Rozdział 19

310 17 47
                                    

Gdy wychodziłam do domu poczułam, jak mocno serce wali mu w piersi, oddech przyspieszył, miałam wrażenie, że stresuję się bardziej, niż gdy poraz pierwszy weszłam do tego domu. Vincent siedział w salonie, wpatrywał się z uwagą w laptop leżacy na kolanach.

- Jesteśmy!

Vincent spojrzał na mnie przenikliwie, przez chwilę miałam wrażenie, że rozważa coś w myślach, potem westchnął cicho.

- Dzisiaj ci odpuszczę, bo masz urodziny, ale jutro musimy porozmawiać.

Uśmiechnęłam się lekko.

- To są idealne słowa, które pozwolą mi w spokoju świętować urodziny. - zaśmiałam się lekko. Vincent nie. Zamiast tego uniósł brwi.

- Wolisz żebym już teraz przeprowadził z tobą rozmowę?

- Zrobisz jak uważasz, jeśli zrobisz to teraz, oddzielę mentalnie, poprzednie wydarzenia od naszej rozmowy, ale wlaściwie różnica jednego dnia nie jest aż tak duża, więc tak czy siak to zrobię. Osobiście liczę trochę, że dojdziesz do pozytywnych wniosków, a jeśli tak to może porozmawiać teraz. No chyba, że zamierzasz wysnuć jakieś nieprzyjemne dla mnie konsekwencje to wtedy możemy poczekać do jutra - wzruszyłm ramionami.

Vincent wypuścil ciężko powietrze z płuc jakby szykował się na coś mało przyjemnego.

- Dobrze a więc którą z przedstawionych ci zasad złamałaś?

Spojrzałam mu prosto w oczy

- Żadnej, nie zabroniłeś mi niczego co dzisiaj zrobiłam.

- I ani razu mnie nie oklamałaś? - uniósł brwi - to także była jedna z zasad

Uśmiechnęłam się delikatnie.

- A właśnie, że nie, przez cały czas mówiłam prawdę, faktycznie spotkałam się z dziewczynami w galerii i poszłyśmy także do kina. Tylko, że potem poszłam także z Roxane na randkę.

- Randka. Przypomnij mi ale czy do jednej z zasad nie należał także zakaz umawiania się z kimkolwiek?

Pokręciłam głową

- Zakaz brzmiał inaczej, miałam nie umawiać się z płcią przeciwną. Ja i Rox jesteśmy tej samej.

Miałam wrażenie, że gdzieś głęboko wewnątrz mojego brata, tli się mały uśmieszek. Jakby musiał w tym momencie zachować powagę a wszelkie pozory rozbawienia skryć głęboko w sobie. A przynajmniej miałam nadzieję, że nie była to tylko fantazja zakochanego umysłu.

- Nie uważam by to był odpowiedni wiek na związki.

- A właściwie dlaczego - spojrzałam na niego z realnym zaciekawieniem. Vincent zmarszczył lekko brwi - Nie wiem, boisz się, że zajde w ciążę, że ktoś mnie zrani, że nie wiem, zakocham się za bardzo i oddam wszystkie swoje pieniądze? O co tak naprawdę chodzi, chciałabym poznać źródło tego zakazu. Ja naprawdę, w przeciwieństwie do tego co wam się może wydawać, jestem raczej dość inteligentną osobą, lepiej zadziała jeśli wyjaśnisz mi podstawy danego zakazu, zamiast mówić, że nie bo nie.

Vince powoli skinął głową jakby myślał nad tym co powiedziałam.

- Myślę, że masz w tej kwestii rację, postaram się następnym razem, nieco lepiej się z tobą komunikować. A jeśli chodzi o podstawy zakazu, związków, to nie chodzi do końca o żadne z wymienionych przez ciebie punktów. Gdyby zależało to tylko od tego, pewnie pozwoliłbym na to byś popełniała własne błędy, ale musisz mieć na uwadze to, że teraz mieszkasz w innej rodzinie, i spoczywają na tobie pewne ograniczenia z tym związane. Duża ich część ma związek z rzeczami o których nie mogę ci jeszcze powiedzieć, choć obiecuję, że z czasem otrzymasz odpowiedzi na nurtujące cię pytania. Obawiam się, że osoba która, chciałaby wejść z tobą w związek, mogłaby chcieć to zrobić, dla pieniędzy, dla władzy, bądź po to, by potem wbić ci nóż w plecy, być może całkiem dosłownie.

Chwilę patrzyłam na niego w ciszy po czym się zaśmiałam

- Wiesz, Rox nie jest jakąś tam pierwszą lepszą osobą, ja się z nią wręcz wychowałam. Znam ją lepiej niż was wszystkich. Czasem myślę, że znam ją lepiej niż samą siebie.

Vincent wesychnał ciężko.

- Ja równiez chciałbym mieć te pewność, zaproś ją na kolację zapoznawczą

Uśmiechnęłam się.

- Myślę, że to da się zrobić.

Zasiadliśmy wszyscy w salonie a Will przyniósł piękny śmietankowy tort z ciemno czerwonym napisem na środku ,,wszystkiego najlepszego Alex!" Uśmiechnęłam się szeroko widząc tort.

Położył tort na stole, podpalił świeczki które po chwili zdmuchnęłam a bracia zaczęli wiwatować na co się zaśmiałam. Vincent pokroił ciasto i dał każdemu po kawałku. Ciasto było naprawdę dobre jakby to powiedziała moja babcia "takie nie za słodkie"

- Cóż, u nas w rodzinie nie dajemy sobie prezentów ponieważ czas poświęcony drugiej osobie jest dla nas najcenniejszym prezentem- zaczął Vincent spokojnie - Ale z racji że to twój dzień możesz zdecydować co będziemy robić i co będziemy jeść

Uśmiechnęłam się lekko

- Dobrze więc niech każdy zamówi sobie to co lubi najbardziej i pójdziemy pooglądać razem jakieś filmy- zadecydowałam z uśmiechem, w końcu mój głos miał znaczenie

- No to ja chcę pizzę! Tylko bez mięsa i pieczarek!- uśmiechnął się Shane

- No a ja to bym zjadł sushi - Wypalił Tony

- No to możemy razem zamówić- wyszczerzył się Dylan

- A my z Willem chyba też pójdziemy w pizzę- uśmiechnął się Vince na co William pokiwał głową

- Ja też raczej pizza- Uśmiechnęłam się

Po chwili każdy zamówił sobie to co chciał, Vince i Will zamówili sobie jakąś większą pizzę na pół, a ja stwierdziłam że zrobię to samo z Shanem, Dylan i Tony zamówili sobie dużą tacę sushi. Gdy wszystkim przyszło jedzenie usiedliśmy wspólnie przed telewizorem. Ja i Shane pod kanapą a cała reszta na kanapie lub fotelach. Podałam pilot Dylanowi

- Włącz jakąś twoją kom.... To znaczy jakiś horror- wyszczerzyłam się a wszyscy, no może poza Dylanem, zaczęli się cicho śmiać. Dylan wyrwał mi pilota i włączył jakiś naprawdę marny horror

Jedliśmy pizzę (albo sushi) oglądając nieudolną grę aktorów. Z Shanem żartowaliśmy sobie cicho z tego co aktualnie leciało. Nagle jednak Will zabrał pilot

- Nie mogę patrzeć na to, Alex pozwolisz, że włączę jakiś prawdziwy horror?- zapytał a ja wzruszyłam ramionami

- No okey, czemu nie?- uśmiechnęłam się a Will przełączył na prawdziwy horror, poczułam przyjemne ciarki na plecach oglądając coś naprawdę strasznego. Shane w pewnym momencie przytulił się do mnie a ja zaśmiałam się cicho.

- Em ten no- odsunął się ode mnie- Ja nic nie wiem- potarł nerwowo kark

- Spokojnie, to tylko film, to cię nie zje- zaśmiałam się cicho

Po skończonym seansie wszyscy [o dziwo łącznie z Vincentem] byliśmy przerażeni

- Nie no William coś ty wybrał- Powiedział rozbawionym ale jednocześnie udawanie poważnym tonem Vince

-Horror- Uśmiechnął się szeroko

- Był znacznie lepszy niż te Dylana- zaśmiałam się cicho- Dobrze że mam Kirke, ona zdecydowanie odstraszy wszystkie potwory

- Pożyczysz mi ją?- zapytał Shane a ja pokręciłam lekko głową

- Mój kot!- zaśmiałam się cicho

Jeszcze chwilę pogadaliśmy, Dylan i Tony posprzątali a następnie udaliśmy się do swoich pokojów.

Mimo że to były pierwsze urodziny bez mamy i babci uważam, że dorównywały tym, w moim rodzinnym domu, nawet poczułam się częścią tej rodziny... Tym razem tak naprawdę...

___________________________________________

Dzisiaj Lili ma urodziny więc możecie jej złożyć życzenia w komentarzach

~🐺

___________________________________________

Nowa Rodzina MonetWhere stories live. Discover now