Rozdział 18

327 21 3
                                    

Niestety pomysł z zaproszeniem Roxane na moje urodziny do domu nie wypalił z powodu jakiejś ważnej sprawy Vincenta która miała mu zająć sporo czasu ale za to zaplanowałyśmy wspólne wyjście do kina z Moną, Jasonem i Audrey a później miałyśmy iść na randkę tylko we dwie.

Przed wyjściem pomalowałam rzęsy, i założyłam moje kolczyki w kształcie księżyca oraz pasujący do nich naszyjnik. Do tego miałam na sobie dopasowany czarny kombinezon i jaśniejszą od niego marynarkę. Z początku próbowałam upiąć jakoś ładnie włosy ale w końcu zostawiłam je rozpuszczone. Musiałam przyznać sama przed sobą, że wyglądałam naprawdę ładnie, do tego uśmiech rozświetlał moją twarz.

Wzięłam także do ręki mały bukiet róż. Tego dnia zawoził mnie Will, który spojrzał zdziwiony widząc mnie tak wystrojoną. Ja natomiast uśmiechnęłam się do niego.

- W końcu to wyjątkowa okazja prawda?

Will uśmiechnął się delikatnie i skinął głową.

- Taak, pięknie wyglądasz.

Gdy jechaliśmy do galerii czułam się, jakby na miejsce podwoził mnie wynajęty szofer.

Zanim wysiadłam Will dał mi jeszcze trochę pieniędzy bym mogła kupić co tylko będę chciała.

Gdy tylko zobaczyłam Roxane mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Wyglądała przepięknie, miała na sobie długą granatową sukienkę z długim rozcięciem wzdłóż uda, włosy miała delikatnie upięte. W rękach trzymała bukiet, podobny do mojego, a jednak z innymi akcentami kolorystycznymi.

Podarowałyśmy sobie bukiety i obie zanurzyłyśmy się w ich zapachu. Potem poszlyśmy dalej trzymając się za ręce. Właściwie nie pamiętałam filmu, potrafiłam sobie przypomnieć jedynie dłoń Roxane splecioną z moją i delikatne pocałunki, które wymieniałyśmy co jakiś czas. Nie zauważałam, niczego co działo się dookoła nas, w tym zazdrosnych spojrzeń Jasona.

W końcu reszta oddaliła się wymieniając między sobą znaczące spojrzenia a my zostałyśmy same. Zerknęłam na zegarek, miałyśmy 20 minut, więc ruszyłyśmy powolnym krokiem w stronę restauracji. Nasze kroki były dopasowane, trochę jak w lustrzanym odbiciu, by łatwiej było się przytulić czy złożyć głowę na ramieniu tej drugiej.

Restauracja była naprawdę przyjemna, było tu podobno najlepsze jedzenie w mieście, a teraz orzekonałam się, że i wystrojowi niczego nie brakuje. Przy ścianie znajdował się, żądek stolików, przegrodzonych ściankami, które zapewniały prywatność. Gdy tylko weszłyśmy, miła kelnerka poprowadziła nas właśnie do jednego z takich stolików, na który był postawiony wazon z wstawioną pojedynczą czerwoną różą.

Zamówiłyśmy dania z dokładnie przestudiowanie go wcześniej menu, choć w tym momencie, nie przywiązywalyśmy specjalnie uwagi do tego co jemy. Skupiałyśmy się jedynie na sobie.

- Tak bardzo zmieniłaś się przez te trzy lata, żałuje, że mnie przy tobie było.

- Wiem, myślę tak samo, ale chyba kednocześnie mnie to jakoś w tobie pociąga, bo nadal widzę w tobię tą starą Alex i jednocześnie widzę zmiany, które zaszły w tym czasie. Mam ochotę poznać cię na nowo. Właściwie, przez te kilka lat często o tobie myślałam. Zastanawiałam się co się u ciebie dzieje, jak się czujesz. Pamiętam dalej tę sytuację... - Nie musiała precyzować o co chodzi, obie doskonale to wiedziałyśmy. Mimo, że jej nie było już wtedy w Polsce.

Dotknęłam delikatnie jej ręki leżącej na stoliku.

- Właśnie - Raxane uśmiecha się szeroko - Mam coś dla ciebie, w końcu to twoje urodziny.

Przez chwilę grzebała w torebce, a następnie wyciągnęła niezbyt duże pudełko opakowane w ciemnoczerwony papier - mój ulubiony kolor. Uśmiechnęłam się i wzięłam od niej pakunek, wielkość mogłaby wskazywać na jakiś naszyjnik, ale waga zdecydowanie temu zaprzeczała. Ostrożnie otworzyłam prezent, nie wiedząc czego się spodziewać. Ku mojemu zdziwieniu w środku znajdowały się trzy noże do rzucania, ze skórzaną rękojeścią, choć nie byłam w stanie ocenić czy jest to skóra sztuczna czy naturalna. Na jednym z ostrzy zauważyłam moje imię, napisane alfabetem stylizowanym na runy nordyckie, taki sam napis spostrzegłam na pochwie noży. Wyjęłam jeden z nich i przekonałam się, że są perfekcyjnie wyważone.

- Dziękuje ci, są naprawdę... piękne 

Roxane uśmiechnęła się lekko, nachyliła się nad stolikiem i pocałowała mnie w policzek

Po chwili przyszły zamówione przez nas wcześniej dania, jadłyśmy powoli rozkoszując się ich smakiem ale i swoją obecnością

- Czyli mówisz że nadal chcesz zostać prywatnym detektywem? - Zapytała Roxane a ja pokiwałam głową- Pasuje to do Ciebie- Uśmiechnęła się lekko a ja poczułam jak lekko się rumienię

- A ty się w końcu na coś zdecydowałaś?

- Nadal się waham między wykładowcą na jakiejś uczelni a archeologiem- przyznała wzruszając ramionami

Jeszcze przez jakiś czas siedziałyśmy w restauracji rozmawiając o czasie naszej rozłąki a ja ciągle wpatrywałam się w jej piękne brązowe oczy. Później zapłaciłyśmy za jedzenie i spacerkiem poszłyśmy w stronę jej domu.

Całą drogę szłyśmy blisko siebie trzymając się za ręce. Nie rozmawiałyśmy za wiele ale nie było to konieczne, po prostu cieszyłyśmy się swoją obecnością i bliskością.

W domu Roxane byłyśmy same, jej rodzice i Ben musieli gdzieś pojechać więc poszłyśmy do jej pokoju i puściłyśmy playlistę z naszymi ulubionymi piosenkami. Zaczęłyśmy tańczyć i podśpiewywać rozbawione

Gdy na telefonie wyświetliła się wiadomość od Tony'ego, wyszłyśmy razem na zewnątrz. Przytuliłam ją jeszcze raz na pożegnanie.

- Kocham cię, cieszę się, że mogłam spędzić z tobą ten dzień.

- Ja też - pocałowała mnie lekko a ja odwróciłam się i poszłam w stronę auta.

Gdy usiadłam na miejscu obok brata, ten patrzył się na mnie osłupiały  

- Co to było?

Kątem oka widzę, że drzwi zamknęły się już za Roxane. Uśmiechnęłam się lekko, ale czułam jak mój dobry nastrój sprzed chwili powoli się ulatnia.

- To było, mój drogi braciszku, pożegnanie. 

- Alee... wy się całowałyście.

Uniosłam brew

- Mam tego świadomość. Czy możemy już jechać, inaczej spóźnimy się do domu, a mieliśmy świętować moje urodziny. 

Tony nie ruszał się jeszcze przez chwilę aż w końcu odpalił samochód i powoli ruszył.

- Jesteście razem? - jego głos brzmiał dziwnie, nie byłam w stanie ocenić czy jest zły czy nie.

- Tak, i zanim zdążysz coś powiedzieć, nie złamałam żadnej z zasad, miałam zakaz umawiania się z płcią przeciwną i nie robiłam tego. kiedy ostatnim razem sprawdzałam, to obie byłyśmy kobietami. 

Miałam wrażenie, że gdyby Tony nie prowadził w tym momencie samochodu zacząłby w tym momencie uderzać głową o najbliższą ścianę.

- Tak bardzo ci to przeszkadza? To, że mam kogoś kto jest dla mnie bliski i kto mnie wspiera?

- Nie wiem, ale myślę, że Dylan nie zareaguje najlepiej.

Wzruszyłam lekko ramionami

- Dylan akurat nie interesuje mnie jakoś bardzo, jak chce być homofobem to niech se będzie, ale z dala ode mnie i od Roxane. Jak myślisz co zrobi Vincent?

Tony uśmiechnął się lekko. No dobrze może nie można było tego nazwać uśmiechem, ale kąciki jego warg delikatnie się uniosły, a to już coś. 

- Długo się spotykacie?

- Chyba koło miesiąca.

- W takim razie nie zdziwiłbym się jakby już wiedział, no chyba, że wcześniej sobie tego nie okazywałyście - spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, a ja musiałam powstrzymać się, żeby nie parsknąć śmiechem. Tego jak się zachowywałyśmy, gdy nie było w pobliżu braci raczej nie można było nazwać ,,nieokazywaniem sobie uczuć" ale skoro Vincent się do tego nie przyczepił, a jestem pewna że wiedział, znaczy to tyle, że nie mam o co się martwić.

Nowa Rodzina MonetTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon