Rozdział 46

1.8K 87 0
                                    


Deszcz zaczął padać, kiedy tylko wsiadłem do starego jeepa i wyjechałem spod domu klubowego. Padał przez całą drogę do Odessy. Szum mijanych samochodów i rytmicznych kropel uderzających o dach auta sprawiał, że czułem się klaustrofobicznie i sennie jednocześnie. Nienawidziłem jeździć samochodem – był jak cholerna klatka.

Od tygodnia nie przespałem ciągiem więcej niż cztery godziny. Byłem całkowicie wyjebany, ale nie miałem zamiaru się poddawać. Hatchet i Lucky powtarzali, że mój upór był całkowicie bezcelowy i głupi, ale już dawno nie czułem się tak bezsilny i nie miałem pojęcia co robić. Nie chciałem zostawiać Romy samej, nawet jeśli miałem być przy tym głupio uparty. Dlatego od tygodnia wystawałem przed domem jej rodziców, doprowadzając do szału sąsiadów. Drugiego dnia wezwali policję, ale na koniec końców zostałem w jeepie zaparkowanym na krawężniku i nadal obserwowałem okolicę. Czwartego dnia chyba już wszyscy się przyzwyczaili do widoku wytatuowanego bandziora, siedzącego za kółkiem i szpiegującego okolice.

Wiedziałem, że nie wyglądałem dobrze. Byłem niewyspany, cienie pod moimi oczami stawały się coraz większe, a broda dłuższa. Moja dieta składała się ze śmieciowego żarcia, energetyków i fajek. Głównie fajek. Jeszcze nigdy w życiu tak dużo nie paliłem.

Mój telefon zadzwonił, kiedy tylko zaparkowałem samochód w swoim stałym miejscu. Tuż przed domem rodziców Romy. Z tego miejsca dobrze widziałem kuchenne okno, ale w większości wypadków żaluzje były zasłonięte. Widziałem Romy tylko dwa razy i za żadnym nie wyglądała dobrze. Schudła, a jej policzki stawały się zapadnięte. Wyglądała jakby i ona niewiele spała. Santana powiedziała mi, że Romy nadal wymiotuje, a więc spadek jej wagi najpewniej był tym spowodowany.

Oparłem potylicę o zagłówek fotela i zamknąłem oczy tak mocno, że pojawiły się pod nimi ciemne plamy. Dopiero potem odebrałem telefon.

– Zamkną cię za nękanie, stary. – Po drugiej stronie odezwał się irytujący głos Rusha. Gdyby mnie widział, pokazałbym mu jedynie środkowy palec. Nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę. Słuchałem tego gówna już wystarczającą ilość razy. Santana nawet próbowała odstrzelić mi fiuta, zanim Rush wyrwał jej rewolwer z ręki. Trinket za to była bardziej skuteczna i po tym, jak zrobiła mi dwudziestominutowy wykład, w którym zbyt wiele razy brzmiało słowo „skurwysyn", podrapała mi policzek ostrymi pazurami. Lucky był wyjątkowo rozbawiony. Wiedziałem, że zasłużyłem na to wszystko, ale jeśli miałem być ze sobą szczery, drugi raz zrobiłbym to samo. Z wyjątkiem przelecenia Romy na blacie w garażu. To był podły ruch, ale tak kurewsko za nią tęskniłem, a ona nagle się pojawiła. Taka słodka i moja z tymi pełnymi ustami i oczami, które zawsze patrzyły na mnie jak na lepszego człowieka niż w rzeczywistości byłem. I przepadłem. Byłem egoistycznym kutafonem, który chciał poczuć ją blisko. Była jak światło, a ja byłem pieprzoną ćmą. Nie było we mnie nic dobrego i trzymanie mojej ciemności od jej dobra wydawało się rozsądnym pomysłem.

– Szeryf już był – odpowiedziałem, nie otwierając oczu. – Całkiem spoko z niego facet. Dogadaliśmy się, że jeśli nikogo nie zamorduję to da mi święty spokój.

Rush parsknął śmiechem po drugiej stronie linii.

– Santana nie daje mi przez was żyć.

– Kurwa, naprawdę nie interesuje mnie twój związek. Poza tym Santana to szalona suka.

– Nazwij moją kobietę tak jeszcze raz, a następnym razem nie powstrzymam jej przed odstrzeleniem ci kutasa. A właściwie sam to zrobię.

Powstrzymałem się od wywrócenia oczami.

– Sam ją tak nazywasz.

– Bo to prawda, jest szaloną suką, ale tylko ja mogę o niej tak mówisz, łapiesz?

Jego własność (Hellhounds MC #2)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt