3. Ceremonia Sighilu 1/2

617 36 18
                                    



Tej nocy nie spałam dobrze. Od zawsze miałam lekki sen, ale tym razem czułam się jakbym nie zmrużyła oka, choć wiedziałam przecież na pewno, że spałam. Na szczęście Ceremonia Sighilu zaczynała się o świcie. Nie musiałam więc zbyt długo czekać, aż zacznie się najważniejszy dzień mojego życia.

Na zewnątrz nadal było ciemno, a w pałacu nie słychać było charakterystycznego szurania przemykającej nieskończonymi korytarzami służby. Miałam więc wystarczająco czasu, by dobrze się przygotować. Z pękatego baniaka w łazience nalałam do miski odrobinę wody. Dostawałam na swój użytek niewielki przydział. Tyle tylko bym nie umarła z pragnienia i brudu. Umyłam więc starannie twarz i zwilżonymi palcami rozczesałam włosy.

Srebrzysta tafla, sięgała aż do mojej talii. Przez to, aby móc skorzystać z pasty z jagód, by choć minimalnie ukryć swoją tożsamość, musiałam zapleść włosy w ciasnego warkocza. Miałam szczęście, że Aureen nauczyła mnie jak go robić, bo inaczej już na wstępie mój plan spaliłby na panewce, albo musiałabym czekać aż do przyszłego roku by nazbierać więcej materiału. Wiedziałam, że tyle nie wytrzymam, miałam więc nadzieję, że prowizorycznego barwnika wystarczy by z grubsza pokryć warkocz i czubek głowy.

Ostrożnie by nie narobić hałasu podniosłam obluzowany kamień z posadzki. Wyciągnęłam zawinięty w  kartkę  proszek, oraz resztę jagód których jeszcze nie zdążyłam rozgnieść. Musiałam zrobić to teraz. Na szczęście miałam już wprawę i po chwili całość na powrót zawinęłam, tym razem nie chowając jej do skrytki. Szybko zrzuciłam z siebie szaty i zużywając resztę wody doprowadziłam się do porządku. Los raczył wiedzieć jak długo będę musiała obyć się bez nawet tak prowizorycznej toalety, wolałam więc skorzystać póki jeszcze miałam okazję. Ten zapas miał mi wystarczyć jeszcze na jakieś trzy dni, ale skoro i tak nie zamierzałam tu wracać nie musiałam przejmować się jego zużyciem.

Noce w Izarze były ciepłe, więc jako okrycie miałam tylko cienką i wysłużoną już narzutę. Bez większego wysiłku oderwałam od niej długi pas tkaniny, który zawiązany wokół moich piersi miał przytrzymać wszystko co musiałam ze sobą zabrać. Strażnicy często mnie przeszukiwali, ale tylko w tych okolicach nigdy nie sprawdzali, uznałam więc że to będzie doskonałe miejsce na skrytkę. Obwiązałam się szerokim na pięć palców pasem materiału i ukryłam w nim złożoną na płasko kartkę z proszkiem, oraz mapę, którą chciałam się posłużyć.

Nie przemyślałam, gdzie powinnam ukryć skromne zapasy prowiantu, postanowiłam więc po prostu je zjeść. Nie chciałam by się marnowały, potrzebowałam energii a uznałam, że nie uda mi się ukryć tobołka tak, by nie wzbudzić podejrzeń. Byłoby głupio wpaść i zniweczyć cały plan, nawet tak dziurawy jak ten, tylko przez to, że koniecznie chciałam zabrać ze sobą suchą bułkę i kawałek zbyt słonego sera. Z resztą, to i tak wystarczyłoby mi może na dzień lub dwa. Nie warto więc było ryzykować.

Nostalgicznie rozejrzałam się jeszcze raz po moim więzieniu. Pierwsze rudawe promienie słońc zaczynały zabarwiać niebo naprzeciw mojego okna. Czułam, że strażnicy zaraz po mnie przyjdą. Spojrzałam na łóżko. Serce lekko mi się ścisnęło na wspomnienie mnie i Aureen chichoczących cicho, gdy z pomocą małego nożyka wydrapywałyśmy nasze inicjały na jego dolnej belce. Miałyśmy być zawsze razem, tak jak te literki na zawsze miały zostać wyryte w ciemnym drewnie. Tyle, że z czasem, wyżłobienia spłyciły się od dotyku moich palców, a Aureen... Cóż, jej przecież od dawna już nie było.

W pomieszczeniu poza ubraniami, nie było niczego co chciałabym zabrać ze sobą. Niczego co było tak prywatne i bliskie mi, by choć próbować to jakoś zapakować. Posiadałam dwa komplety znoszonej bielizny i dwa komplety takich samych szat, zrobionych z szorstkiego materiału. Było mi gorąco, ale wiedziałam, że z ubrań mogę zrobić użytek nie tylko je nosząc.

EstelarWhere stories live. Discover now