Poczułam dotknięcie ręki na ramieniu, które sprawiło, że podskoczyłam. To tylko Shane.

- Co jest?

Pokręciłam powoli głową cały czas wpatrując się w samochód.

- Wszystko w porządku, po prostu się zamyśliłam. - zmusiłam się by odwrócić wzrok, a nawet uśmiechnąć się lekko.

Na dzisiejszych korepetycjach byłam całkowicie zdezorientowana, kie potrafiłam się skupić, aż w końcu korepetytor zapytał czy dobrze się czuję.

Zwykle nosiłam nóż jedynie poza domem, teraz praktycznie się z nim nie rozstawałam. Wybierałam jedynie takie ubrania w których miałam łatwo dostępną kieszeń. Wzięłm go nawet do łazienki, gdy szłam się kąpać, choć zostawiłam go za drzwiami kabiny. Nawet nie wiedziałam dlaczego czuję się tak nerwowo. Mimo to prosty nóż sprężynowy, uspokajał mnie. Nie wyróżniał się niczym, ot zwykły czarny nożyk, bez żadnych zdobień, może jedynie nieco dłuższy. Jednak to wlaśnie nim uczyłam się walczyć i znałam w nim każde wgłębienie. Miałam pewność, że mnie nie zawiedzie, choć nigdy nie byłam zmuszona by go na kimś wykorzystać.

Usiłowalam się uspokojić, zeszłam na dół i stanełam przed obrazem. Otworzyłam zdjęcie ojca na telefonie i zaczęłam je porównywać. Był bardzo podobny, choć, stał w innej pozycji, na obrazie miał zmarszczki których jie było na zdjęciu. Zastanawiałam się na ile jest to zamysł artystyczny a na ile coś innego. Zdjęcie mogło być oczywiście robione długo przed jego śmiercią, jednak wydawało mi się, że to Tony go malował, a był wtedy jeszcze zbyt młody. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki i odwróciłam się gwałtownie. Vincent zmarszczył lekko brwi na moje dziwne zachowanie.

- Coś się stało?

- Tony go malował? - Machnęłam ręką w stronę obrazu, jakby wcale nie było oczywiste o co pytam.

- Tak, wyglądasz na trochę zdenerwowaną.

Wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem, może trochę. Ten mężczyzna wygląda jak ojciec. Widziałam jego zdjęcie. - zdałam sobie sprawę, że właśnie się zdradziłam, zaklęłam w duchu.

Vincent wskazał mi jedną z kanap w salonie.

- Może usiądziemy, będzie się nam wygodniej rozmawiać.

Zajęłam wskazane mi miejsce i oparłam się zmęczona o oparcie kanapy. W jakiś sposób obecnosć Vincenta mnie uspokoiła, cały czas się chyba stresowałam, tamtym mężczyzną, a czułam, że w obecności mojego brata nic mi nie grozi.

- Domyślam się, że wyszukiwałaś nas w internecie - widziałam w jego oczach delikatne rozbawienie, było głęboko ukryte ale jednak. - nie mam nic przeciwko, w końcu to powszechnie dostępne dane.

Oparł dłoń z wielkim sygnetem na palcu. Sygnetem, który łudząco przypominał ten na zdjęciu Camdena. Miałam ochotę zrobić zdjęcie także temu, a potem je porównać, ale to byłoby dziwne.

- Raczej nie dzielicie się zbyt chętnie informacjami.

- Czasem wiedza oznacza niebezpieczeństwo.

- Właściwie, jak już jesteśmy w temacie, są niedaleko treningi krab magi, chciałbym się na nie zapisać. Nie trzeba by nawet fatygować któregoś z braci, bo Roxane mogłaby mnie wozić i tak tam jeździ, a to wmiare po drodze.

Vincent skinął powoli głową.

- Na treningi oczywiście możesz jeździć, cieszy mnie, że nie jesteś bezbronna, jednak nie wydaje mi się, żeby jeżdzenie z jakąś obcą osobą, było dobrym pomysłem.

Prasknęłam lekko śmichem, co jak co ale nazwanie Roxane obcą, zupełnie nie pasowało.

- Roxane nie jest obca, znam ją od dziecka. Mieszkała razem ze mną w Polsce ale musiała się potem przeprowadzić. Ona pochodzi ze stanów.

- I mieszka akurat w Pensylwanii? - Vincent uniósł brew.

- Niedaleko naszej szkoły, wcześniej chodziła do zwykłej publicznej podstawówki, ale zdobyła stypendium do tego liceum.

- Chciałbym ją w takim razie poznać, jeśli miałaby cię wozić co tydzień na treningi. I wyślij mi stronę klubu do którego chcesz się zapisać

- Ok, myślę, że to nie będzie problem.

- Czy jest coś jeszczę co cię niepokoi?

Wesychnęłam ciężko.

- Nie wiem chyba po prostu jestem zmęczona  - Vincent wpatrywał się we mnie uważnie, jakby nakłaniał mnie żebym kontynuowała - po prostu widział ostatnio jakiś samochód, ale to raczej nic takiego. Pewnie coś sobie wyobraziłam

Vince spiął się wyraźnie.

- Jaki samochód? - słyszałam przejęcie w jego głosie.

- Nie wiem, zwykły czarny, nie wyróżniał się, po prostu w środku siedział jakiś mężczyzna i obserwował szkołę, ale pewnie po prostu na kogoś czekał czy coś. - Wzruszyłam ramionami.

Vincent pokiwał głową i zaczął nerwowo bawić się sygnetem, coś było nie tak. Jego postawa i wzrok o tym mówiły

- Pewnie tak, dobrze...- zawiesił głos jakby zapomniał co chce powiedzieć- Dobrze idź do siebie i odpocznij- dokończył

- Dobrze- mruknęłam, nie chciałam dopytywać o to co się stało i tak by mi nie powiedział. Podniosłam się i poszłam. Gdy wyszłam z salonu usłyszałam jeszcze głos Vincenta który widocznie musiał do kogoś zadzwonić

- Byli pod szkołą. Robi się naprawdę niebezpiecznie- Zawiesił głos po czym dodał coś szeptem, nie byłam pewna co dokładnie powiedział chociaż wydawało mi się, że padło tam słowo "tato" ale to może była tylko moja wyobraźnia

Nowa Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz