Rozdział 41

3.4K 276 24
                                    

– Przepraszam – odezwałam się niepewnie, podchodząc do mężczyzny stojącego za ladą. Wyglądał na miłego staruszka, co potwierdził fakt, że kiedy tylko na mnie spojrzał, od razu uśmiechnął się dobrodusznie.

– Tak, kochanieńka? – poprawił ciemnozielony fartuch i oparł pomarszczone dłonie na wypolerowanej ladzie.

– Wie pan gdzie znajdę siedzibę klubu motocyklowego? – zapytałam, a jego uśmiech momentalnie zniknął. – Hellhounds?

Mogłabym przysiąc, że ludzie siedzący przy stoliku i dwie kelnerki obsługujące sale, rzuciły w moją stronę pośpieszne spojrzenie, nadstawiając ucha.

– To nie miejsce dla kogoś takiego jak ty – odpowiedział cicho, lustrując mnie spojrzeniem.

Próbowałam spojrzeć na siebie jego oczami. Co mógł widzieć? Dziewczynę z wystraszonym spojrzeniem, która desperacko chciała znaleźć kogoś należącego do gangu motocyklowego? Słabą, małą Romy która nie potrafiła sobie z niczym poradzić?

– Muszę kogoś znaleźć – odchrząknęłam, bo głos nagle uwiązł mi w gardle. – Byłabym wdzięczna za pomoc.

Rzucił mi długie uważne spojrzenie.

– Proszę – dodałam. – To bardzo ważne.

Pokręcił głową, jakbym była kapryśną, głupią dziewczynką. Złość zaczynała swędzieć mnie pod skórą.

– Pomoże mi pan czy nie? – warknęłam nieprzyjemnie.

W jego oczach pojawiło się zaskoczenie, ale posłusznie podał mi adres. Kiedy szłam przez salę w kierunku drzwi, czułam na karku jego uważne spojrzenie, wiercące mi dziurę w tyle głowy.

Wychodząc na zewnątrz, wpisałam w nawigacji w telefonie wskazany adres. Całe piętnaście minut drogi samochodem. Samochód pożyczyłam od Santany, bo auto Houstona zniknęło razem z kluczami do jego domu i moją kamizelką. Nie sądziłam, że będę za nią tęsknić, ale teraz oddałabym wszystko, żeby znowu móc ją założyć. Żeby znowu należeć do Houstona.

Zagryzłam mocno wargę, czując że moje nerwy się odzywają. Bałam się tej rozmowy jak cholera. Bałam się tego bursztynowego spojrzenia i tego co w nim zobaczę. A jednocześnie nie mogłam się tego doczekać. Tęsknota zżerała mnie od środka, jak jakiś ohydny robak. Wiedziałam, że ta rozmowa w szpitalu to nie koniec. To nie mógł być koniec.

Wsiadając do samochodu, moje ręce trzęsły się tak bardzo, że ledwo byłam w stanie wsadzić kluczyki do stacyjki. Wbiłam pośpiesznie wsteczny i wyjechałam z parkingu przed barem. Całą drogę zastanawiałam się co mu powiem. Byłam taka wściekła i taka przestraszona jednocześnie. Dojechanie do Waszyngtonu zajęło mi prawie trzy dni, ale potrzebowałam tego czasu w samotności, żeby ułożyć sobie wszystko w głowie. Bałam się przy tym jak cholera, bo każda spotkana osoba, przyprawiała mnie o dreszcze i wszędzie szukałam podstępu. Potrzebowałam jednak tego, żeby udowodnić przede wszystkim sobie, że dam radę. Jeszcze mnie nie pokonali.

W końcu dojechałam pod wskazany adres i serce niemal podeszło mi do gardła. Biło szybko w piersi i byłam pewna, że zanim go znajdę, jak nic się zrzygam.

Zatrzymałam się przed wysoką metalową bramą, czując że pociły mi się ręce. Przez chwilę czułam się tak jak na początku mojej znajomości z Houstonem. Wtedy, gdy każdy mężczyzna w klubie przerażał mnie jak cholera. Zagryzłam wewnętrzną część policzka, dając sobie w myślach mentalnego kopniaka. Spędziłam z nimi prawie pół roku, nie byłam już tą samą naiwną Romy Wilson. Potrafiłam znaleźć mojego starego i zrobić mu aferę stulecia. Jasne, że potrafiłam.

Jego własność (Hellhounds MC #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz