18.

116 11 1
                                    


Carmen była cudowna i przyjechała od razu po moim telefonie. Co prawda nie rozumiała dlaczego sama tu dotarłam, a wrócić już nie potrafię, ale nie doszukiwała się sensu. W trakcie drogi powrotnej Bob zadzwonił do mnie z życzeniami i poinformował, że bar ponownie czynny będzie od przyszłego tygodnia i zaprasza mnie do pracy. Przyjdę, o ile będę mogła, przecież dostałam zakaz od Harry'ego, bo to może być "wciąż niebezpieczne". Jedynym niebezpieczeństwem na mnie czyhającym była nerwica, której nabawię się przy dalszej znajomości z nim. Z ust wyrwało mi się parsknięcie, jednak pokręciłam przecząco głową, kiedy Carmen rzuciła pytające spojrzenie. Poprosiłam, by zawiozła mnie do domu i stamtąd sama pojadę do domku Lei, jeśli tylko wytłumaczy, jak tam dojechać. Kiedy wysadziła mnie już na miejscu i obiecała, że wyśle dokładny adres, zadała pytanie, które chciała zadać prawdopodobnie całą drogę.
- Harry zostawił cię w tym centrum?
- No. - wzruszyłam ramionami. - Pogadamy później, okej? - zatrzasnęłam drzwiczki, tym samym dając możliwość i jednocześnie znak, żeby odjechała. Idąc dróżką do domu, spojrzałam w niebo. Po wcześniejszej słonecznej pogodzie nie został nawet najmniejszy ślad, niebo pokrywały ciemnoszare chmury. Nie zapowiadało się na deszcz, ale nigdy nic nie wiadomo. Miałam nadzieję, że ten cały domek będzie wystarczająco duży, aby się w nim schować na wszelki wypadek.
Kiedy otwierałam drzwi, z torebki zabrzęczał telefon. Przekręcając klucz, wyjęłam go i odebrałam nad wyraz wylewne życzenia od mamy. Życzyła, abym dobrze się uczyła, abym znalazła lepszą pracę i tym podobne. Wciąż nie mogła zaakceptować tego, jak muszę wyglądać w barze, nie rozumiała jak Bob mógł robić z nas "obiekty pożądania seksualnego", z czym oczywiście przesadzała. Racja, nie miałyśmy może tak zakrytego ubioru jak prestiżowe restauracje, ale to nasza knajpa miała najwięcej klientów ze względu na ceny i obsługę, a komentarzy kierowanych w naszą stronę wcale nie było tak dużo. Czasami trafiali się pijani klienci, którzy komplementowali nas w swoim alkoholowym amoku, jednak nie byli w żadnym wypadku nachalni. Zresztą, Bob nie pozwoliłby na to, żeby coś się działo. Może nie płacił nam tyle, ile powinien, ale dbał o nas jak nikt inny. Podziękowałam za pamięć i poinformowałam ją o imprezie, co okazało się być dla niej już znanym faktem. Odmówiła przyjścia, twierdząc, że to mój czas z przyjaciółmi i poprosiła, żebym przyjechała do niej kiedy będę mogła i wtedy poświętujemy razem, po czym rozłączyła się. Przechodząc obok kuchni zastanawiałam się, czy nie jestem głodna. Nie byłam, ale i tak postanowiłam zjeść coś przed wyjściem - na tyle, na ile znam moje przyjaciółki, zapewnią sobie i wszystkim alkohol, a że nie stroniły od niego, będzie go więcej niż wystarczająco. Przy nich nauczyłam się, że picie na pusty żołądek, to jedna z najgłupszych rzeczy, jakie można zrobić. Rzuciłam klucze na stolik w salonie i zanim poszłam wziąć prysznic, wyjęłam z szuflady notes i wyrwałam kartkę, pisząc na niej wczorajszą datę. Magnesem przypięłam ją do lodówki i w końcu poszłam do łazienki. Ta kartka będzie przypominać mi dzień, w którym przełamałam lęki i opowiedziałam swoją historię, oraz kiedy przeżyłam najlepszy pocałunek w swoim życiu.

