łydkę opierając o udo. Łokieć spoczywał na oparciu fotela i wpatrując się we mnie, pocierał wargi palcami. Chciałam zamknąć oczy i udawać, że wciąż jestem nieprzytomna, ale zrobiłam coś zupełnie odwrotnego i błyskawicznie podźwignęłam się do pozycji siedzącej.
- Cześć. - powiedział po chwili milczenia.
- Gdzie byłeś? - zadałam swoje racjonalne, błyskotliwe pytanie. Miałam ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło.
- Napijesz się herbaty? - zapytał, zamiast pofatygować się z odpowiedzią. Cieszyłam się jego powrotem, ale nie miałam siły na przepychanki słowne. Byłam wyczerpana zamartwianiem się o niego i jedyne, czego chciałam, to poznać powód jego nieobecności.
- Wiesz, że normalnie podtrzymałabym tą wymianę zdań, ale nie mam ani siły, ani nastroju. - powiedziałam i stwierdziłam, że brzmiałam na wyczerpaną, co dało potwierdzenie moim słowom.
- Jestem tego świadomy, jednak zemdlałaś i twój stan jest dla mnie w tym momencie ważniejszy niż tłumaczenie się. - odparł i podniósł się z fotela, zostawiając mnie samą w pokoju. Rzut okiem na pomieszczenie pozwolił mi stwierdzić, że to ten sam pokój, w którym "zwierzałam" się Harry'emu. Czyżby role miały się teraz odwrócić? Taką miałam nadzieję. Ciepło, które mnie wybudziło, pochodziło z rozpalonego kominka. Płomienie trzaskały wesoło i były chyba jedynymi radosnymi obiektami w tym budynku.
- Zrobiłem ją wcześniej, więc może być już trochę zimna. - powiedział, podając mi kubek z herbatą. Faktycznie, była zimna. Zupełnie jak on teraz.
- Mogłabym w końcu dowiedzieć się co sprawiło, że uciekłeś stąd na tyle czasu? - zaczęłam nieśmiało.
- Nie uciekłem, okej? Musiałem wyjechać coś załatwić.
- Już to słyszałam, więcej niż jeden raz. Ten czas mogłeś wykorzystać na odpowiedź, a nie na powtarzanie w kółko tego samego. - powiedziałam z wyrzutem.
- A czy to ważne? Przecież teraz tu jestem. - rozłożył szeroko ramiona, następnie znowu złożył je na piersi. Patrzyłam przez chwilę na jego rozłożoną na fotelu sylwetkę, na roztrzepane włosy, na palce, którymi wciąż pocierał swoje usta.
- Odwieź mnie do domu. - powiedziałam, odkopując się z koca.
- Co? - zapytał odruchowo, zbity z tropu.
- Gówno. Nie mam potrzeby tu przebywać, tym bardziej nie mam potrzeby przebywać tu z tobą. - odparłam, wpatrując się w jego usta, które podświadomie chciałam teraz całować, a nie się z nimi kłócić. Wstałam z kanapy i zabrałam się do składania materiału w kostkę, ale reakcja Harry'ego była szybsza i zabrał go z moich rąk.
- Oj, nie wygłupiaj się. Zostań. - powiedział z delikatnym uśmiechem.
- Po co? - zapytałam prosto. Naprawdę nie było sensu się sprzeczać. - O ile dobrze pamiętam, ostatnim razem ja zostałam przymuszona do zwierzeń i dostałeś czego chciałeś. A jeszcze wcześniej przekonywałeś mnie, że musimy sobie ufać. Ja tobie zaufałam. Skoro nie potrafisz dać mi tego samego, moja obecność tutaj jest bezcelowa i zbędna . - odparłam niemal na jednym wdechu. Nie musiałam długo czekać na jego reakcję - złapał mnie za ramiona i posadził z powrotem na kanapę.
- Powiem ci, wszystko powiem, tylko przestań już tak gadać. - skrzywił się. Co w tym dziwnego, że odbieram to w taki sposób? - Mogę tu usiąść? - wskazał palcem na kanapę, wciąż stojąc przede mną.
- To niby twój dom, tak? - wzruszyłam ramionami. - Ale nie, spadaj na fotel. - powiedziałam i ponownie zawinęłam się w koc, wyciągając nogi na całej długości łóżka.
- Jakaś ty kochana. - burknął, jednak posłusznie usiadł na fotelu. Zerkałam na niego i czekałam, aż zacznie mówić, ale on uparcie milczał.
- Więc? - zapytałam z wyczuwalnym w głosie zniecierpliwieniem.
- Musiałem pomóc koleżance. Nic wielkiego. - powiedział w końcu. Krótko, lecz zawsze to jakaś informacja.
- W czym? - dociekałam. - Uprzedzam, że nie mam zamiaru zostawiać niedomówień. Jeśli trzeba będzie poświęcić kilka ofiar, to zrobię to, więc się nie wykręcaj. - dodałam poważnym tonem.
- Dobrze, szefie. - odpowiedział z udawanym przestrachem. - O czym miałem ci mówić? A, tak. Jej rodzicie się rozwodzą. Chciała się.. zrobić sobie krzywdę i wylądowała w szpitalu. Nikt zbytnio się nią nie przejął i musiałem znaleźć jej tanie mieszkanie, by nie wylądowała na ulicy.
- Oh. - tylko tyle wyszło z moich ust. - I tego tak nie chciałeś mi powiedzieć? Przecież to nic strasznego. To znaczy, nic, co trzeba byłoby ukrywać. - poprawiłam się szybko, kiedy rzucił mi prawie oburzone spojrzenie.
- Strasznie naciskałaś, więc nie miałem ochoty na mówienie ci czegokolwiek.
- Naciskałam? Nie było cię prawie dwa tygodnie! - krzyknęłam sfrustrowana. - Dwa tygodnie. Nie mogłeś mnie poinformować? Zadzwonić? Telefon. Jeden telefon i byłoby po sprawie, ale książę Harry nie raczył go nawet odebrać. - zakończyłam, ostatnią uwagę wypowiadając sarkastycznym tonem.
- Kiedy się na czymś skupiam, zwykle nic innego mnie nie obchodzi. - odpowiedział.
- Auć. Powinnam czuć się zlekceważona? - przyłożyłam rękę do serca, przybierając zbolałą minę.
- Ugh, nie, to nie tak. - zaoponował. Może byłam wredna, ale podobało mi się, jak tłumaczył się przede mną, jak plątał się i gubił w słowach.
- Więc jak? - tym razem to ja skrzyżowałam ręce na piersi. Zaczynałam czuć rozbawienie, widząc go takiego.
- Po prostu nie miałem do tego głowy. Naprawdę. Nie chciałem cię olać, ale też nie myślałem o tym, żeby cię poinformować.
- Harry, telefon to góra dwie minuty. - zadrwiłam.
- Zrozum mnie. A jeśli nie rozumiesz, to zwyczajnie to zaakceptuj, bo nic więcej nie powiem. Przykro mi i przepraszam, ale inaczej być nie mogło.
- Okej. - zdecydowałam się tymczasowo zakończyć swoje przesłuchanie. Tymczasowo, bo nie do końca dawałam wiarę jego słowom, ale co najważniejsze, przeprosił. - A co z krwią na twojej koszulce? Oddawałeś jej nerkę, czy coś? - wyrwało mi się, za co otrzymałam zabójcze spojrzenie.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. Masz szczęście, że doceniam twój humor w każdej postaci. Poza tym, to nie krew, tylko farba.
- Co robi czerwona farba na twojej koszulce?
- Leży. - wywrócił oczami. - Musiałem trochę odnowić to mieszkanie, które jej załatwiłem. Zajęło mi to więcej, niż przypuszczałem, ale efekt końcowy był niesamowity. - powiedział z błyskiem w oku.
- Ona jest dla ciebie kimś ważnym? - zapytałam, nie tłumiąc ciekawości, za do doskonale tłumiąc niechcianą zazdrość. Nie chciałam od niego niczego więcej, ale mimo wszystko do tej pory podobał mi się fakt, że byłam jedyną dziewczyną obecną teraz w jego życiu. Chyba.
- Jest moją przyjaciółką, nic więcej. Nie masz powodów do zazdrości. - mrugnął, wyczuwając emocję ukrytą w moim głosie.
- Jakiej zazdrości. - prychnęłam cicho pod nosem. - W sumie to nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie. - powiedziałam, na co uśmiechnął się uroczo i mogłabym przysiąc, że na chwilę się zarumienił.
- Mogę ci to wynagrodzić. - zagadkowy uśmiech pojawił się na jego twarzy i momentalnie rozbudził moją ciekawość.
- Jak? - zapytałam, wymyślając przeróżne teorie dotyczące jego pomysłu.
- Masz wolny weekend?
- Nie wiem. Mam pracę. Odrabiamy dni, kiedy bar był zamknięty. Dlaczego pytasz? - zapytałam ostrożnie.
- A udałoby ci się załatwić wolne trzy dni? - drążył temat.
- Musiałabym porozmawiać z Bobem. Ale o co chodzi? - ponowiłam pytanie.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - uśmiechnął się i rozłożył się na fotelu. - Powiem ci, jeśli obiecasz załatwić sobie wolne.
