Rozdział 7

24 9 7
                                    


           Mija pół dnia, a wciąż nie mogę się otrząsnąć po tej próbie pocałunku.

Serce nadal bije mi jak szalone, choć z całych sił staram się uspokoić. Attie co chwilę zerka na nas z zawadiackim uśmiechem, a jego spojrzenie mówi więcej niż tysiąc słów – po tym wnioskuję, że widział całą sytuację.

Na samą myśl upokorzenie wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Zaciągam kaptur jeszcze mocniej, próbując ukryć rumieńce na policzkach przed jego spojrzeniem. Wstyd mnie paraliżuje. Nieznacznie kręcę głową, próbując odgonić od siebie myśli o tym. Teraz najważniejszym jest znalezienie Alice. Przynajmniej tak sobie wmawiam, choć w sercu tli mi się niepokój.

Słońce zachodzi nad horyzontem, kiedy wyjeżdżamy z lasu na czyste, pokryte śniegiem pola. Nie ma tu nic, żadnych drzew, roślin, kamieni. W życiu nie widziałam czegoś takiego.

Zayden podaje mi pieczywo, którego nie biorę. Nie jestem głodna, choć mój burczący brzuch mówi, że jest inaczej. Czuję muśnięcie palców na policzku, kiedy odkrywa mój kaptur.

– Zjedz coś, zanim Attie tu podjedzie, żaląc się na twój burczący brzuch.

Czuję jego oddech na policzku. Przechodzi mnie dreszcz..

– Nie jestem głodna – odpowiadam. – Mógłbyś się zatrzymać?

– Zatrzymamy się, jak tylko przejedziemy przez te pola – odzywa się Attie. – I, Keitha...

Przeczuwam, co chce powiedzieć, dlatego przerywam mu głośnym:

– Zamilcz!

Parska śmiechem. Rzucam mu groźne spojrzenie, a Zayden zerka na okolicę z nostalgią. Lekko się uśmiecha.

– Niegdyś to miejsce było pięknym miasteczkiem. W samym sercu doliny wznosiła się imponująca karczma. – Wskazuje palcem na puste miejsce w pobliżu. – Nieopodal rynku, który stał tam, na tej płaskiej równinie w oddali, znajdowała się piekarnia, gdzie miejscowy piekarz tworzył najsmaczniejsze wypieki. Na tym niewielkim wzniesieniu, wzdłuż ścieżki, ciągnęły się urokliwe domy, a na tamtym, po drugiej stronie, na niskim wzgórzu, górował skromny zamek zamieszkały przez zamożnych szlachciców. Rzeka leniwie płynęła tuż obok. Pod naszymi stopami natomiast prowadziła brukowana droga, poprzerywana urokliwymi mostkami. Całe to miasto emanowało życiem. Na każdym rogu unosiła się radosna muzyka, a dzieci, nieobarczone troskami, żyjące w przekonaniu, że świat jest pełen obfitości, goniły się z uśmiechami na twarzach.

Oczami wyobraźni widzę wszystko, o czym mówi.

– Co się z nim stało?

– Została zmieciona z powierzchni ziemi przez kattale, istoty stworzone przez mrok. Nie mają ciał. Są jak cień i mrok. Powstają z niczego i w nicości się chowają. Żaden miecz nie jest w stanie ich zranić ani zabić.

– To jak można je powstrzymać?

– Nie da się – odzywa się Brann. – Można je przyzwać i rozkazać, by zaatakowały, ale znikają jak mgła, kiedy wypełnią zadanie.

– Ale jak to jest możliwe? – dziwię się.

– Nie ma na to wyjaśnienia – mówi Zayden. – Ponoć gdzieś ukryta jest księga, dzięki której można to zrobić.

– Gdzie ją znaleźć?

– Nikt tego nie wie – odpowiada mi Farrell.

Rozglądam się po tej pustej przestrzeni. Skąd oni znają to miejsce i dlaczego te stworzenia zostały wezwanie? Dlaczego moi rodzice nigdy mi o tym nie wspominali? Opowiadali mi wiele legend, ale nigdy nie mówili o murze czy istotach żyjących za jego barierą. Na pewno musieli o nich wiedzieć. A może na ludzkich ziemiach tak wiele rzeczy zostaje przemilczanych? Gdy o tym myślę, to faktycznie – królowa mogła ukrywać przed nami prawdę, aby uniknąć niepokoju wśród ludu.

Tajemniczy LasWhere stories live. Discover now