***

W szlafroku i ręczniku na głowie, starałam się namalować eyelinerem na powiekach perfekcyjne kreski, oczywiście nieudolnie. Nie dość, że wyglądały jak zygzaki, to jeszcze ciągłe poprawianie ich i wycieranie nie wyglądało zbyt estetycznie. Miałam ochotę choć raz wyglądać dobrze i nie zamierzałam ruszać się stąd, dopóki nie wyjdzie tak, jak sobie wymarzyłam.
Efekt końcowy był dla mnie satysfakcjonujący, pomijając tonę zużytych wacików i patyczków. Zdjęłam ręcznik z włosów, które okazały się wciąż wilgotne, więc zmuszona byłam iść po suszarkę. Biegałam w tą i z powrotem, co rusz czegoś zapominając, aż przy setnym razie pukanie do drzwi przerwało ten rytuał. Byłam pewna, że to mama jednak zdecydowała się mnie odwiedzić.
- Cześć. - nieznajomy wyszczerzył zęby w uśmiechu, grzebiąc sto metrów pod ziemią moje domysły, i mnie spalającą się ze wstydu. Stałam w ręczniku, co chłopak właśnie dyskretnie lustrował.
- Czy my się znamy? - zadałam pytanie, udając, że wcale nie ląduję w wykopanym w myślach dole.
- Nie, jeszcze nie. Dziś rano wprowadziłem się do domu obok, więc od teraz mieszkamy po sąsiedzku. Jestem Travis. - wyciągnął rękę i wymieniliśmy uścisk.
- Louise.
- Sorry, Louise, nie chcę być wredny ani wścibski, ale zawsze urządzasz sobie wędrówki po domu? - zapytał.
- Nie, na ogół jestem normalna. Szykuję się na imprezę, ale ciągle czegoś zapominam i muszę po to wracać. - tłumaczyłam zakłopotana. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że słychać mnie nawet w domu obok.
- Luz, jest okej. Z jakiej to okazji? - dociekał, ale nie przeszkadzało mi to. Nie odstraszały mnie nawet tatuaże, które pokrywały połowę szyi i widoczną część prawej ręki.
- Urodzin, moich urodzin. - posłałam mu uśmiech, wciąż czując się niezręcznie z powodu ubioru.
- Więc wszystkiego najlepszego! Powinienem ci coś dać? Na urodziny, i na powitanie. Chociaż w sumie, to ty powinnaś mnie witać, jako tego nowego. Czuję się dość niezręcznie. - ułożył usta w podkówkę, co poskutkowało moim chichotem.
- Mogę cię powitać, kiedy będę w innym stroju. Wpadnij na kawę tak.. pojutrze? - zapytałam i w tym samym momencie przypomniałam sobie o Harrym. Prawdopodobnie mu się to nie spodoba, ale prawdopodobnie ja miałam to gdzieś. Na kawałku kartki zapisałam mu swój numer na wszelki wypadek i pożegnałam się, następnie wróciłam do robienia fryzury.
Kiedy w końcu dostałam adres do domku, byłam już w pełni ubrana i umalowana. Czarna sukienka była obcisła przy ramiączkach, ale luźna na dole, co pozwoliło mi na włożenie pożyczonych bokserek. Z niewiadomych powodów czułam coś w rodzaju satysfakcji, choć wiadome było, że on się o tym nie dowie. No, chyba że miał określone w jakie dni nosi jaką bieliznę, wtedy może się chłopak zdziwić.