- Nie mogę ci tego obiecać. - powiedziałam kpiącym tonem. - Przecież nie zadzwonię do niego o.. - urwałam i spojrzałam na zegarek. - Pierwszej w nocy i nie zapytam, czy da mi wolny weekend.
- Jasne, że zadzwonisz. - odrzekł, biorąc coś ze stolika obok. W pierwszej chwili myślałam że to jego telefon, jednak szybko zorientowałam się, że trzymał w dłoni moją komórkę.
- Harry, to nie jest śmieszne. Cokolwiek chcesz zrobić, nie rób tego. - wyszeptałam niewyraźnie, czując zdenerwowanie. Harry stukał w ekran wyświetlacza i po chwili w trybie głośnomówiącym rozległ się sygnał oczekiwania na połączenie.
Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona z zamiarem jak najszybszego rozłączenia się, ale Harry po raz kolejny uprzedził mnie i, zachowując się jak zwykle, czyli jak typowy dżentelmen, złapał mnie za ręce i przytrzymał je z tyłu, nie dając możliwości na kolejny ruch.
- Harry, on mnie zabije. - syknęłam, próbując się wyszarpnąć, ale nie udało mi się poluźnić tego stalowego uścisku. Posłane błagalne spojrzenie również niczego nie dało, więc z głośnym westchnięciem czekałam, aż mój ukochany szef odbierze telefon i mnie opieprzy.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego. - sygnał oczekiwania przerwał się i rozmowa została miło rozpoczęta. Świetnie.
- Cześć, Bob. - przywitałam się grzecznie, ignorując zduszony chichot Harry'ego obok mojego ucha. Swoją drogą, w innych okolicznościach byłby całkiem przyjemny.. może nawet podniecający. Zastanawiałam się, skąd w moich myślach wzięła się wizja dyszącego chłopaka, wyraźnie zmęczonego jakąś czynnością..
- Chciałam zapytać, czy mogłabym wziąć wolny weekend. - wypaliłam od razu, by wyrzucić z głowy nad wyraz nieprzyzwoite sceny. Tak, rozegrałam to świetnie.
- Dzwonisz do mnie nad ranem, by spytać o coś, o co mogłabyś poprosić w pracy? - sapnął do słuchawki. Jego oburzony ton nawet mnie nie zaskoczył, ponieważ często używał go w rozmowach ze mną.
- Nie nad ranem, jest dopiero pierwsza ale.. no, w sumie tak. - burknęłam, powodując jeszcze większe rozbawienie u sprawcy całego zdarzenia. Bardzo, ale to bardzo śmieszne.
- Cóż, musisz pogodzić się z rozczarowaniem. Nie dostaniesz wolnego weekendu a jeśli jeszcze raz wykręcisz mi taki numer, zabiorę ci wszystkie przerwy i będziesz szorować kible. - warknął. Nieźle go wkurzyłam.
- Poproś. - szepnął cicho Harry, poluźniając uścisk. - Postaraj się. - dodał, tak jakby wkurzenie szefa było najnaturalniejszą rzeczą na świecie, a otrzymanie wolnego czymś niezwykle prostym.
- Proszę? - zapytałam, zmieniając ton na przymilny.
- Jesteś chora. Idź spać. - powiedział bezceremonialnie, a drugi idiota znów zaczął się śmiać.
- Odrobię to. Przez następne dwa tygodnie będę w pracy codziennie. - zaproponowałam, mimo iż nawet nie wiedziałam, dlaczego tak zaciekle walczę. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, informująca o tym, że albo się zastanawia, albo rzucił to w cholerę i wrócił do spania.
- Dobra. - zgodził się po dłuższej chwili. Harry puścił moje ręce i wrócił na fotel, a samozadowolenie wręcz emanowało z całej jego sylwetki. -  Trzy tygodnie i masz weekend włącznie z piątkiem.
- Może być. - odparłam bez zastanowienia, kończąc połączenie. Odłożyłam telefon na stół i usiadłam na kanapie, zachowując przesadny spokój, jednak ze względu na mój charakter nie trwało to zbyt długo.
- Dlaczego to zrobiłeś? Czy to nie mogło poczekać? Mógł mnie od razu zwolnić! - wybuchłam, lecz na próżno. Harry siedział niewzruszony, patrząc na mnie w irytujący sposób.
- Obydwoje wiemy, że próbowałabyś się od tego wykręcić. - odpowiedział, skutecznie zamykając mi usta. Ma rację, pewnie bym próbowała.
- Ugh. - powiedziałam, nie wysilając się na ambitniejszy komentarz. - Dowiem się, po co był mi ten weekend?
- Jedziesz ze mną do Londynu.

The Other Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz