Rozdział 2

6.7K 319 18
                                    


Czułam się całkowicie odrętwiała, kiedy posadził mnie na swoim motocyklu i ruszył z głośnym warkotem. Zaciskałam dłonie na jego twardym brzuchu, nawet nie czując lodowatego wiatru smagającego moje ramiona. Miałam wrażenie, że to wszystko to jakiś cholerny sen. Pieprzony koszmar, który zaraz się skończy. Nic stąd nie wydawało się prawdziwe – a więc nie było straszne. Zaraz miałam się obudzić w swoim łóżku.

Ale zamiast tego motocykl zatrzymał się przed dużym, surowym budynkiem z czerwonej cegły. Rozejrzałam się dookoła, ale w zasięgu wzroku nie było innych domów. Przełknęłam głośno ślinę, czując że żółć podchodzi mi do gardła.

Houston zeskoczył z motocyklu. Ściągnął kask i spojrzał na mnie szybko. Nie mogłam nic odczytać z jego spojrzenia, ale postanowiłam trzymać się blisko niego. Jednym płynnym ruchem, postawił mnie na nogach, jakbym nic nie ważyła i mocno złapał mnie za nadgarstek.

Przed budynkiem stały zapakowane motocykle. Doliczyłam się dziesięciu, zanim wciągnął mnie po schodach do środka. Czułam, jak żołądek podchodził mi do gardła. Boże, zaraz się porzygam. Ledwo widziałam przez zbierające się w moich oczach łzy. Zamrugałam kilka razy, chcąc polepszyć widoczność, ale sprawiło to tylko, że łzy spłynęły po moich policzkach. Nie byłam z siebie dumna. Chciałam być odważną twardą laską, ale cholera... Właśnie widziałam, jak ktoś zastrzelił mężczyznę, a potem zostałam porwana przez gang motocyklowy. Miałam prawo się rozkleić.

Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, gdzie siedziała cała zgraja facetów w skórzanych kurtkach i kamizelkach. Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ja skuliłam się w sobie, chcąc stać się niewidzialna.

— Kto to? — zapytał mężczyzna, który przysiadł przy biurku. Miał na sobie zwykłe sprane dżinsy, motocyklowe buty i czarną kamizelkę, ubraną na szary podkoszulek. Wydawał się być starszy, bo jego włosy i broda były niemal całkiem siwe, a z drugiej strony było w nim coś co sprawiało, że nadal był młody. Trudno było określić jego wiek.

W pomieszczeniu panowała ponura atmosfera. Bałam się rozglądać, więc utkwiłam spojrzenie w moich butach. Boże, nawet moje żółte sandały na koturnach były umazane krwią.

— Znaleźliśmy ją przy Key'u — powiedział Houston, prowadząc mnie bliżej starszego mężczyzny.

— Zabijecie mnie? — jęknęłam nagle, wbijając pięty w podłogę. Nie chciałam umierać. Moje życie może było jednym wielkim kurwidołkiem, ale chciałam mieć okazję je naprawić.

— Co tam robiłaś? — zapytał zamiast tego starszy mężczyzna. Jego wzrok wiercił dziurę w mojej głowie. — Jesteś suką Wild Griffins?

Ręka Houstona nadal zaciskała się na moim nadgarstku i miałam wrażenie, że trzyma mnie w miejscu jak kotwica.

— Zadałem ci pytanie, dziecko. — Głos mężczyzny był ostry jak stal.

Otworzyłam usta, łapiąc ciężko oddech.

— Nie — wyszeptałam. — Ja tylko... ja tylko wyszłam do baru. Przysięgam ja nic nie wiem.

Łzy łaskotały moją szyję, niknąc w dekolcie mojej bluzki. Spojrzałam przerażonym wzrokiem na Houstona. Skinął mi lekko głową, jakby chcąc mnie zachęcić, a jego ręka zniknęła z mojego nadgarstka.

Czułam na sobie uważne spojrzenia mężczyzn. Były jak wbijające się w moje ciało szpilki.

— Dobrze — kontynuował starszy mężczyzna. Usiadł na blacie drewnianego biurka i uderzył rękami o uda. Dźwięk uniósł się w martwej ciszy, sprawiając że podskoczyłam wystraszona. Nie miałam pojęcia czy mi wierzył czy nie, kiedy zapytał:

— Powiedz nam co widziałaś? Jak znalazłaś Key'a?

Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam zamiaru kłamać. To nie miało sensu, a i tak nie miałam nic do ukrycia. Tylko, że cholera ja naprawdę niewiele wiedziałam.

— Wyszłam na zaplecze i wtedy ich usłyszałam. Ten mężczyzna... Key... z kimś rozmawiał. Nie słyszałam wyraźnie słów, ale nie brzmiało to zbyt przyjacielsko, więc zatrzymałam się i chciałam wrócić do środka, ale wtedy usłyszałam strzał.

Zadrżałam na samo wspomnienie tego okropnego dźwięku.

— Widziałaś ich? — pytał dalej mężczyzna. Bałam się spojrzeć w jego oczy, więc wbiłam spojrzenie w jego klatkę piersiową. Na przodzie skórzanej kamizelki znajdował się napis: „Prezydent, 1%", wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. — A oni ciebie?

Skinęłam głową.

— Jak wyglądali? Mieli kuty?

— Kuty? — Mój głos był tak słaby, że nie byłam pewna czy ktokolwiek mnie usłyszał. Usiłowałam odchrząknąć.

— Skórzane kamizelki — wyjaśnił Houston. — Takie jak nasze.

Zagryzłam mocno wewnętrzną część policzka i poczułam na języku rdzawy posmak krwi. Znowu krew.

— Tak, chyba tak — wymamrotałam, wykręcając palce. Zamknęłam na moment oczy, przypominając sobie jednego z nich. Wyglądał na równie przerażonego jak ja, kiedy uciekał z zaułka.

— Chyba? — warknął prezydent.

— Na pewno, ale... było na niej chyba mniej... wszystkiego — wyjąkałam nieskładnie.

Skinął głową.

— Prospekci — syknął. — Pierdoleni Wild Griffins.

Znowu ta nazwa.

Zanim ktokolwiek miał szanse, zadać mi jeszcze jakieś pytanie lub zanim miałam szansę zrzygać się na stopy prezydenta gangu motocyklowego, drzwi otworzyły się gwałtownie i uderzyły z głośnym hukiem o ścianę. Wszyscy jak na komendę spojrzeli w tamtą stronę.

— Tato, po prawda?! — Drobna blondynka wpadła do środka jak burza. — Postrzelili Key'a?

Stanęła zaraz obok mnie i spojrzała na prezydenta mokrymi oczami.

— Santa! — wrzasnęli w tym samym momencie prezydent i ten facet z najbardziej niebieskimi oczami. Chyba mówili na niego Rush. Poderwał się spod ściany i ruszył w stronę blondynki.

— Zaczekaj za drzwiami, dziecko — powiedział prezydent. Trochę mi ulżyło, kiedy usłyszałam jego ton. Najwyraźniej do własnej córki odzywał się tak samo, jak do znalezionej w złym miejscu i złym czasie, porwanej dziewczyny.

Santa szarpnęła się, kiedy Rush położył jej dłoń na ramieniu.

— Mam gdzieś te zasady, tato — mówiła nadal. — Chcę tylko wiedzieć czy to prawda? Ktoś zawiadomił Tammy?

Tammy, słyszałam to imię. Spojrzałam na blondynkę, a ona na mnie. W jej brązowych oczach pojawiło się coś miękkiego.

— Kto to? — zapytała, patrząc na mnie.

— Znaleźli ją przy Key'u, a teraz wychodzisz, Santa. — Rush złapał ją za nadgarstek i pociągnął gwałtownie w stronę wyjścia. Kiedy odwróciła się plecami, zobaczyłam że na jej czarnej, skórzanej kamizelce znajdował się napis: „Własność Rush'a. Hellhounds MC" i zadrżałam.

— I przesłuchujecie tę biedną dziewczynę w otoczeniu całego klubu?! Na miłość boską, tato! — warknęła, zanim Rush zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Spojrzałam na prezydenta, a ten westchnął głośno i pokręcił zrezygnowany głową.

— Zaprowadź ją na górę, Houston — rzucił do mężczyzny stojącego obok mnie. — Niech dziewczyny się nią zajmą. Powiedz prospektom, że mają nie spuszczać niej z oka. Potem wracaj.

Houston skinął głową. 

Jego własność (Hellhounds MC #2)Where stories live. Discover now