Zabezpieczyłam drzwi i wsiadłam do samochodu stojącego na podjeździe. Miałam szczęście, że mama zadbała o to, by mi go dostarczyć, inaczej wciąż stałby w jej garażu i musiałabym zadzwonić ponownie po Carmen. Wstukałam adres w nawigację i po paru minutach jechałam już autostradą. Powoli podekscytowanie obejmowało moje ciało na myśl, że to wszystko organizowanie jest tylko dla mnie, bo kończę osiemnaście lat. Nie czułam się na tyle, i nawet na tyle nie wyglądałam. Słuchałam się grzecznie głosu dochodzącego z GPS i z tego co mówił, byłam już bardzo blisko celu. Bliżej, niż myślałam, ponieważ nawigacja dała znak, żeby skręcić w lewo i tam znajduje się miejsce, do którego zmierzam. Posłusznie skręciłam we wskazanym kierunku i dojechałam do olbrzymiego, drewnianego domku. Był oświetlony małymi, choinkowymi lampkami i wyglądał jakby żywcem wyjęty z bajki. Wysiadając poczułam, że to może być miły wieczór, i czym prędzej skierowałam się w stronę drzwi. Nie spodziewałam się, że przy wejściu będzie czekała na mnie osoba, z którą spotykać się bynajmniej nie chciałam.
Harry stał oparty o ścianę i z żalem w sercu przyznałam, że wyglądał niesamowicie, znowu. Niezmiennie czarne, obcisłe spodnie zgrywały się z czarną koszulą zapiętą pod samą szyję. Rękawy sięgały trochę za łokcie i zasłaniały moje ulubione tatuaże, co przyjęłam z małym smutkiem.
- Czekałem na ciebie. - uśmiechnął się. No trzymajcie mnie, bo zaraz zwariuję. - Wejdziesz tam ze mną? - zapytał, wyciągając dłoń w moją stronę.
- Wybacz. Wolę wejść sama, niż wejść w złym towarzystwie. - uśmiechnęłam się równie pięknie i słodko, jak on, i wyminęłam go, wchodząc do środka.
Przywitałam się ze wszystkimi, którzy stali najbliżej mnie i od razu zostałam zgarnięta przez dziewczyny wydzierające się na cały głos, że muszę wypić urodzinowego drinka, później urodzinowe piwo i urodzinowe shoty. Wiedziałam, że nie odpuszczą, więc nie było sensu protestować.Zaprowadziły mnie do kuchni i posadziły przy stole, a same zabrały się za przygotowanie specjalnych napojów dla mnie. Wiele osób zebrało się w pomieszczeniu, by wznieść toast za moje zdrowie. Wydawało mi się, że w tłumie widziałam sylwetkę Harry'ego, ale w sumie, to nie obchodziło mnie to, czy tu jest.
Po wykonaniu wszystkiego, czego chciały moje przyjaciółki, już lekko kręciło mi się w głowie i właśnie taki stan mi odpowiadał, więc odmówiłam dalszego picia. Zeskoczyłam ze stołu i chciałam wyjść z
- Czekaj moment. Chcę zrobić coś, co powinienem był zrobić od razu. - zatrzymał mnie Harry, zagradzając ręką wyjście z kuchni. Jednak był tu cały czas. Krzyknął, przywołując kogoś do siebie, a ja miałam ochotę ugryźć go w rękę, byleby tylko mnie wypuścił.
- Louise, to jest Niall. Niall, poznaj Louise. - odwróciłam się i stanęłam oko w oko z chłopakiem, którego spotkaliśmy wcześniej w centrum handlowym. Nie odezwał się, tylko odsłonił zęby w uśmiechu. Odwzajemniłam go i na tym się skończyło.
- Teraz jestem ważna? - zapytałam, patrząc mu w oczy, a on w odpowiedzi zacisnął usta i milczał. - Skoro już jestem ważna, to teraz ja pokażę ci, jak ważny jesteś dla mnie. - powiedziałam i przeszłam pod jego ręką, zostawiając go z Niallem w kuchni. Chciałam wykonać doping niczym cheerleaderka i wykrzyczeć litery, które ułożyłyby się w dwa cudowne słowa 'pierdol się'. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, co raz mniej mi się tutaj podobało, nie było miejsca dla mnie. Krążyłam od pokoju do pokoju, tysiąc razy natrafiając na obściskujących się ludzi. Co chwilę ktoś zatrzymywał mnie, składając życzenia, a ja musiałam sztucznie dziękować, udając wdzięczność. Gdyby nie ta impreza, nawet nie pamiętaliby o moich urodzinach. Znalazłam kolejną porcję galaretek i zjadłam wszystkie, które były na talerzu. Powróciłam do pokoju, w którym bawiła się największa ilość ludzi i zmrużyłam oczy, by pokonać niewyraźny obraz. Śledziłam wzrokiem każdego z osobna, aż napotkałam swojego "ulubionego" znajomego.
