Rozdział 2

340 53 10
                                    

Vincent

Kiedyś, ktoś powiedział mi, że coś czego uparcie szukamy, najczęściej jest bliżej nas niż nam się wydaje. Mogę to z czystym sumieniem potwierdzić. Moja Księżniczka przez ten cały czas znajdowała się praktycznie na wyciągnięcie ręki, a musiała wybrać akurat najgorszy moment, żeby się w końcu ujawnić.

W szpitalu po jej nagłym wtargnięciu do sali i zrzuceniu na nas jakiś strzępków informacji z rozmowy telefonicznej, których w ogóle nie zrozumiałam, zajęty analizowaniem tego, jak to możliwe, że przyjaciółka dziewczyn, z którą przez ten cały długi czas non stop się mijaliśmy, to kobieta, o której nie mogę przestać myśleć, Chloe zemdlała, a mnie w ostatnim momencie udało się ją złapać. Po odzyskaniu przytomności zajęła się nią Emily, uniemożliwiając mi rozmowę z nią.

Zastanawiam się czy ze mną wszystko w porządku biorąc pod uwagę, że kiedy dziewczyny opuściły pokój, natychmiast zatęskniłem za jej obecnością. Tamtego poranka musiałem zmyć się zanim się obudziła, bo wiedziałem, że nie będę w stanie jej opuścić, a miałem ważne zadanie do wykonania.

Chloe. Brązowowłosa piękność, o której tyle dobrego słyszałem od przyjaciół i z którą próbowali mnie umówić, a ja odmawiałem, bo liczyłem na to, że uda mi się odnaleźć moją Księżniczkę, okazała się właśnie nią. Dodatkowo z jakiegoś powodu podobno nie szuka związku. A teraz siedzę naprzeciwko niej w małej restauracji na uboczu i przyglądam się jak zawzięcie studiuje kartę dań. Od początku uparcie unika mojego wzroku. Nie wiem z jakiego powodu, ale bardzo mnie to boli. Dodatkowo odkąd zsiedliśmy z mojego motocykla już mnie nie dotyka, czego także mi brakuje.

W ciszy składamy zamówienie, a ja jak zaczarowany śledzę każdy gustowny ruch kobiety, kiedy popija dostarczone nam przez kelnera wino. Jest w niej taka wrodzona elegancja i pomimo sportowego ubioru, widać, że zna swoją wartość. Mimo wszystko jestem w stanie dostrzec minimalne oznaki stresu i zdenerwowania, których normalni ludzie by nie zauważyli.

Chloe siedzi podparta na dłoni i patrząc gdzieś w dal delikatnie dotyka swoich ust. Do tej pory pamiętam ich smak i to jak jest je czuć na sobie. Tamtego wieczoru ta kobieta rzuciła na mnie jakieś zaklęcie, bo inaczej nie potrafię wytłumaczyć mojej obsesji na jej punkcie. Po kolejnych minutach w końcu nie wytrzymuję i pierwszy przerywam ciszę.

- Wyrzuć to z siebie, bo inaczej nigdy nie przestanie cię dręczyć - spogląda na mnie zdziwiona i zawzięcie mruga oczami.

- Słucham?

- Ten telefon - zaczynam i biorę łyk wody nie przerywając kontaktu wzrokowego - Co takiego usłyszałaś, że doprowadziło to do utraty przytomności?

- Nic takiego - odwraca wzrok, łapie kieliszek i bierze duży łyk trunku. Kłamstwo.

- Skoro to nic takiego, to mam rozumieć, że zemdlałaś na mój widok, tak? - prycha.

- Nie schlebiaj sobie tak.

- No więc.

Spoglądam na nią naglącym wzrokiem i tylko czekam, aż się złamie. W końcu każdy to robi. Po chwili niemej walki, dostrzegam moment, w którym się poddaje i wzdycha.

- Zostałam oskarżona o kradzież naszyjnika wartego cztery miliony funtów i jeśli go nie oddam, albo nie zapłacę im kwoty odpowiadającej jego cenie, to zabiją mnie i moich przyjaciół - nieruchomieję - A i uprzedzając twoje pytanie. Nie, nie jestem złodziejką.

- Czemu nie pójdziesz na policję?

- Bo zostałam ostrzeżona, że jeżeli to zrobię, to zabiją mnie natychmiast. Wiedzą o mnie wszystko. Ten facet wyrecytował nawet wszystkie szkoły, do których chodziłam, a wierz mi było ich sporo.

Relacja z wyboru  | Dary losu #3 | W TRAKCIEWhere stories live. Discover now