6. Smak wolności

462 36 15
                                    

Utwór do dzisiejszego rozdziału: 

https://music.youtube.com/watch?v=1Hoi9eVWLW0&si=oItdfdrugtLMpRAI


Opadłam na siedzenie nagle wyzuta z sił. Nawet nie wiedziałam, że niemal skoczyłam na równe nogi usłyszawszy rewelację Caleba. Pas boleśnie wbił się w moje uda i czułam, że przypłacę to siniakami, jednak nic nie mogłam poradzić na reakcję mojego ciała. Do niedawna nie mogłam marzyć nawet o wyjściu poza mury pałacu. Ba! Mogłam pomarzyć o byciu na zewnątrz przez czas dłuższy niż dwadzieścia minut. Nagle, gdy postanowiłam uciec, uciekałam nie tylko z miasta. Nie tylko z królestwa, kraju czy kontynentu.

Nie. Ja od razu opuszczałam całą planetę!

I brzmiało to tak nieprawdopodobnie, że w mojej głowie aż huczało od zderzających się ze sobą sprzecznych myśli.

Z jednej strony chciałam przecież znaleźć się jak najdalej od Cesarza i to - jeśli Caleb mówił prawdę - udało się śpiewająco. Z drugiej strony nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie zabierze nas portal. Znałam tylko pałac i spiekotę Izarry. Czy mogłam zatem odnaleźć się w kompletnie nowym miejscu? Zapewne tak bardzo różnym od tego co już znałam? 

Nie miałam pojęcia, to zaś sprawiało, że mój żołądek boleśnie się ściskał i wykręcał, jakby próbował się ukryć gdzieś głębiej w trzewiach, by nie musieć przekonywać się na własnej skórze, co znajdzie po drugiej stronie podniebnego przejścia.

Była też trzecia strona. Ta, która nakazywała mi obserwowanie rozwoju sytuacji. Przemawiała do mnie głosem Aureen i prosiła mnie, bym nie wydawała pochopnych osądów. Bym starała się jak najwięcej zapamiętać. Bym pamiętała, że teraz to ja sama odpowiadałam za swoje przetrwanie. 

To właśnie ta strona mnie, zmusiła moje płuca, by te zaczęły głęboko oddychać. Ta część mnie, nakazała mi zrobić wszystko, by uspokoić rozszalały umysł.

W końcu podniosłam głowę, którą zwiesiłam bezwładnie próbując nie oszaleć. Caleb nie patrzył na mnie, zbyt skupiony na skomplikowanej aparaturze i setkach migających przycisków, nie zwrócił uwagi na moją małą rozsypkę. Teraz pozostał po niej tylko galop serca, z wolna uciszany przez strumienie chłodnego powietrza wtłaczanego do moich płuc. Otarłam kroplę potu ściekającą po mojej skroni i już nieco przytomniej spojrzałam przez szybę rozciągającą się na wprost mnie.

Mogła cierpnąć mi skóra na całym ciele na samą myśl o ogromie czekającego na mnie nieznanego, ale... Tu i teraz było zbyt piękne, by pozwolić przygnieść się niepewnej przyszłości. W tym konkretnym momencie, miałam przecież przed sobą wszechświat. Czarny jak noc. Usiany piegami migoczących gwiazd. Pomalowany drobinami konstelacji. Pozwoliłam w końcu ciału się rozluźnić. 

Bo przecież jak wiele było na świecie dziewczyn, którym mając zaledwie czternaście lat, nie dość, że udało się uciec spod ciężkiego buciora oprawcy, to do tego jeszcze przemierzały kosmos? 

Jeśli wygłuszyło się wszystkie "ale", "czy" i "gdyby" zostawał zapierający dech widok, zachwyt i słodki aromat wolności. Chciałam poznać też jej smak. Chciałam na własnym języku przekonać się jak smakuje wolność.

Poprawiłam się więc na fotelu. Musiałam wszystko dobrze widzieć, by na zawsze wyryć sobie w sercu niecodzienną drogę, jaką podążyłam w dzień kiedy udało mi się zerwać kajdany. Ręce świerzbiły mnie by klaskać. Stopy rwały się by tańczyć. Rozsądek kazał jednak sztywno ułożyć dłonie na kolanach, a nogi skrzyżować. Czas na świętowanie miał jeszcze nadejść, pod warunkiem, że Caleb mówił prawdę... Pod warunkiem, że naprawdę potrafił pilotować ten pojazd tak, by nas przy tym nie zabić.

Estelarحيث تعيش القصص. اكتشف الآن