Obraz lekko się rozmazywał i manewrowałam między meblami, aż w końcu dotarłam do fotela, w którym siedział Harry, sącząc piwo z puszki. Miałam ochotę trochę się z nim podrażnić.
- To co, Harry, teraz jestem kimś ważnym, tak?
- A ty znowu swoje? - po tonie jego głosu wywnioskowałam, że przewrócił oczami.
- Tak na dobrą sprawę, to nie znowu, bo poprzednim razem nie odpowiedziałeś.
- Co miałem ci powiedzieć? Mówiłem, że gdybyś była kimś ważnym, przedstawiłbym cię, i przedstawiłem. Dodaj dwa do dwóch. - powiedział, wstając. Chwyciłam go za koszulkę i popchnęłam z powrotem. Nie krył zaskoczenia, ale i uśmiech zabłąkał się na jego ustach. Wyglądał cholernie seksownie. Zmniejszyłam dystans między nami i usiadłam mu na kolana tak, że nogi zwisały mi po obu stronach jego ciała. Harry napiął mięśnie i udawał nonszalancję, ale wiedziałam, że go to tak zwyczajnie nie obeszło.
Nachyliłam się do jego ucha i zaczęłam szeptać różne rzeczy.
- Wiem, że jestem ważna. Jesteś słaby w udawaniu. Rozgryzłam cię. - zachwiałam się, a chłopak od razu splątał ręce na moich plecach, tworząc barierkę.
- Nawet w najmniejszym stopniu mnie nie rozgryzłaś. - odpowiedział i tym razem to ja wywróciłam oczami.
- Skończ już z tymi gadkami z drugim dnem albo odejmowaniem dwóch od dwóch, zacznij być konkretny. - zdenerwowałam się i chciałam wstać, lecz przyciągnął mnie do klatki piersiowej, a ja, zamiast się odsunąć, tylko mocniej na niego naparłam i połączyłam nasze usta. Gdzieś z oddali dolatywała piosenka Sail, co tylko mnie nakręcało. Zamknęłam oczy i miałam wrażenie, że spadam, co kompletnie nie pasowało mi do ilości wypitego alkoholu. Zbyt mało, by się tak czuć.
- Jestem konkretny, staram się być. - wymamrotał pomiędzy pocałunkami.
- Nie, nie starasz się. Dlatego nigdy nie wyszłoby pomiędzy nami. - szepnęłam mu do ucha, wcześniej znacząc ustami ścieżkę przez całą krzywiznę szczęki, tak jak on przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Myślisz, że nie ma takiej możliwości, by coś między nami było? - mogłabym przysiąc, że kiedy wypowiadał te słowa, głos lekko mu zadrżał.
- Oczywiście, że nie, Harry. Pomyśl.. - szukałam odpowiednich słów na wyjaśnienie mojego punktu widzenia, ale na szczęście nie musiałam dłużej się głowić.
- Starczy, gołąbeczki! - krzyknął Niall śpiewnym głosem, stając tuż obok nas. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, Harry rozplątał dłonie, umożliwiając zejście z jego kolan. Nim odwróciłam się, zdążyłam zobaczyć, jak oblizuje usta i usłyszeć ciche słowa Nialla.
- Koleś, wiem, że ci się podoba, ale nie jest taka ładna, jak mówiłeś. - rzucił prosto. Auć. Harry mówił mu, że jestem ładna? Chcąc nie chcąc, malutki uśmieszek zagościł na moich ustach. Chwyciłam ze stołu jeszcze jedną galaretkę i wsunęłam ją do ust. Nie wiedziałam, czego do nich dodali, że były jednocześnie pyszne i obrzydliwe.
- Louise! - odwróciłam się w stronę osoby krzyczącej moje imię. Carmen zaprzyjaźniła się najwidoczniej z Leą i resztą moich koleżanek. Zrobiło mi się głupio, że nie poznałam ich ze sobą wcześniej. Znałam Car od niedawna, niby pracowałam z nią, ale zaczęłyśmy rozmawiać dopiero wtedy, kiedy Harry pojawił się w barze. Ugh. Wszystko sprowadzało się do Harry'ego. Tak bardzo jak chciałam teraz o nim nie myśleć, tak samo wiedziałam, że ciężko jest nie myśleć o kimś, do kogo coś czujesz, cokolwiek. Wymusiłam krzywy uśmiech i podeszłam do dziewczyn, wsłuchując się w ich pozbawioną większego sensu paplaninę. Przebiegając wzrokiem po obłożonych stołach, natknęłam się na blaszkę z ulubionymi od dzisiaj galaretkami. Zamiast bawić się i chodzić co chwilę po kolejne, po prostu zabrałam wszystkie ze sobą, i podjadałam, udając, że wciąż słucham. Co jakiś czas kiwałam głową, czego i tak chyba nie zauważały. Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę, dopóki nie postanowiły wyjść na zewnątrz na papierosa. Ktoś podszedł i zaprzeczył, proponując pójście później, ale podobno za chwilę miał zacząć padać deszcz, więc dziewczyny wolały iść teraz. Postanowiłam iść z nimi, nie zważając na przeszkodę, która pojawiła się na mojej drodze.
- Louise nie pali. - Harry zmaterializował się i złapał mnie za ramię, chcąc powstrzymać przed wyjściem.
- Żartujesz? Ona jara jak smok odkąd pamiętam. - zaśmiała się Lea. Strzepnęłam jego rękę i podążyłam chwiejnie za dziewczynami i grupką, która dołączyła do nas. Dlaczego ja nie znałam tych ludzi? Przeszkadzało mi to tylko do momentu, w którym jeden z nich wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Poczęstowana, wyciągnęłam rękę po jednego, ale Harry ubiegł mnie i sam to zrobił.
- Jeśli będziesz palić, to będziesz paliła ze mną. - oznajmił i kilku chłopaków zagwizdało na te słowa. Nie miałam pojęcia o czym mówi, ale byłam ciekawa, dlaczego to spowodowało taką reakcję. Harry włożył go między usta i trzymał, w tym samym czasie pytając o zapalniczkę. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek coś dorówna widokowi jego napiętych mięśni, tatuaży lub jego osoby w garniturze, ale okazało się, że Harry z papierosem w ustach bije to wszystko na głowę. Podpalił czubek i pierwszy buch powędrował w jego płuca. Kiedy wypuszczał dym, wraz z nim ulatywał mój zdrowy rozsądek. Spojrzał na mnie spod powiek, zaciągnął się po raz drugi i przybliżył do mnie swoje usta, wpuszczając dym między moje wargi. Kompletnie zaskoczona, omal się nie zakrztusiłam. Nigdy w życiu nie doświadczyłam niczego podobnego, nawet nie wpadłam na taką myśl, że można palić papierosy z kimś. Nim zdążyłam się otrząsnąć, Harry zrobił to ponownie, i ponownie, aż doprowadziliśmy czynność do końca. Pozbawiona wszelkiej kontroli chwyciłam go za rękę i weszliśmy z powrotem do domu. Nie wiedziałam gdzie idę, ale ciągnęłam go za sobą, aż trafiliśmy do jakiegoś pustego pokoju na końcu korytarza.

Louise już nie panowała nad sobą, wypiła tyle, że obawiałem się o to, czy w jednej chwili nie padnie i nie zaśnie. Popchnęła mnie na łóżko, zrywając ze mnie koszulkę, i zaraz sama się na nie wdrapała i zaczęła mnie całować. Bardzo.. zachłannie. Nie kontrolowała się i wędrowała swoimi małymi dłońmi dosłownie wszędzie. Raz czułem je na plecach, po chwili były wplątane w moje włosy, i znów na plecach. Nie mogłem powiedzieć, żeby mi to przeszkadzało lub nie podobało.Wręcz przeciwnie, jednak mimo tego, że chciałem więcej, nie mogłem jej na to pozwolić. Teraz może i zrobiłaby wszystko, na co miałaby ochotę, ale nie miałem pewności, czy jutro nie będzie tego wszystkiego żałowała, a jak na razie starczyło mi jej ciągłych pretensji. W myślach byłem odpowiedzialny i rozsądny, a w rzeczywistości tak samo zaangażowany, jak ona. Nie mogłem powstrzymać chęci przyciągnięcia jej do siebie bliżej, więc to zrobiłem. Rozochociła się jeszcze bardziej i gdyby nie przestała, nie odpowiadałbym za to, co mogło się stać.
Poczułem, jak rozluźnia uścisk, i po chwili padła na łóżko, śmiejąc się chyba bez powodu.
- Harry, niedobrze mi. - wydukała pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
- Dziewczyno, ile ty wypiłaś? - czy chciałem, czy nie chciałem, martwiłem się o nią. Nie sztuka zaliczyć zgona na imprezie.
- Niewiele. - przestała się śmiać, przeszła na chichotanie. - Tylko dwa drinki.
- Tylko? - coś mi nie pasowało.
- Jadłam też galaretki, ale to tylko galaretki. - bąknęła, rozjaśniając tym samym całą sytuację.
- Tak, jelly shots, głupia dziewczyno. Galaretki z wódką. - jęknąłem, a ona znów zaczęła się śmiać, więc podniosłem ją z łóżka i odkryłem kołdrę, by móc ją położyć. Przewróciła się na bok, zwijając w kulkę i wciąż chichotała, choć słabiej. Patrzyłem na nią, jak robi dziwne miny i stara się zdmuchnąć włosy opadające jej na twarz. Odgarnąłem je ręką, by nie musiała się dłużej męczyć, na co mruknęła. Parsknąłem śmiechem, to była całkiem urocza scena.
Przestała się w końcu wiercić i już nie otwierała oczu, chyba zasnęła. Zastanawiałem się, czy powinienem tu z nią zostać, czy wracać do bawiących się ludzi.
- Nie wiem czy jest tak, jak powiedziałam wcześniej. - szepnęła sennie. - Że między nami by nie wyszło. Nie myślę tak. To znaczy myślę, ale.. bo ty jesteś.. taki.. agh. Nie potrafię cię zrozumieć. I nie wiem.. - nie dokończyła, odpływając. Korciło mnie, żeby pomęczyć ją jeszcze przez chwilę, aż powie to, co myśli, jednak zrezygnowałem.
Ta dziewczyna doprowadzała mnie do szału w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. W jednej chwili mam ochotę przycisnąć ją do ściany i całować tak, że sama się na mnie rzuci, a w drugiej przewiązałbym jej usta szmatą i wrzucił do jakiejś piwnicy, byleby tylko jej nie słuchać. Słowo daję, że to jeszcze nigdy nie było tak trudne. Ona wszystko utrudniała. Zgrywa niezwykle niedostępną i myśli, że to kupuję. Nie kupuję. Nie jestem aż taki głupi, jak się jej wydaje. Owszem, czasem się nabieram i ulegam, ale zwalam to na jej urok. Nie uważałem tak, jak Niall - ona była piękna. I momentami czułem się jak szczeniak, bo rozpraszało mnie to. W takich chwilach nie sądziłem, żeby zasługiwała na to wszystko, ale później ona otwiera buzię i wiem, że nie powinienem jej tak żałować. Spojrzałem na nią, upitą, śpiącą, mruczącą coś pod nosem, i poczułem nieprzyjemny uścisk w żołądku. To oczywiste, że gadam głupoty. Żałuję tego wszystkiego coraz bardziej i bardziej. Nic jednak zrobić nie mogę. Gdyby tylko wiedziała, co ją czeka z mojej strony.
Gdyby wiedziała..

****

poważnie, jeśli nie chce się wam pisać komentarzy, możecie pisać na tt hashtag #TodsPL, z chęcią poczytam co macie do powiedzenia :)
no i massive thank you za wszystkie wejścia!

The Other Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz