Rozdział 7

564 18 17
                                    

Następnego dnia mogłam w końcu udać się do biblioteki gdzie zawisłam przy dziale fantastyki. W końcu wyjęłam książkę w jasnej okładce z jakąś postacią w czerwonej todze. Po pobieżnym przeczytaniu opisu, uznałam, że wydaję się spoko, miałam jedynie nadzieję, że dam sobie radę z angielskim. Pewnie powinnam była zacząć od jakiegoś komiksu, a nie od fantastyki, która była najgorszym gatunkiem do nauki języka, ale uznałam, że najwyżej ją odłożę, albo przetłumaczę najtrudniejsze słowa.

Książka szybko mnie pochłonęła mimo nieco skomplikowanego języka. Sprawiła, że odczuwałam tę książkę całą sobą i była ona jedyną ważną rzeczą na tym świecie. Czułam także, że w jakiś sposób mnie dotyczy zważywszy na to, że książka w pewnym sensie opierała się na śmierci.

Mimo jej grubości - ponad pięćset stron - skończyłam ją czytać już następnego dnia i od razu zapragnęłam przeczytać drugi tom. Zaczęłam przeszukiwać dział fantastyki, a nawet zagłębiłam się w kilka innych, znalazłam trzeci ale drugiego nigdzie nie było. Wyszukałam sobie nawet okładkę by było mi łatwiej szukać jednak nigdzie jej nie znalazłam. Skrzywiłam się i stwierdziłam, że pójdę zapytać któregoś z braci, Williama albo Vincenta, reszty nie podejrzewałam o zbyt częste czytanie książek. Wyszłam z biblioteki i ruszyłam do kuchni rozglądając się czy nigdzie w pobliżu nie ma któregoś z moich najstarszych braci.

Przy stole w kuchni siedział Will, zajmował się czymś na swoim laptopie. Był wyraźnie skupiony, bo marszczył lekko brwi, a jego mięśnie były delikatnie napięte. Nie zauważył nawet, że weszłam. Usiadłam obok a kątem oka, zauważyłam, że czyta jakiegoś maila, nie wiedziałam jednak co było w nim napisane bo po pierwsze: jeszcze nie czytam zbyt szybko po angielsku, a po drugie: Will szybko zminimalizował ekran tak, że moim oczom ukazała się jedynie nudna tapeta Windowsa ze schludnie poukładanymi aplikacjami. Will podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się łagodnie, jednak na jego twarzy wciąż było napięcie.

- Hej, przeszkadzam? Wszystko w porządku?

- Jasne, w porządku wszystko, i nie nie przeszkadzasz. właściwie miałem zrobić sobie niedługo przerwę. Coś się stało?- zapytał łagodnym tonem

- Właściwie to chciałam zapytać czy nie wiesz może gdzie jest drugi tom tej książki- pokazałam mu o co dokładnie mi chodzi, starając się nie martwić przesadnie tym co robił. - Znalazłam trzeci tom ale drugiego niestety nie - Will zamyślił się lekko ale po chwili się odezwał

- Wydaje mi się że Tony ostatnio miał drugi tom, jego musisz zapytać- odparł a ja skinęłam głową.

- A wiesz o której będzie w domu - spojrzałam na zegarek, była 14.

- Hmm, powinien być za około dwie godziny.

Na czas tych dwóch godzin, włączyłam sobie jakiś film na Netflix'ie, jednak obraz Willa sprzed kilku chwil nie dawał mi spokoju. W końcu ukojona spokojnymi głosami aktorów zasnęłam.

Gdy się obudziłam była prawie 17. Przez chwilę byłam nieco zdezorientowana, rzadko spałam w ciągu dnia, chociaż teraz miałam małe problemy z zasypianiem, więc może mój organizm po prostu tego potrzebował? Wzruszyłam ramionami, i przypomniałam sobie, że miałam zapytać Tony'ego o książkę. Dość szybko znalazłam się pod jego drzwiami, a tak przynajmniej wnioskowałam ze srebrnej litery ,,T" widniejącej na drzwiach. Zastukałam parę razy w drzwi.

- Coo? - jego głos był znudzony i nieco stłumiony przez poduszkę.

- Mogę wejść? Nie chcę mi się gadać przez drzwi.

- Dobra - jego głos brzmiał tak jakby robił mi wielką łaskę wpuszczając mnie do swojego pokoju, ale zignorowałem to.

Jego pokój okazał się zaskakująco podobny do mojego, ale zdawał się bardziej... nie wiedziałam jak to nazwać. Spersonalizowany? Po prostu po wejściu do jego pokoju, czuło się w nim osobowość lokatora. Przez chwilę przyglądałam się rysunkom powieszonym nad jego biurkiem, aż nie przywołał mnie mruknięciem.

- Czytałam ostatnio taką książkę - Tony spojrzał na mnie z jakby pewną dozą złości, że śmiem mu przerywać z powodu takiej błahostki - ale nie mogę znaleźć drugiej części, Will mówi, że możesz wiedzieć gdzie ona jest. - pokazałam mu zdjęcie okładki.

- A ty nie jesteś na to przypadkiem za młoda?

Przewróciłam oczami

- Nie jestem dzieckiem. - Wiedziałam, że w moim głosie pobrzmiewa irytacja.

- Dobra, już dobra. Powinna być na półce.

Wskazał głową w kierunku wąskiej szafki. Na samej górze faktycznie wypatrzyłam okładkę drugiego tomu. Jednak gdy wyciągałam książkę, na ziemię spadł jakiś czarny przedmiot który najwyraźniej leżał na książce, a którego nie zauważyłam. To był pistolet, przez chwilę wpatrywałam się w niego, podczas gdy Tony zerwał się szybko z miejsca i wziął go do ręki po czym schował za siebie jakby próbując go przede mną ukryć. Potem jakby zdał sobie sprawę co robi, wrzucił go z powrotem do szafki.

- Nie powinieneś się z tym obchodzić nieco ostrożniej? To jakby, wiesz może wystrzelić. A ty nie jesteś przypadkiem za młody na posiadanie broni na własność? - nieświadomie skopiowałam jego poprzednie słowa

- Nie jest mój, to znajomego, jeździmy czasem razem na strzelnicę.

Uniosłam brwi.

- Mam rozumieć, że jeździsz na tak niewyposażoną strzelnicę, że każą ci przynosić własną broń?

- To...

- Jezu, milcz albo mów prawdę, ale nie obrażaj mojej inteligencji.

Tony wziął wdech, jakby chciał coś powiedzieć ale najwyraźniej się rozmyślił.

- Nie mów o tym Vincentowi ok?

Pokręciłam odruchowo głową.

- Rób co chcesz, ale jakbyś miał wpaść z tego powodu w kłopoty to mnie w to nie mieszaj, nic nie widziałam, nic nie słyszałam, o niczym nie mam pojęcia jasne?

Tony był chyba zaskoczony moją reakcją, ale ja właściwie też. Nie mówiłam nic więcej po prostu wyszłam z jego pokoju trzymając w dłoniach książkę.

Przystanęłam kawałek dalej i westchnęłam cicho, spojrzałam na okładkę książki, tym razem były tam dwie postacie, jedna, ta która była bliżej miała na sobie zieloną togę, druga czarną i obie trzymały kosy. Przygryzłam lekko wargę, dlaczego tak właściwie czytałam książkę która opiera się na śmierci gdy zaledwie kilka dni temu dwie najbliższe mi osoby odeszły?

Obecnie czułam dziwną bliskość ze śmiercią, tak na prawdę sama jej uniknęłam. Gdybym wtedy się uparła, gdybym z nimi pojechała zapewne byłabym z mamą i babcią... Gdzieś, gdziekolwiek teraz są.

W końcu wyrwałam się z zamyślenia i ruszyłam do biblioteki, tam jakoś lepiej mi się czytało niż w moim pokoju, nadal nie czułam że to mój pokój, mój dom... Ale biblioteka była miejscem w którym czułam się dobrze tak jakby mniej obco. Weszłam do środka i usiadłam w fotelu, był wygodny i na tyle duży bym mogła się w nim wygodnie usadowić. Chwilę patrzyłam na okładkę zastanawiając się jak potoczą się dalej losy bohaterów jednak nie trwało to długo bo w końcu póki nie zacznę nie dowiem się jakie będzie zakończenie.

Nowa Rodzina MonetWhere stories live. Discover now