11. Pytania i odpowiedzi

512 24 5
                                    

 Calanis zabrała mnie do komnaty łaziebnej przylegającej do sypialni w której mnie umieszczono. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy z drugiego pomieszczenia, bo sprytnie ukryto przejście za przesuwnym panelem. Oczywiście co do tej tego też miałam tysiąc pytań, ale dzielnie zagryzałam wargi. Zaciskałam je nawet wtedy, gdy Calanis cierpliwie tłumaczyła mi działanie przedziwnego wynalazku jakim był prysznic. Wyrwało mi się tylko małe pytanko, o limit wody, a tuż po nim sapnięcie zaskoczenia, gdy okazało się, że nie ma żadnego.

Dostałam trzy fiolki, nieco większe od tej, którą pokazała mi wcześniej Calanis, a każda zawierała co innego. Fiolka z fioletowym płynem, zawierała mydło, którym według instrukcji kobiety, miałam umyć ciało. Zaś fiolki z niebieskim i lekko żółtawym płynem, były przeznaczone dla moich włosów. Jedna by je doczyścić, druga by je odżywić. Cokolwiek to znaczyło, bo jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że nagle moje włosy otwierają swoje małe buźki i zachłannie wypijają płyn. Ale w sumie los raczył wiedzieć, co na tej planecie było możliwe.

Specjalnie przedłużałam czas spędzany pod ciepłymi strumieniami wody, nie pamiętam, kiedy ostatnio było mi tak przyjemnie i pewnie trwałoby to jeszcze dłużej, gdyby cholerny zielony płyn do mycia włosów, nie wpadł mi do oczu. Przysięgam miałam wrażenie, że ktoś wsypał mi do oczodołów rozżarzone węgle. Na mój krzyk bólu, Calanis miała czelność zarechotać i zawołać przez drzwi...

- A tak, uważaj na szampon, może szczypać. Wypłucz go szybko jeśli dostał się do oczu.

Dzięki za ostrzeżenie. - pomyślałam z przekąsem, płucząc piekące oczy.

W końcu wyszłam zza kotary, oddzielającej prysznic od reszty łazienki. Wszędzie unosiła się para i słodki, kwiatowy zapach. Calanis zostawiła dla mnie szczoteczkę której kazała mi użyć do umycia zębów, wraz z czymś co nazwała miętową pastą. Na Izarze do czegoś takiego musiałam używać kawałka specjalnej gałązki, z drzewa crunali, pieczołowicie wydzielanej przez strażnika. Tylko wyższe sfery dysponowały grzebieniami i specjalnymi szczoteczkami, a każda miała złote zdobienia. Aureen opowiadała mi, że dawniej takie dobra, były dostępne dla każdego, jednak wojna odcisnęła się piętnem na wszystkich i wszystkim, pozbawiając Izarczyków wielu wygód.

Moje rozmyślania przerwało kolejne średnio przyjemne odczucie, bo Calanis znów nie raczyła mnie ostrzec, że miętowa pasta w ustach pali na początku, jednak tym razem obyło się bez krzyków, bo jak tylko wyplułam pianę pozostał odświeżający posmak. Podobny do tego po drzewie crunali, jednak nieco bardziej pikantny i... chłodny? Chyba tak najłatwiej byłoby go opisać.

Kilka razy otworzyłam usta i wciągnęłam przez zęby powietrze, by utrzymać w ustach ten smak. Stałam na przeciw lustra w złoconej ramie i nie mogłam się powstrzymać, by nie zetrzeć pary i nie spojrzeć na swoje odbicie. Na Izarze nie miałam zbyt wielu okazji by sprawdzić jak wyglądam, a gdy próbowałam sięgnąć pamięcią wstecz, nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz widziałam swoją twarz w pełnej okazałości. Gdy ściągałam białą mgiełkę z tafli, moje dłonie drżały. Z ust wyrwało mi się głośne sapnięcie, gdy zobaczyłam jak bardzo się zmieniłam. Byłam... Podobna do Aureen. Obie miałyśmy oczy o lekko uniesionych ku górze zewnętrznych kącikach. Obie miałyśmy czarne rzęsy, proste i lekko zadarte na końcach nosy. Różniły nas usta i uśmiechy. Kąciki ust Aureen zawsze skierowane były ku dołowi i nawet kiedy była szczęśliwa wyglądała smutno. W dodatku miała wąskie wargi. Moje były pełne i mocno wykrojone. Aureen miała też piegi rozsiane po całej twarzy. Moja skóra zaś nie licząc czarnych cieni pod oczami, była zupełnie gładka. Za to moje włosy przypominały gniazdo jakichś obślizgłych robaków. Mimo solidnego umycia, nadal były poplątane. Już sobie współczułam ich rozczesywania.

EstelarWhere stories live. Discover now