Zostaję wprowadzona do dużej komnaty. Nie rozglądam się po niej, bo łzy przysłaniają mi widok. Stajemy na środku pomieszczenia, a Brann odpina mi ciężkie żelazne obręcze z nadgarstków.
- Czuj się jak u siebie - drwi.
Odwracam się do niego, ocierając łzy.
- Bo długo stąd nie wyjdziesz - dodaje z szyderczym uśmiechem.
Spoglądam z wyrzutami na Attie, ale on się obraca i wychodzi. Brann podąża jego śladem. Osłupiała patrzę, jak zamykają się za nimi drzwi, dopiero trzask przekręcanego klucza mnie otrząsa. Podbiegam do nich i chwytam za klamkę, szarpię nią, ale nie drgają.
- Otwierajcie! - krzyczę. - Nie zostawiajcie mnie tu. Attie!
Ich kroki zanikają w oddali, kiedy odchodzą. Wpadam w rozpacz. Zdradzili mnie, oszukali, a ja głupia... Zaczynam uderzać pięściami w rzeźbione drzwi jedno po drugim. Każde kolejne, mocniejsze niż poprzednie, nie zważam na ból, który promieniuje mi w prawej ręce. Narastającym impetem przekładam coraz większą moc na moją lewą rękę. Odczuwam w niej szczypanie, ale nie mogę przestać. Wiem, że przez mój czyn poraniłam dłoń, bo ciepła krew spływa mi po palcach. Tracę siły, a łzy strumieniem spływają mi po policzkach. Ostatnie uderzenie rozbrzmiewa donośnie po izbie, rozrywają ciszę. Ramiona mi opadają z wysiłku, przykładam czoło do drzwi, które wydają się, być niewzruszone moim atakiem. Oddycham ciężko, a gula w gardle narasta z każdym oddechem. Spoglądam na dłonie, jedna jest opuchnięta i sina, a z drugiej krew kapię na drewnianą podłogę, mieszając się z łzami.
Stoję krótką chwilę przy drzwiach, po czym odwracam się i rozglądam. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, jest ogromne okno, podbiegam do niego i z rozmachem je otwieram. Zimne powietrze przeszywa załzawione policzki. Wyglądam przez nie, ale wysokość, na jakiej się znajduje, mnie przeraża. Nie mam lęku przed wysokością, ale patrzenie w dół z wierzy na dachy poniższych budynków, nie napawa mnie nadzieją na ucieczkę tą stroną. Odchodzę od niego i staję na środku bogatej komnaty, w której znajduje się łóżko stojące z lewej strony. Z prawej zaś wielki kominek z napalonym opałem, przed nim stoją dwie masywne sofy i niski drewniany stolik. Podbiegam do niego, chwytam za jego krawędzie z nadzieją, że może uda mi się nim rzucić w drzwi, ale kiedy go próbuję podnieść, jest on zbyt ciężki, a moje mięśnie uginają się pod jego ciężarem. Nie daję rady nawet go drgnąć.
Rozglądam się w poszukiwaniu czegoś innego, co się nada. Dostrzegam w rogu kolejne odrzwia, bez zastanowienia idę w ich kierunku. Rozwieram je i robię wielkie oczy, przede mną ukazuje się komnata łaziebna z wielką białą wanną ze złotymi masywnymi nogami, umieszczoną na środku pomieszczenia. Naprzeciw niej stoi stolik z lustrem i niewielkim taboretem, a wrogu toaleta. Kilka kroków od wejścia jest kominek, w którym też pali się ogień. Szybkim krokiem podchodzę do taboretu, biorę go w dłonie i wracam do drzwi, z którymi bezskutecznie walczyłam. Chwytając za nogi, biorę zamach i z całych sił uderzam nim w rzeźbione drewno. Za pierwszym razem nic się nie stało, ale kiedy kolejny raz nim uderzam, roztrzaskuje się na drobne kawałki.
- Aaaaaa! - krzyczę sfrustrowana.
Nie poddam się! Podchodzę do łóżka, przeglądam go, ale nic nie znajduje. Przysiadam, rozglądając się jeszcze uważniej, za jakimkolwiek przydatnym narzędziem. Przychodzi mi jedna myśl, podchodzę do kominka i chwytam jeden z palącego się drewna, którego nie pochłoną jeszcze ogień. Spoglądam na czerwono-żółty płomień, tym razem mnie nie uspakaja, wręcz przeciwnie doprowadza do szału. Idę z nim do wyjścia i już mam przyłożyć go do drewnianych drzwi, gdy naglę, otrząsam się z rozpaczy. Mój wzrok pada na kominek, a później na płonący kij w dłoni. Nie mogę przecież ich podpalić... Co ja takiego robię? A co jeśli jestem sama, w tej wierzy i gdy ogień pochłonie nie tylko je, ale cały pokój? Nie zdołam się z niego uwolnić, a przede wszystkim nikt nie zdąży mnie uratować. Wracam do kominka, ciskam drzewcem w ogień. Opuszczam zrezygnowana napięte ramiona, a łzy ponownie napływają mi do oczu. Otulam się rękami, pozwalając wypłynąć kolejnej fali swoich emocji. Odsuwam się od płomieni i idę w stronę łóżka, po kilku krokach, opadam twarzą na miękkie poduszki. Przyciągam jedną z nich, nie zważając na to, że ją poplamię krwią, która ciągle wypływa mi z poranionej dłoni. Wtulam się w nią wyczerpana, płaczem i bezsensowną walką z masywnymi drzwiami. Przymykam zrezygnowana oczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/330987510-288-k450002.jpg)
VOUS LISEZ
Tajemniczy Las
FantasyKeitha ma pod swoją opieką młodszą siostrę, która jest jej jedyną rodziną. Pragnie ochronić ją przed każdym złem, jakie je otacza. Zmuszona jest polować za murem, co nie kończy się dla niej dobrze - choroba mocno ją osłabia. Alice chcąc odwzajemnić...