Rozdział 23

4.6K 300 29
                                    


Zatem dzisiaj dwa rozdziały, póki jeszcze żyję. Jakiś szpital w domu normalnie... 

Dajcie znać, co myślicie :)



Steph wyglądało blado, kiedy weszła do kuchni. Rozejrzała się dookoła, jakby oczekując że Houston zaraz wyskoczy z jakiegoś kąta.

Wywróciłam wymownie oczami, bo powoli zaczynało mnie to denerwować. A właściwie wkurzałam się na samą myśl o Houstonie. Wyjechał wczoraj w nocy i od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wieści. Nie miałam pojęcia gdzie pojechał, z kim, a tym bardziej kiedy wróci. Wrócił tylko na moment, jakieś dwadzieścia minut po tym jak wyszedł i rzucił na stół w kuchni białe opakowanie tabletki z awaryjną antykoncepcją. Ledwo przy tym na mnie spojrzał, co bolało jeszcze bardziej.

— Nie ma go — powiedziałam, kiedy przysiadła przy kuchennej wyspie.

Ulga wymalowana na jej twarzy, sprawiła że wkurzyłam się jeszcze bardziej. Choć z drugiej strony ją rozumiałam. Jeszcze nie dawno sama tak reagowałam na jego obecność.

— Naprawdę uważam...

— Że powinnam się z tego wyplątać. Wiem, Steph. — Przyłożyłam rękę do czoła, ale od dalszej część tej rozmowy uratował mnie dzwonek do drzwi. Steph drgnęła na swoim krześle.

— To pewnie dziewczyny, wprosiły się na babski wieczór.

Cóż, to była prawda. Santana koniecznie chciała wiedzieć, jak skończył się nasz popieprzony wieczór. Tammy i Trinket też na pewno zostały we wszystko wtajemniczone. Moje policzki stały się gorące, kiedy pomyślałam o tym, jak bezmyślna byłam i dałam się przelecieć na tyłach baru, kiedy wszyscy mogli mnie słyszeć.

— Pijemy, maleńka! — wykrzyknęła Tammy, kiedy tylko otworzyłam drzwi. Uniosła w górę dwie butelki białego rumu i paczkę mrożonych truskawek. Postanowiłam nie pytać.

Santana uśmiechnęła się do mnie radośnie, trzymając w ręku papierową torbę, wypełnioną po brzegi zakupami. Z tyłu Trinket żegnała się z Luckym. Pocałunek był tak namiętny, ze byłam pewna, że można zajść od niego w ciąże.

Zaraz potem rozległ się dźwięk trzech silników i facecie odjechali, zostawiając nas same na odludziu. Dom miał wystarczające zabezpieczania, żeby nie musieli się martwić.

Zaprowadziłam dziewczyny do salonu. Steph wydawała się niepewna, co było zaskakujące, bo zazwyczaj to ona była tą która przejmowała dowodzenia i trudno było ją wyprowadzić z równowagi. Zawsze wydawała się pewna siebie.

— Cześć — powiedziała Trinket, poprawiając rude włosy, które najwyraźniej rozczochrał Lucky. — Jestem Trinket stara Lucky'ego. To Santana stara Rusha. — Santana pomachała jej z uśmiechem. — A ta suka tu to Tammy, ciągnie każdemu w klubie.

— Weź spierdalaj! — wykrzyknęła Tammy. — Jestem starą Key'a!

— Ale co dałaś innym to twoje — Trinket mrugnęła do niej zielonym okiem. Miałam ochotę ukryć twarz w dłoniach. Steph zdecydowanie nie potrzebowała takiego gówna. Mogły chociaż poczekać aż zdążymy się napić.

Steph wyciągnęła w górę rękę, jakby chciała im pomachać.

— Steph — wymamrotała, marszcząc brwi. — Nie stara.

Tammy wybuchła śmiechem i postawiła na blacie obok Steph dwie butelki rumu.

— Myślę, że możemy się zakumplować — powiedziała. — Umiesz pić, Steph?

Jego własność (Hellhounds MC #2)Where stories live. Discover now