Rozdział 5: Oczekiwanie

9 1 1
                                    


Na szczyt Snæfellsjökull dotarliśmy rychło w czas; krótko mówiąc, moje modlitwy nie przyniosły rezultatu i stanęliśmy nad kraterem 23 czerwca. Następnego dnia byliśmy już na dole; kilka dni dzieliło nas od początku lipca, a więc stanęliśmy we właściwym miejscu o czasie, który wyznaczył Saknussemm jako akuratny do znalezienia drogi do wnętrza Ziemi.

A jednak była jeszcze jedna okoliczność, która wciąż mogła pokrzyżować wszelkie plany profesora Lidenbrocka. Kolejny dzień wstał zamglony; słońce nie dawało na tyle jasnego blasku, aby Scartaris ponad nami rzucał wyraźny cień. Bez niego nie mogliśmy zaś wiedzieć, która droga jest tą właściwą. Ja i Hans spędziliśmy tę dobę podobnie jak poprzednią: siedzieliśmy, obserwowaliśmy i rozmyślaliśmy, a wczesnym wieczorem poszliśmy spać.

Następny poranek, ku mojej złośliwej uciesze, był ciemny i ponury. Najmniejszy promień słońca nie miał szans przedrzeć się przez grubą warstwę chmur, które po południu zalały nas deszczem i zasypały drobnym śniegiem. Hans zabrał się za budowanie prowizorycznej chatki z kawałków lawy i obserwowanie jego spokojnych wysiłków zajęło mnie całkowicie. Kiedy jednak zacząłem marznąć we wszechogarniającej nas wilgoci, wstałem i przyłączyłem się do niego. Zaakceptował moją pomoc bez słowa. Jeśli pomocą można ją nazwać - bo na początku każdy położony przeze mnie kamień obracał, przekładał w inne miejsce lub odrzucał. Przyjrzałem się więc dokładniej jego metodom, temu, w jaki sposób dobierał i dopasowywał kamienie - i po godzinie czy dwóch poprawiał już tylko co piąty z tych przeze mnie ułożonych. Pod koniec zaś dnia dawał mi już wolną rękę we wszystkim, co robiłem. Schron nie był jeszcze ukończony, gdy położyliśmy się do snu, jednak zapewniał wystarczającą osłonę, aby warto było ścisnąć się między jego murami. Zasypialiśmy obok siebie wśród ścian wzniesionych pracą naszych własnych rąk; było w tym coś bardzo miłego i satysfakcjonującego. Ku mojemu niezadowoleniu, wuj wszedł między nas godzinę później i całą noc wiercił się, przeszkadzając nam w wypoczynku.

Być może aura następnego dnia była efektem mojej klątwy. Dzień był tak samo mroczny jak poprzedni, nie dawał najmniejszej nadziei na słoneczny blask. O drugiej po południu skończyliśmy budować chatkę; wuj w tym czasie chodził wciąż od jednego komina do drugiego. Przystawał, zaglądał w głąb, przysiadał, podrywał się, wyciągał zeszyt, wydobywał przyrządy i coś kalkulował - podejrzewam, że starał się wyliczyć pozycję słońca i oszacować, jak padałby cień, gdyby nasza gwiazda wyjrzała łaskawie zza kurtyny ołowianych chmur.

Przytulnie było w naszym domku z burych i czarnych kawałków lawy. Nie docierał tu wiatr, nie docierała wilgoć, ściana odgradzała nas od nerwowości i frustracji mego wuja. Żałowałem go poniekąd i robiłem sobie wyrzuty za skrytą radość i nadzieję w moim sercu - nadzieję, że wszystkie jego projekty na naszą wyprawę legną w gruzach. Profesor odmówił zarówno popołudniowego, jak i wieczornego posiłku. Siedziałem więc wraz z Hansem, skrobiąc coś od czasu do czasu w swoim zeszycie, podgryzając suche mięso i herbatniki. Mężczyzna przez tych kilka godzin nie wypowiedział ani jednego słowa. Złowiłem tylko jedno jego spojrzenie, gdy spoglądał przez moje ramię na szkic kamiennego domku, który nabazgrałem na wpół świadomie w rogu kartki.

Następny ranek powitał mnie tą samą ciemnością. Wuja nie było między nami; Hans nie spał, ale leżał w swoim posłaniu z oczami utkwionymi w kamiennym suficie. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ciemność towarzysząca mojemu przebudzeniu była spowodowana przez to, że od światła dnia odgradzały mnie cztery ściany i dach. Podniosłem się gwałtownie do półsiedzącej pozycji i wyjrzałem przez wąskie wejście do chatki. Jęknąłem. Blask dnia zalewał krater i było jasne, że gdy słońce wzniesie się wyżej nad horyzont, wskaże bezbłędnie drogę, którą dane nam było obrać. O ile, rzecz jasna, nie miało się to wszystko okazać jednym wielkim kłamstwem. Była to moja ostatnia nadzieja.


Podróż do wnętrza Ziemi: historia nieopowiedziana [Axel/Hans]Where stories live. Discover now