Epilog

341 56 11
                                    

Rok później, 14 lutego

*Nayeli*

Spacerowałam przy zamarzniętym jeziorze w Willow Valley i zatrzymałam się na chwilę w miejscu, w którym rok wcześniej zdecydowałam się wejść na lód. Wiele wydarzyło się przez ten rok. Grayson się oświadczył, złapałam z powrotem bardzo dobry kontakt z rodzicami... Dostałam mój własny program kulinarny. Wszystko układało się tak, jak powinno. To zdecydowanie był mój rok. Chyba nigdy nie byłam taka szczęśliwa, jak przez te ostatnie miesiące.

Odwróciłam się, gdy nagle dostałam śnieżką w głowę. Colby zbiegł na dół z górki i od razu dał mi buziaka, otrzepując mi czapkę ze śniegu.

– Mogłaś na mnie poczekać – odezwał się, zakładając rękawiczki. – Lubisz tu przychodzić, co?

– Bardzo. W sumie to tutaj wszystko się zaczęło... Lubię to miejsce. Musimy później jeszcze podjechać do babci, nie zapomnij o tym.

– Nie zapomnę. Zrobiła dla mnie ciasteczka. – Colby zdecydowanie stał się ulubieńcem mojej babci.

– W ogóle pachniesz cynamonem, więc wiem, że ukradłeś Leo cynamonkę... Nie ukryjesz tego przede mną.

– Przed tobą niczego nie da się ukryć. Pyszne są. Nie mogłem się powstrzymać.

Po naszej pierwszej oficjalnej rance Colby zaprosił mnie na kolejną, a później ja go zaprosiłam... I tak w końcu zapytał, czy chciałam spróbować. A ja oczywiście się zgodziłam. Kochałam spędzać z nim czas. Bardzo często do siebie przyjeżdżaliśmy, chociaż ja przyjeżdżałam częściej, bo jednak Colby często był pod telefonem i nie chciałam, żeby musiał jechać szybko taki kawał drogi. Miałam też u niego w domu całkiem sporo moich rzeczy.

Bardzo się do siebie zbliżyliśmy przez ten rok. Nasza więź stała się niezwykle silna. Praktycznie nie wyobrażałam sobie dnia bez jakiegokolwiek kontaktu z nim. Zawładnął całym moim życiem. On też wspierał mnie, jak tylko mógł. Nieraz dzwoniłam do niego zestresowana przed jakimiś nagraniami, bo tylko on mógł mnie uspokoić. Bycie z nim sprawiało mi ogromną radość i doceniałam tę relację coraz bardziej. Przez to, że odwiedzałam go tak często, postawiliśmy, że Olaf jednak będzie mieszkał u niego, żeby nie siedział tak długo sam w moim mieszkaniu. Często też jeździliśmy na obiady do jego mamy albo do moich rodziców, którzy także go pokochali.

– W przyszłym roku też tutaj przyjdziemy, prawda? – Zapytałam, wtulając się w jego bok.

– W każde Walentynki możemy tu przychodzić. Chociaż wtedy pewnie już będziesz mieszkała u mnie, bo szkoda tak dojeżdżać, a ty i tak będziesz się przeprowadzała. Może od razu do mnie? Po co wynajmować kolejne mieszkanie?

– Proponujesz mi, żebym z tobą zamieszkała? – Spojrzałam na niego nieco zaskoczona jego propozycją. – Jesteś tego pewny?

– Nawet mam dla ciebie klucze. – Wyjął je z kieszeni i miały już przypięty uroczy brelok z szarym kotkiem. – Możesz je wziąć. Jeśli kiedyś będziesz gotowa i będziesz tego chciała... Nie mówię, że musisz to zrobić teraz, zaraz...

– Boże, kocham cię, naprawdę – szepnęłam, patrząc mu głęboko w oczy.

– Ja ciebie też kocham. Więc mamy już zaplanowane każde Walentynki, co? Wskakuj na jezioro, uratuję cię. I tak co roku będziemy to powtarzać.

– Już bez żadnego wskakiwania na lód i ratowania. Podziękuję za takie atrakcje.

– Może za rok?

– Może!

Nasza miłość też była jak zapach cynamonu - trwała, uzależniająca i upiększająca nasze życie. Byłam przekonana, że nigdy nie zniknie ona z naszych serc.

KONIEC

Miłość o zapachu cynamonu | short storyWhere stories live. Discover now