09.

120 7 0
                                    

Uśmiech nie mógł zejść z mojej twarzy. Tak jest, Styles, przestań korzystać jedynie ze swojego uroku, który niezaprzeczalnie posiadasz, i weź się w końcu do roboty. Moja podświadomość zrobiła dziubek i zacmokała z uznaniem. Wciąż krzywiłam się się na myśl, że pozwoliłam Harry'emu, aby mnie dotknął. Racja, poczułam się po tym lepiej, ale wypadałoby chyba poprosić o pozwolenie, prawda? Istnieje coś takiego jak nietykalność osobista, a jej naruszenie jest karalne, tak sądzę. Wstałam z kanapy i skierowałam się do kuchni, aby wstawić wodę na kawę. Było parę minut przed czternastą, a za oknem tak ciemno, że ta czynność wymagała zapalenia światła. Grad wciąż przybierał na sile a włączone radio informowało, żeby już wcale nie wychodzić z domu, i szczerze mówiąc, powoli zaczynałam się bać. Cieszyłam się, że mama nie siedzi sama w domu. Znając ją, panikowałaby i dzwoniła do wszystkich, pytając, czy wszystko u nich teraz w porządku, nawet jeśli mieszkają na drugim końcu świata i o zaistniałej tutaj sytuacji pogodowej nie mają najmniejszego pojęcia. Z rozmyślań wyrwał mnie gwizdek sygnalizujący gotującą się wodę. Wyłączyłam ją, zalałam kawę i przeniosłam się z powrotem do salonu. Nie nacieszyłam się długo spokojem, ponieważ rozległo się pukanie do drzwi. Otwierając je nie spodziewałam się, że zobaczę kompletnie przemoczonego Harry'ego, uśmiechniętego od ucha do ucha, trzymającego w ręku dwa pudełka z chińszczyzną. Gdzie on dostał chińszczyznę, skoro wszystko jest pozamykane?
- Cześć. - powiedział z rozbrajającą prostotą, wchodząc do domu. Postawił pudełka na stoliku i potrząsnął głową na boki, aby pozbyć się wody ze swoich loków. Coś w stylu psa po kąpieli.
- Potrafisz spieprzyć powitanie! - krzyknęłam, wycierając rękawem kropelki, które wylądowały na mojej twarzy i włosach. Jezu, tyle tego było, że miałam całą mokrą grzywkę.
- Przepraszam. To przyzwyczajenie. - wyciągnął rękę, aby zetrzeć wodę z mojego policzka, jednak zatrzymał się w połowie i spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach.
- Mogę cię, no wiesz.. dotknąć? - spytał z ironią.
- Nie. - wytrącił mnie z równowagi, ale i rozbawił. Wiem, że dla niego to było żałosne i głupie, ale cieszyłam się, że wziął to do siebie, chociaż minimalnie.
- Skoro tak, możesz dać mi jakiś ręcznik?
- Chcesz zostać? Myślałam, że tylko podrzucisz mi jedzenie.. - powiedziałam patrząc, jak jego oczy minimalnie się rozszerzają. Przez ułamek sekundy wyglądał na zdezorientowanego, aż w końcu kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Bardzo śmieszne, Louise, jesteś mistrzynią żartu i ironii. Brawo! A teraz odsuń się, bo właśnie idę wytrzeć moje piękne ciało. - powiedział, przepychając się w ciasnym korytarzu, i skierował się do łazienki. Chichocząc, wzięłam pudełka z jedzeniem i poszłam do kuchni po sztućce, nie zwracając uwagi na Harry'ego krzyczącego, czy mam jakąś opaskę. Po kiego mu opaska? Powędrowałam do salonu, siadając wygodnie na kanapie, po czym zabrałam się za jedzenie. Poczekać na niego, czy nie czekać?
- Pospiesz się, jestem głodna. - mruknęłam głośno, aby mnie usłyszał. Po chwili wyszedł z łazienki, a mnie zatkało, nie wiem który już raz na jego widok. Wyglądał niby zwyczajnie, ale było w tym coś, co uniemożliwiało ci odwrócenie wzroku, kiedy był w jego zasięgu. Lekko mokra, biała koszulka na krótki rękaw lekko opinała tors, a na długim łańcuszku wisiał papierowy samolocik. Dopasowane czarne, wąskie spodnie, a grzywka.. spięta moją różową spinką z motylkiem. To skutecznie wyprowadziło mnie z otępienia i zaczełąm się śmiać.
- Widzę, że dziś masz dobry dzień. - burknął, przechodząc obok kanapy, i usadowił się na fotelu na przeciwko mnie. Wziął swoje pudełko, ignorując mnie, wciąż zanoszącą się śmiechem.
- Dałabyś już spokój. Ta grzywka mi przeszkadza. - udawał obrażonego, ale w jego głosie słyszałam rozbawienie.
- Mogę zrobić ci zdjęcie? Na pamiątkę. - wydukałam, powoli się uspokajając. Nie odpowiedział, zamiast tego zaczął jeść. Po paru minutach poszłam w jego ślady, i otworzyłam pudełko.
- Smakuje? - zapytał, gdy przełknęłam pierwszą porcję.
- Nie jest takie złe, jakby się można było spodziewać. - może myśleć sobie co chce, ale z sekundy na sekundę coraz bardziej uwielbiałam się z nim droczyć.
- Coś za bardzo spodobało ci się używanie docinków i ironii. Gdzie to przechwyciłaś?
- Taki jeden nieciekawy typ mnie tego nauczył.
- Nieciekawy mówisz? Znam go?
- Raczej nie, nie pokazuje się ludziom za często. W wolnym czasie zajmuje się uprzykrzaniem życia biednym dziewczynom. - wzruszyłam ramionami, odkładając na stolik puste pudełko. Szybko skończyłam, bo naprawdę było dobre.
- To skąd ty go znasz? - parsknął śmiechem w odpowiedzi na moją wypowiedź.
- Ciekawa historia. Miałam niep.. przyjemność go spotkać kiedyś przed imprezą, a później na niej. Tańczyłam z nim, ale byłam pijana, i tańczyliśmy zbyt blisko. Gdybym nie była, pewnie potoczyłoby się to inaczej. - powiedziałam, a on patrzył na mnie, ni to poważny, ni to rozbawiony, ani wkurzony. Nie mogłam tego rozgryźć i wcale nie miałam możliwości, bo coś huknęło, i w domu zapanowała całkowita ciemność.
- Kurwa mać! - krzyknęłam, podrywając się z kanapy.
- Louise, uspokój się. To tylko korki. - zaśmiał się Harry. Więc jest rozbawiony. - Do gradu doszła jeszcze burza.
- Auć! Cholera! - zawyłam głośno, uderzając małym palcem w stolik. Jak miałam się uspokoić, skoro..
- Louise, usiądź na tej swojej małej dupie, zanim się wypierdolisz. - zaśmiał się, choć głos miał stanowczy.
- Jak mam usiąść, skoro teraz nawet nie wiem, gdzie jest kanapa? - jęknęłam, starając się ukryć rosnącą panikę. - Muszę poszukać latarki, świeczek, czegokolwiek.
- Czy ty boisz się..
- Tak, mam prawie 18 lat i boję się ciemności! - powiedziałam z irytacją, wchodząc mu w słowo. - Nic na to nie poradzę, muszę sobie jakoś radzić, teraz chcę znaleźć coś, co da światło, a ty mnie wkurwiasz. - nie chciałam być taka agresywna i wulgarna, i w sumie nie mam pojęcia dlaczego odpowiedziałam mu tak opryskliwie. Słyszałam, jak poruszył się, ale nie mogłam zobaczyć, co robi.
- Mogę wziąć cię za rękę? - usłyszałam nagle tuż przy uchu. Jezus maria, zaraz dostanę zawału.
- Tak. - wyszeptałam. Na zewnątrz szalała burza, padał grad, a ja bałam się tak bardzo, że wpuściłabym do domu włamywacza lub mordercę, aby dotrzymał mi towarzystwa.
- Wiesz, gdzie możesz mieć świeczki? - mówił spokojnie, jakby starając się mnie uspokoić.
- Myślę.. Może w piwnicy. - odpowiedziałam, wciąż szepcząc.
- Okej, pójdę tam. Chcesz tu zostać czy..
- Idę z tobą. - weszłam mu w słowo. Nie ma mowy, nie zostanę tu sama. Harry delikatnie splótł swoje palce z moimi i pokierował się w stronę drzwi prowadzących na dół.

*****

- To się nada. - świecąc telefonem pokazał mi kawałek świeczki. - Mało, ale jest. - powiedział jakby przepraszająco. - W sumie, to mieszkam niedaleko.. Jeśli naprawdę się boisz, mogę pójść po świeczki, czy coś. - powiedział zupełnie poważnie. Czy on zwariował? W taką pogodę?
- Zwariowałeś? Przecież nie wypuszczę cię na zewnątrz! - niemal krzyknęłam, świadoma tego, że reaguję zbyt intensywnie. Tak, martwiłabym się. Byłabym przerażona, gdyby wyszedł, ale czy to nie jest po prostu ludzka reakcja? Zerknęłam na niego. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, a w oczach, które wpatrywały się we mnie, można było dostrzec namiastkę zaskoczenia. W końcu ponownie zabrał się za przeszukiwanie kartonów, nie komentując mojego mini-wybuchu. Czułam, że się rumienię, ale trwaliśmy w zupełnej ciszy.
- Okej, myślę, że zasłużyłem na nagrodę. - powiedział po upływie dziesięciu minut, podsuwając mi pod nos torebkę z ogrzewaczami. Skąd tu się wzięły? Nie ważne, liczy się to, że są. Nie czekając, aż odpowiem, znowu chwycił mnie za rękę i wyprowadził z piwnicy. Posadził mnie na kanapie, a sam chodził po pokoju, rozstawiając świeczki w różnych miejscach, aby dawały jak najwięcej światła.
- Nie ma rewelacji, ale to najwięcej, co mogłem zrobić. - powiedział po rozstawieniu części podgrzewaczy. Wciąż było ciemno, ale przynajmniej widoczne były zarysy twarzy i większe przedmioty. - Nie rozstawię wszystkich, bo nie wiadomo, przez ile nie będzie prądu, a będziemy mieli problem, jak te się wypalą. - pokiwałam głową na znak, że mi to pasuje. Nagle rozległ się głośny grzmot, po czym coś mocno stuknęło w okno, a ja wrzasnęłam, mocno przestraszona.
- Spokojnie, Louise, jesteś blada jak ściana. Pójdę sprawdzić co to było, dobrze? - mówił powoli i spokojnie, jak do dziecka. W sumie zachowywałam się teraz jak dziecko.
- Nie, Harry, przestań. To niebezpieczne. Drzwi są zamknięte, okna też, więc to nie jest ważne. - starałam się brzmieć pewnie.
- Niech ci będzie. - westchnął, po czym uśmiechnął się głupkowato. - Mogę usiąść sobie koło ciebie? - zaśmiałam się, czując jak moje ciało się rozluźnia. Byłam mu wdzięczna za to, że jednym pytaniem rozładował atmosferę. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce, szczelnie otulając się kocem, co skwitował
- Nie musisz tego robić. Nie dotknę cię.
- Po prostu mi zimno. - odpowiedziałam niewinnie. - Więc.. co będziemy robić? - zapytałam, bo naprawdę nie miałam pojęcia, jak spędzimy ten dzień w takich warunkach.
- Nie mogę cię dotykać, więc tak szczerze, nie mam pojęcia.. - wywróciłam oczami.
- Pytam serio. Co chcesz robić? - przez chwilę patrzył się w przestrzeń i wyglądał, jakby się zastanawiał.
- Dobra, to może zagramy w dwadzieścia pytań? Nie ukrywam, nie jest to przypadkowy pomysł, mam kilka pytań. Odpowiadamy na każde które sobie zadamy. Bez wykręcania się. Co ty na to? - powiedział, uśmiechając się tajemniczo.

The Other Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz