17.

130 9 0
                                    

- Będziesz dalej wściekać się za coś, na co i tak nie mam wpływu? - warknął. To nie powinno tak wyglądać. To naprawdę nie powinno tak wyglądać. Każdy inny na jego miejscu starałby się "naprawić" sytuację, spróbował poprawić humor, sprawić, abym choć częściowo zapomniała o tym, co przed chwilą powiedziałam. U każdej innej osoby pojawiłoby się współczucie. Nie to, żebym tego współczucia potrzebowała. Nie miałam zaplanowanego w głowie scenariusza tej rozmowy. W którymś momencie łzy zaczęły kapać na jego kolana i zreflektował się.
- Płaczesz? Nie rób tego, nie przy mnie, proszę. - mówił szybko, patrząc na mnie z niepokojem.
- Z całym szacunkiem, ale mogłeś pomyśleć o tym zanim przymusiłeś mnie do zwierzania się. Trzeba było zaznaczyć, że nie jesteś właściwą do tego osobą. - szlochnęłam delikatnie i pociągnęłam nosem.
- Nie uważam, abym nią nie był. - oburzył się. - Po prostu proszę cię, żebyś nie płakała.
- Dlaczego, do cholery, mam nie płakać? - ton mojego głosu był głośniejszy, niż zamierzałam, ale kurczę, denerwował mnie.
- Bo nie potrafię ci pomóc. Nie umiem pocieszać ludzi, i nawet nie chcę tego robić. - wzruszył ramionami.
- Nigdy nikomu nie współczułeś?
- Współczułem.. kiedyś tam. Dawno temu.
- Teraz nic cię nie rusza? - drążyłam temat.
- Jezu, Louise, przystopuj. Czy to jest to, czego potrzebujesz? Mojej litości?
- Nie wiem.. Nie. Ale zaskoczyło mnie to, że skwitowałeś to słowem "dziwne", a nawet chyba mnie to zabolało.
- Cóż, to twój problem. Współczuję ci, ale nie będę tego okazywał.
- A właśnie, że będziesz. - zezłościłam się. - Jeszcze nie wiem jak, ale poznasz na nowo to uczucie.
- Chcesz ożywić kamień? - uniósł brew i oparł rękę o oparcie kanapy, wkładając dłoń we włosy. Nie odpowiadałam, tylko patrzyłam mu prosto w oczy. Łatwiej było mi zachować spokój, kiedy nie robił tego swojego spojrzenia, od którego robiłam się.. galaretką. On również wpatrywał się we mnie, aż przewrócił oczami i wyrzucił ręce do góry.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś upierdliwa? - jęknął, a ja zachichotałam. Wcześniejszy melancholijny nastrój uleciał ze mnie i czułam się spokojniejsza. - Czego się spodziewałaś? Tak, chciałem dowiedzieć się wszystkiego, ale też się zaskoczyłem, a później ty wyjeżdżasz z tekstem, że przypominam twojej matce jej zmarłego syna i kiedy mnie widzi, ma nawroty depresji. Również potrzebowałem sekundy na otrzeźwienie. Poza tym, gdybyśmy to ciągnęli, dalej byłabyś smutna, a teraz przynajmniej się wkurzasz i nawet się zaśmiałaś, zamiast płakać, więc już się zamknij i mi podziękuj. - burknął.
- Tak, dziękuję ci za bycie bezlitosnym, obojętnym dupkiem, to naprawdę pomaga. - powiedziałam sarkastycznie.
- Trafiłaś, to akurat moje drugie i trzecie imię. Serio, skończyłaś już? Bo mamy do obgadania coś zupełnie innego.
- Co takiego?- zaciekawił mnie.
- Pytałem, czy już skończyłaś.
- O czym mamy rozmawiać?
- Ponawiam pytanie.
- Tak, skończyłam!
- To dobrze. Wszystkiego najlepszego. - powiedział, uśmiechając się przy tym uroczo. Nie byłam pewna, czy "Harry" i "uroczy" idą ze sobą w parze, ale.. zaraz, co?
- O czym ty mówisz? Kto ma urodziny? - zapytałam, ogłupiała.
- Ty, geniuszu. - parsknął. Obiecuję, że jeśli kiedyś opluje mnie przy tym parskaniu, dostanie w twarz.
- Ja mam urodziny dopiero 13 lipca, a dziś jest.. - zamilkłam, podliczając w myślach dni, i dokonałam szokującego odkrycia.
- Tak, dziś jest 13. Naprawdę jesteś bystra, kwiatuszku. - powiedział i wreszcie zdjął rękę z mojego ramienia, co pozwoliło mi na odwrócenie się i ukrycie zaczerwienionych policzków. Kwiatuszku? To nie pasowało do Harry'ego, ani nawet do mnie.
- Nie masz na dziś żadnych planów, prawda, wstydzioszku? - zaśmiał się i połaskotał mnie w brzuch. Odskoczyłam, czerwieniąc się bardziej.
- Nie, nie mam. Strzelam, że nawet gdybym miała, to już bym ich.. nie miała?
- Taka bystra. - powiedział z udawanym podziwem. Miałam ochotę chwycić coś ciężkiego i cisnąć w niego całą swoją siłą. - Robimy dziś imprezę.
- Imprezę? Jaką imprezę? Gdzie? Po co? Kto? Robimy? Co znaczy "my"? - słowa wylatywały z moich ust z prędkością światła.
- Tak, imprezę. Normalną. W domku Lei. Z okazji twoich urodzin, co pewnie wciąż cię szokuje. Wszyscy twoi bliscy, znajomi. My, czyli ja i ty - ty, no bo to twoja impreza, a ja, bo to ja jestem głównym organizatorem. Nie pomyliłem kolejności? Masz może więcej pytań?
- Nie, nie mam. Trochę mnie zaskoczyłeś. Jak wpadłeś na ten pomysł?
- No cóż, to nie ja. Zadzwoniła do mnie twoja przyjaciółka z pytaniem, czy jeszcze w ogóle żyjesz, czy po prostu nie widzisz świata poza mną, że kompletnie olewasz przyjaciółki od dwóch tygodni. Przyjęła ze zrozumieniem twoje szaleństwo na moim punkcie i zaproponowała imprezę. Gdyby to ode mnie zależało, pewnie wywiózłbym cię stąd na weekend, nawet przy użyciu siły. - muszę spisać z nim umowę o nieużywaniu sarkazmu. Jedynie ja posiadam ten przywilej, i umiejętność. Nie mogłam nic poradzić na to, że zamiast przejmować się słowami Lei, do głowy wkradła się myśl, gdzie Harry by mnie zabrał - i co by ze mną robił. Z miejsca polubiłam tę wizję.
- O 12 przyjdzie jakaś Kamra, zabrać cię na zakupy.
- Carmen? Dlaczego mamy iść na zakupy?
- Stwierdziła, że potrzebujesz czegoś nowego. - wzruszył ramionami, a ja w ułamku sekundy wpadłam na pomysł zasługujący co najmniej na Oscara.
- Będę musiała to odwołać. - powiedziałam z udawanym smutkiem. - Kto inny pójdzie ze mną na zakupy.
- Kto taki? - połknął haczyk.
- Ty. - odrzekłam z uśmiechem. Widok pojawiającego się w jego oczach przestrachu to od dziś mój ulubiony widok.
- Odmawiam. Nie idę na żadne zakupy. Jeszcze tego brakowało, żebym latał za tobą od sklepu do sklepu.
- Cóż, w takim razie ja nie wybieram się na żadną imprezę. - założyłam ręce na piersi i odwróciłam wzrok, zaczynając przy tym cichutko pogwizdywać. Przeczuwałam, że gdybym na niego spojrzała, zobaczyłabym bezradny wyraz twarzy i zaciśnięte usta. Chciało mi się śmiać, jednak zamiast tego odliczałam w myślach sekundy.
- W porządku, pójdę z tobą! - wykrzyknął po upływie trzystu czternastu sekund. - Ale nie zamierzam przynosić ci czegoś w mniejszym rozmiarze. Dziękuj Bogu, że mam dużo cierpliwości i jeszcze nic ci nie zrobiłem.
- A co mógłbyś mi zrobić? - zapytałam prowokacyjnie.
- Na przykład zabić cię w przypływie złości. Takie rzeczy się zdarzają. - odparł poważnie, ale wzięłam to za żart.
- Od dziś będę się pilnować. - uniosłam dwa palce do góry, a drugą rękę przyłożyłam do serca, w geście przysięgi. Wywrócił oczami i szeptał coś pod nosem, zdecydowałam jednak nie dociekać co ma do powiedzenia. Rzuciłam okiem na zegarek i doszłam do wniosku, że powinnam położyć się spać właśnie teraz, skoro mamy wcześnie wstać.
- Gdzie mogę spać? - zapytałam. Potarł usta palcem wskazującym i zamyślił się chwilę.
- Masz do wyboru tą kanapę, trochę wygodniejsze łóżko na górze, i bardzo wygodne łóżko ze mną.
- Wybieram kanapę. - odpowiedziałam bez namysłu. Harry wstał i wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na niego pytająco.
- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju.
- Przecież wybrałam kanapę. - zaprzeczyłam, na co westchnął.
- Nie, ja będę na niej spał. Ty prześpisz się w moim łóżku. - wciąż trzymał wyciągniętą rękę, więc po prostu ujęłam ją i pozwoliłam ściągnąć się z łóżka, a następnie zaprowadzić na górę. Otworzył przede mną drzwi i wprowadził do małego, aczkolwiek przytulnego pokoju. Wystarczyła chwila, abym poczuła się tu dobrze i niemal tak, jak u siebie. Harry nie tracił czasu na wyjaśnianie co gdzie leży, oznajmił jedynie, że to, co widzę pod ścianą, to jest łóżko, z którego dzisiejszej nocy będę korzystała. Ignorując ochotę oderwania głowy od reszty jego ciała, wypchnęłam go za drzwi i je zamknęłam, następnie rzucając się na łóżko. Wpatrując się w sufit, zastanawiałam się, jak się czuję. Powinnam być teraz smutna. Wywlekłam na wierzch to, co męczyło mnie od tylu lat, w dodatku zrobiłam to po raz pierwszy. Głowa bolała mnie od wylanych łez i zdawałam sobie sprawę z tego, że nie czuję się dostatecznie źle dlatego, że nie wszystko do mnie jeszcze dotarło. Dominującym uczuciem w tym momencie stała się pustka. Brak osoby, która opiekowała się mną, kochała ponad wszystko, i wcale nie myślałam o ojcu. Nie chcąc kontynuować tej myśli, nakryłam się kołdrą i próbowałam spokojnie zasnąć.

The Other Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz