ROZDZIAŁ 12

105 13 37
                                    

AMARA

Siedzę w swoim pokoju. Ściany jeszcze mają barwę niebieską, dlatego muszę mieć maksymalnie 15 lat. Stoję przy oknie, które zasłanie biała firanka, a moje dość krótkie włosy łaskoczą mnie w nos. Zauważam jednak kątem oka dwie ramki na zdjęcia oraz po lewej stronie okna przyczepione półki z książkami.

Wszystko jest na swoim miejscu. Tak jakbym znów miała naprawdę te 15 lat.

Mam na sobie czerwoną sukienkę, krwistą. Pamiętałam, kiedy tak się ubrałam. Na dwudzieste drugie urodziny Morgany...

Męczę się z zaplątaniem warkocza, gdyż moje włosy są na tyle krótkie, że nie potrafię złapać ich wszystkich. W pewnym momencie poddaję się i puszczam kłaki, które są teraz skierowane we wszystkie strony świata. Wzdycham i dmucham w kosmyk, który opadł mi na twarz.

Słyszę pukanie w drzwi i mimowolnie odpowiadam „proszę". Nie chcę tego mówić, ale i tak to robię. Wszystko, każdy ruch, jaki wykonuję, jest poza moją kontrolą.

Bo przecież to już się zdarzyło.

Do mojego pokoju wchodzi uśmiechnięta, podekscytowana Morgana. Jej blond loki okalają jej twarz, które jak byłam młodsza, to przypominały mi mięciutkiego baranka. Patrzy na mnie swoimi brązowymi oczami, a ja zauważam jej lekko zaróżowione policzki. To oznacza, że wbiegła po schodach, pomimo wielokrotnych krzyków matki byśmy tego nie robili.

Morgana siada na moim łóżku i patrzy z politowaniem na moje włosy.

— Warkocz? — prycha, ale jej łagodne spojrzenie sprawia, że się rozpływam.

Kiwam tylko głową. Siostra od razu klęka na moim łóżku i kiwa na mnie głową. Podchodzę do niej i staję tyłem. Czuję, jak jej palce przepływają delikatnie przez moje kosmyki. Ani razu nie ciągnie mnie niepotrzebnie, ani razu nie zabolało mnie. Zdecydowanie lepiej jej idzie niż mi.

Gdy tak zaplata mi warkocza, uśmiecham się, ciesząc się, że mogę mieć chociaż jedną siostrę wśród tych wszystkich głupich braci. Wtedy też Morgana coś szepcze.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, o co chodzi, dopiero później uświadomiłam to sobie...

— Będziesz kimś wielkim.

— Hm? — mruknęłam, ale już wszystko się rozpłynęło.

Otwarłam oczy i natychmiast usiadłam na łóżku. Spojrzałam w stronę okna. Tego samego z tymi samymi firankami. Oprócz tego wszystko inne od tamtego czasu się zmieniło. Tak samo jak ja.

Poczułam piekące łzy w oczach, ale zaraz pomrugałam i zniknęły.

Wspomnienia w snach są najgorsze, bo nie możesz ich kontrolować.

Przełknęłam ślinę i zdecydowałam się na jedno. Zapomnienie. Wrzuciłam po prostu to zdarzenie do kolejnej szufladki w mojej głowie, którą trzymałam na kluczyk. Może kiedyś ją otworzę... a może nie.

Pamięć o Morganie zawsze zostanie, ale nie wspomnienia.

Zerknęłam na zegar, krzywiąc się. Było jeszcze za wcześnie na przygotowania do dzisiejszego balu maskowego. Mimowolnie mój wzrok przeszedł na pudełko na krańcu łóżka. Chwyciłam je i ponownie otwarłam. Już po raz setny robiłam to w ciągu ostatnich dni, ale musiałam być pewna, że wszystko nadal było na miejscu.

Z uśmiechem wyciągnęłam białą balową suknię. Nigdy tak pięknej nie miałam w dłoniach, nigdy takiej nawet nie widziałam. Miała srebrne wykończenia, a najlepszym elementem był materiał na dekolcie, który układał się w kształt motyla. W dodatku z pleców wyrastały delikatnie skrzydła... znów jak u motyla. Delikatnie ich dotknęłam, obawiając się, że je zniszczę. Na dnie pudełka leżała jeszcze biała maska ozdobiona koronką i srebrnymi perłami.

ʀɪᴅᴅʟᴇ ᴏғ ᴅᴇᴀᴛʜ. szepty czarnych motyli [16+]Where stories live. Discover now