Rozdział 4

704 28 33
                                    

Z początku nie mogłam zasnąć, W Polsce byłaby teraz 5 ale przespałam się wcześniej w samolocie i jakoś nie mogłam zasnąć.

Gdy się obudziłam była już praktycznie 12. Jakoś zwlekłam się z łóżka i poszłam do kuchni żeby coś zjeść, potem chciałam trochę zwiedzić dom, wiedziałam, że mamy tu siłownie, bibliotekę i saunę, a także, teraz już pusty basen.

Schodząc na dół usłyszałam jakieś głosy z salonu, uznałam więc, że pójdę najpierw tam, żeby się przywitać i poznać. Gdzieś z za moich pleców wyszedł Dylan.

- Podsłuchujesz?

- Jasne, bo z tego miejsca wiele bym usłyszała - stałam na tyle daleko, że docierały do mnie jedynie nie wyraźne głosy.

Dylan wzruszył ramionami a następnie wszedł do środka i odpalił na konsoli jakąś strzelankę. W środku stali bliźniacy - Shane i Tony - jak wnioskowałam z mojej okrojonej wiedzy na ich temat, nie wiedziałam jednak który to który, jeden z nich mały kolczyk w brwi a drugi jakiegoś smoka na ramieniu. Był tam także Vince jak wnioskowałam po jego wieku.

- O, witaj Alex, czekałem aż zejdziesz. Ja jestem Vincent, to jest Shane i Tony - Wskazał kolejno na chłopaka z kolczykiem i tego z tatuażem. - Może przejdziemy do biblioteki, tam będziemy mogli porozmawiać, bez zbędnych zakłóceń. - Przy tych słowach spojrzał grający telewizor.

- Spoko, tylko jak chcesz, rozmawiać na jakieś poważniejsze tematy, to ja muszę najpierw wypić kawę.

Vincent skinął lekko głową i spojrzał krótko na srebrny zegarek.

- W porządku, w takim razie poczekam chwilę. - Mówił bardzo formalnym tonem. Miałam trochę wrażenie jakby był moim szefem biznesowym i miał właśnie podpisać kontrakt na grube miliony.

Szybko poszłam do kuchni i zrobiłam w ekspresie Espresso Macchiato, nie dałabym rady wypić kawy bez mleka, a chciałam się szybko rozbudzić. Wsypałam dwie łyżeczki cukru i dość szybko wypiłam zawartość kubka. Gdy wróciłam do salonu, Vincent siedział i robił coś przy komputerze, a bliźniacy usiedli na kanapie i dołączyli do gry.

Widząc że weszłam solanu Vincent zamknął laptopa i poprowadził mnie do biblioteki, w której od razu się zakochałam, półki z książkami zajmowały praktycznie całe miejsce i sięgały do sufitu, jednak nie znałam większości tytułów, były po angielsku, a ja raczej nie czytałam w tym języku. Pod oknem stały dwa spore fotele i pianino.

Zajęłam jeden z nich a Vincent usiadł na przeciwko.

- Dobrze, jak się czujesz? - Pytanie niby było łagodne, jednak zadane tak formalnym tonem nie sprawiało takiego wrażenia.

- Tak jak może się czuć samotna nastolatka po stracie najbliższych.

Vincent skinął głową, przyjmując moją odpowiedź do wiadomości.

- Na początek, chciałbym cię zaznajomić z ogólnymi zasadami funkcjonowania tego domu. Nasza cała posesja jest ogrodzona, a teren stale obserwowany. Pierwotnie chciałem zorganizować ci nauczanie indywidualne, tutaj w domu... jednak ostatecznie podjąłem decyzję o zapisaniu cię do szkoły, to prywatne liceum z dość wysokimi standardami, ale mam nadzieję, że sobie poradzisz, zorganizowałem ci także dodatkowe lekcje, które pomogą ci nadrobić różnice programowe a także podszkolić angielski. - Słysząc, przez ten jeden dzień w jaki sposób mówią moi bracia uznałam, że zdecydowanie są mi potrzebne, bo rozumiałam, maksymalnie połowę słów reszty domyślając się z kontekstu. - Gdybyś miała jeszcze jakieś problemy ze szkołą koniecznie mnie o tym poinformuj, a ja zorganizuje ci nauczanie domowe. Do tej samej szkoły, uczęszczają także Dylan, Shane i Tony, więc z pewnością będziecie się widywać podczas przerw. To oni będą wozić cię z i do domu, chyba, że ustalimy wcześniej inaczej. Nie będę wymagał od ciebie niemożliwego, jednak gardzę głupotą i bezmyślnością, mam szczerą nadzieję, że będziesz trzymać się z dala od kłopotów. Nie sądzę też, żebym musiał wspominać o tak oczywistych zasadach jak zero alkoholu czy innych używek. - Chociaż było to stwierdzenie, wiedziałam, że czeka na moją odpowiedź.

- Nie piję alkoholu, gdyby nie on, wciąż miałabym dom.

Vincent skinął głową nie komentując moich słów, a mnie to z jakiegoś powodu rozzłościło.

- Sądzę też, że rozsądnie będzie jeśli twoje życie towarzyskie będzie rozsądnie ograniczone, nie zabronię ci bez powodu weekendowego wyjścia z koleżanką do kina, jednak, nie uważam, by czternaście lat był odpowiednim wiekiem na umawianie się na potencjalne randki z płcią przeciwną - A z tą samą? przemknęło mi przez myśl - Wierzę, że rozumiesz o czym mówię, dlatego zawsze kiedy będziesz się z kimś spotykać, koniecznie poinformuj któregoś z nas o miejscu, czasie i osobach które będą ci towarzyszyć. nie chodzi tutaj o kontrolowanie ciebie tylko o twoje bezpieczeństwo.- Ciągnął ciągle tym samym formalnym tonem, denerwowało mnie to i wcale nie sprawiało że czułam się komfortowo, w dodatku nie rozumiałam połowy słów, pokiwałam lekko głową bo chciałam by ta rozmowa się już skończyła. Chciałam... Chciałam iść i przytulić się do mamy, powiedzieć jej, że wcale nie chcę żyć w tych wszystkich luksusach w pięknym domu, tylko u siebie w małym pokoiku na poddaszu, otoczona pięknymi obrazami kwiatów. Ale nie mogłam tego zrobić. Zamiast tego musiałam siedzieć tutaj wysłuchiwać tych wszystkich trudnych słów, których nie rozumiałam, w języku który znałam ledwie na poziomie komunikatywnym.

- Przemyśl też proszę ustawienia prywatności w twoich socjal mediach, a najlepiej skonsultuje to z jednym z nas.

Mam wszystko z wami konsultować? Ma z wami kosultować nawet to czy pójdę czy nie pójdę do toalety? Pomyślałam ze zlością. A potem przestraszyłam się tych myśli, no bo przecież przed chwilą się tak nie czułam, nie czułam tego gniewu który palił mnie teraz od środka.

Vincent zamilkł i przyglądał mi się uważnie, jakbym była dzikim zwierzęciem przy, którym nie wie jak powinien się zachować.

- Na pewno dobrze się czujesz?

- A czy powiedziałam że dobrze się czuje?- wypaliłam bez zastanowienia się- Myślisz, że samotna nastolatka która kilka dni temu straciła najbliższą rodzinę może czuć się "dobrze"?!- podniosłam się z fotela zaciskając dłonie w pięść. Vincent patrzył na mnie zdziwiony, wydawał się skołowany jakby nie wiedział co powiedzieć ani co zrobić

- Słuchaj... Rozumiem że jest to dla Ciebie szczególnie trudna sytuacja- zaczął powoli trochę schodząc z tonu

- Nie rozumiesz! Nie rozumiesz do cholery! Nie możesz rozumieć!- uderzyłam pięścią w stolik który stał niedaleko- Chcę wrócić do Polski, do mojego skromnego mieszkania, mojego małego pokoju. Nie chcę z wami mieszkać!- mój głos przypominał syk, drżałam ze wściekłości, nawet kilka łez spłynęło mi po policzkach

- Alex, usiądź i się uspokój- powiedział stanowczo lecz ja nie chciałam go słuchać

- Nie! Nie chcę byście kontrolowali każdy mój ruch! Potrafię sobie radzić sama.- syknęłam i ruszyłam do drzwi - Rozmowa skończona- rzuciłam nim trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do swojego pokoju.

Nowa Rodzina MonetWhere stories live. Discover now