10.

109 6 0
                                    

- No więc? Co ty na to? - pytał. Byłam zdezorientowana. Z jednej strony chciałam się zgodzić, byłam ciekawa, jakie miał do mnie pytania. Z drugiej strony byłam zaniepokojona tym, że pytania mogą mnie zakłopotać, wkraczając w intymne rejony. Nie znałam go zbyt długo, ale wiedziałam, że nie ma możliwości, aby przepuścił taką okazję.
- Okej. Zgadzam się. Ale zrobimy tak - na każde pytanie, które mi zadasz, sam również musisz odpowiedzieć. Tak żeby było fair. - uśmiechnęłam się do niego obserwując, jak lekkie zdezorientowanie pojawia się na jego twarzy.
- Mi pasuje. Nie mam nic do ukrycia. - i znów miał normalny wyraz twarzy.
- Od czego zaczynasz?
- Na początek proste pytania, to bardziej informacje, bo nie musisz się zbytnio wysilać. Jesteś nastolatką. Jakim cudem twoja matka zgodziła się, abyś zamieszkała sama, i jeszcze za to płaci? Masz jakieś nawyki, których ona nie może znieść?
- Nie, Panie Wredny, nie mam. Po prostu.. - zastanowiłam się. - Mama mi ufa, nigdy nie sprawiałam jej problemów wychowawczych, nie musiała się denerwować przeze mnie. W sumie, jestem spokojna.. - urwałam, bo Harry parsknął śmiechem. - No co?
- Z całym szacunkiem, ale w ciągu tych kilku spotkać chyba zdarzyło ci się kilka razy krzyknąć, zapyskować i przekląć.
- To nie moja wina, tylko twoja.
- Nawet mnie to cieszy, lubię wredne dziewczyny, ale wracajmy do tematu, kontynuuj.
- Kiedy zaproponowałam jej to, abym rozpoczęła życie na własną rękę, w pewnym stopniu na początku nie była przekonana, ale wiedziała, że sobie poradzę. Ot, historia.
- Rozumiem, że to jeszcze nie czas, abym zapytał, co jest nie tak z twoją mamą? - zapytał tak zwyczajnie, jakby tak naprawdę go to nie obchodziło.
- Nie. Ja.. nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będzie na to czas. - zmarszczył brwi na moje słowa.
- Będzie. - powiedział stanowczo. - Musimy sobie ufać. No, ty musisz mi ufać. Bo ja tobie ufam. - zaskoczył mnie tymi słowami. Jak to się stało.. tak szybko? - Mam jakiś powód, by ci nie ufać? - zapytał podejrzliwie. Czy miał? Nie pobiegnę do nikogo i nie powiem, co się między nami dzieje i co nowego wiem. - I tak wiem, że nie powiesz nikomu, co robimy. Nie jesteś taka. - powiedział, jakby echo moich słów. - Myślę, że odpowiedziałaś na pytanie, więc możemy iść dalej. Jak wyglądały twoje przygody miłosne?
- To znaczy? - nie było za bardzo co opowiadać. Moje doświadczenia były prawie zerowe, podejrzewałam natomiast, że jego mogły być bardzo.. rozbieżne.
- Co jest trudnego w tym pytaniu?
- Nic. Pytasz o to, czy mam chłopaka?
- Tak. - parsknął. - Mniej więcej.
- No cóż, ja.. - znowu się zamyśliłam. - Miałam trzech. Pierwszych dwóch to była kompletna pomyłka. - przewróciłam oczami na to wspomnienie. - Dopiero przy trzecim coś się pojawiło.
- Coś? To znaczy co?
- Uczucie. - wzruszyłam ramionami. - Leo poznałam na początku liceum. Był nowy, a ja lubiłam pomagać, więc oprowadziłam go po szkole, pomagałam początkowo w lekcjach, aż parę miesięcy później to on zaczął się mną opiekować już jako mój chłopak. - mimowolnie uśmiechnęłam się. - Leo był chłopakiem, który pomoże ci w każdej sytuacji i nigdy nie zostawi cię w potrzebie. Potrafił zrezygnować ze wszystkiego, bym tylko była szczęśliwa. Był naprawdę wspaniały.
- Skoro był taki wspaniały, to dlaczego nie jesteście już razem?
- Musiał.. wyjechać. Tak nagle okazało się, że musi przeprowadzić się na drugi koniec kraju. Nie wiedziałam dlaczego tak się stało, i do tej pory tego nie wiem, ponieważ jakby słuch po nim zaginął. Do jego ojca też nie potrafiłam się dodzwonić, więc..
- Jak on miał na imię? - przerwał mi. Mogłabym przysiąc, że był zaniepokojony.
- Leo, mówiłam już. - minimalnie zbladł. - Coś nie tak? Harry? - zmarszczyłam brwi. Przejął się tym?
- Nie, wszystko w porządku. - jak w ułamku sekundy udaje mu się pozbyć wszelkich emocji z twarzy? Normalny człowiek tak nie potrafi. - Wybacz mi na sekundkę, muszę zadzwonić.
- Przecież w radiu mówili, żeby nie korzystać..
- Nie przywykłem do słuchania, a co dopiero do robienia tego, co mi mówią. - odpowiedział zimno, po czym podniósł się z podłogi i wyszedł z pokoju. Co go ugryzło? Znowu? Miałam ogromną ochotę iść za nim i podsłuchać, o czym tak nagle musiał z kimś porozmawiać, ale świeczki już przygasały i nie byłam pewna, w którym momencie może zapaść całkowita ciemność. Chociaż.. ryzyko może się opłacić.
Odrzuciłam koc i tak, by nie narobić hałasu, podeszłam do drzwi prowadzących do piwnicy. Starałam się wychwycić jak najwięcej informacji, ale docierały do mnie tylko strzępki nerwowo prowadzonej rozmowy.
- To był on. Jestem pewny.. Co? Tego nie wiem.. Powiedziałeś, że pomożesz. Nie wykręcisz się z tego. - Harry wręcz syczał do słuchawki. Och, ile bym dała, żeby słyszeć odpowiedzi po drugiej stronie telefonu..
- Zrozum to, kurwa. Jeszcze nigdy nie miałem powiązanych ze sobą.. - urwał nagle, nie mówiąc nic przez dłuższą chwilę. Nasłuchiwałam kroków, lecz panowała kompletna cisza.
- Albo się tym zajmiesz, albo ja zajmę się tobą. - powiedział dobitnie, po czym słychać było już tylko, jak wchodzi po schodach. Rzuciłam się w drugą stronę, by nie odkrył, że go podsłuchiwałam.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdumiony.
- Byłam w łazience. - palnęłam bez zastanowienia. Serio, Louise? Stać cię na coś wiecej.
- I dlatego stoisz przy drzwiach wyjściowych? Łazienkę masz po drugiej stronie. - mówił powoli, unosząc brew. - Podsłuchiwałaś mnie?
- Nie. - zaśmiałam się. - Dlaczego miałaby mnie interesować twoja rozmowa? - podsunęłam się pod samą ścianę.
- Na przykład dlatego, że wyszedłem tak nagle. Nie wiedziałaś, co się stało, i ciekawość cię zżerała. - podszedł do mnie i oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi. - Mam rację?
- Nie, nie masz racji. Ja nie.. - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, ponieważ Harry gwałtownie przekręcił się w taki sposób, że ręce miał umieszczone po obydwu stronach mojej głowy, pochylając się tak, że twarz miał praktycznie przed moją.
- Bardzo nie lubię, jak ktoś mnie kontroluje. Bardzo. - oddzielał słowo od słowa, jakby myślał, że tak to bardziej do mnie trafi.
- Ale ja nie.. - chciałam w jakiś sposób przekonać go, że tak nie było, ale zabrakło mi słów. Po raz pierwszy, czując jego bliskość, ogarnęło mnie coś innego, niż dotychczas.
- Nie wkurzaj mnie i nie pogrążaj siebie. - prychnął i odsunął się ode mnie, kierując się na kanapę. To, co czułam, to było przerażenie. Czy ja bałam się, że on może mi coś zrobić?
- Będziesz tam tak stała?
- Nawet jeśli, to co? - rzuciłam, jednak poszłam w tym samym kierunku, co on. Zignorował moje pyskowanie. Zamiast tego, wziął torebkę z podgrzewaczami i zaczął rozmieszczać je po całym pokoju.
- Wygląda na to, że pogoda się uspokoiła, ale myślę, że prądu nie będzie co najmniej do rana. Poustawiam ci nowe świeczki, i znikam.
- Co? Jak to? - wyrwało mi się. Nie to, żebym go zatrzymywała, ale byłam niemal pewna, że wykorzysta sytuację na maksa, i będzie próbował zostać do jutra. Zawstydziłam się za swoją pewność siebie.
- Uwierz, bardzo chętnie bym został, jednak muszę coś załatwić. - powiedział, nawet na mnie nie patrząc. Powiedzieć, że nie miałam pojęcia, o co chodzi, to było za mało.
- Wiesz o tym, że nie idziesz jutro do pracy? - zmienił temat, zbijając mnie z pantykału.
- Dlaczego nie idę? - świetnie sformułowane pytanie, wcale nie zabrzmiałam jak idiotka.
- Zagrożenie mija, jednak nie znika. Najlepiej zrobisz, jeśli zostaniesz w domu. - w końcu spojrzał na mnie. Nie mam pojęcia, w jakim nastroju jest teraz, co jest mocno dekoncentrujące. - I nie kłóć się ze mną. Proszę cię o to, ale jednocześnie to nie jest prośba. Zrobisz to?
- Jeśli zagrożenie minie..
- Możesz chociaż raz zrobić to, o co ciebie proszę, nie kłócąc się ze mną?
Nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam na niego. Czułam się konkretnie ogłupiona.
- Obiecaj, że nie pójdziesz jutro do pracy.
- Dobra, obiecuję. -
O co, do cholery, chodzi?

*****

O godzinie 10 byłam już w drodze do pracy. Obiecałam, że nie pojadę, ale w sumie, dlaczego miałabym się dostosować do tego, co Pan i Władca mi rozkazał? Zagrożenie nie było takie, jak wczoraj, więc miałam prawo wyjść z domu. Jak już mówiłam, nie mam obowiązku się go słuchać, jednak coś mi mówiło, że jeśli dowie się, nie będzie zbytnio zadowolony.
Bar był w opłakanym stanie. Wszystko, co stało na zewnątrz, uległo zniszczeniu do tego stopnia, że nadawało się tylko do kosza.
- Louise, dołącz do dziewczyn i przejrzyjcie tamtą stertę. Może znajdziecie coś, co jeszcze się do czegoś przyda. - powiedział Bob, gdy tylko weszłam do środka. Wyglądał na naprawdę przybitego. Bez słowa wyszłam z lokalu, kierując się do samochodu po bluzę.
Starałam się przenosić kawałki drewna na jeden stos, jednak coś nieprzerwanie wibrowało w mojej kieszeni. Próbowałam to ignorować i w spokoju wykonywać swoją pracę, ale za ósmym razem byłam już zirytowana.
- Miałaś siedzieć w domu. - usłyszałam zamiast powitania.
- Cześć, Harry. Tak, miałam, ale nie było już takiego zagrożenia, i..
- Drugą rzeczą, której nie lubię, jest to, jak ktoś nie wywiązuje się z obietnic. A trzecią rzeczą, której nie lubię, jest kłamstwo. Liczyłaś na to, że się nie dowiem, prawda?
- Tak. - odpowiedziałam szczerze.
- Nawet nie wiesz, jak mnie wkurwiłaś, Louise. Jadę po ciebie. - powiedział, po czym rozłączył się.

The Other Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz