Rozdział 3

308 61 14
                                    

*Nayeli*

– Co to niby ma być? – zapytałam Jess, jak tylko zobaczyłam kuchnię, w której codziennie gotowałam. – To żart? Specjalnie to zrobiliście? Okropnie to wygląda – szepnęłam, patrząc na mnóstwo serc, które zwisały z sufitu. To były nie tylko balony... Niektóre ozdoby to chyba na taśmie klejącej były przyklejone do sufitu i zwisały z niego. Cała kuchnia była czerwono-różowa. Nawet przynieśli specjalnie różowy mikser... – Przecież to jebnie i spadnie mi prosto na jedzenie. Powiedz mi, Jess, że to tylko głupi żart, bo chcieliście zobaczyć moją reakcję. Nienawidzę Walentynek.

– Nie, to nie żart. Według mnie wyszło ładnie.

Zaśmiałam się nerwowo, słysząc jej słowa. Spojrzałam na Graysona, który w końcu do nas dołączył i przyglądał się przez chwilę dekoracjom. Tylko on wyglądał, jakby był pod wrażeniem.

– Dałem mu koszulę. Pogadaliśmy chwilę.

– Nie pojechał do domu? – zapytałam i rozejrzałam się po studiu. Wtedy go dostrzegłam. Opierał się o ścianę i mi się przyglądał. – Jednak się przebrał... Co ja mu takiego zrobiłam? Nawet go przeprosiłam... Maruda jakiś...

– Wiesz, że jest kapitanem Straży Pożarnej?

– Nie. Niby skąd mam wiedzieć? I co to zmienia?

– Ty lubisz strażaków. No i to ty wylałaś na niego kawę.

– Ale przeprosiłam – mruknęłam. – Ty mi tu nie zmieniaj tematu, bo ja mam ważniejsze sprawy na głowie. Te cholerne serca. Po co tak dużo tego? Nie mogli dać trzech, czterech? Nasrali tego, jak nie wiem... Tragedia... Pani Holt? – rozejrzałam się i uśmiechnęłam się do kobiety, która od razu do mnie podeszła. – Zrobimy cynamonowe serca, bo ja kocham cynamon. Takie drożdżowe. I będziemy też robiły coś w stylu red velvet cake, tylko zmieniłam trochę przepis, ale to w trakcie będę pani mówiła, co? Na samym początku powiem kilka słów do kamery, takiego przywitania i przedstawię panią oczywiście. I będę mówiła krok po kroku, co będziemy robiły, więc damy radę. Na pewno dobrze pani gotuje, skoro pani wygrała, więc poradzi sobie pani.

– Gotuję ostatnio większość rzeczy z pani przepisów.

– Nayeli – powiedziałam, zerkając na jej syna, który nam się przyglądał. – Proszę mi mówić po imieniu, będzie nam łatwiej przed kamerą. Występowała pani kiedyś przed kamerą?

– Nie. To będzie mój pierwszy raz. Stresuję się. Ma pani jakieś rady? Przepraszam... Masz jakieś rady?

– Nie zwracaj uwagi na kamery. Wiem, że łatwo jest to powiedzieć, a trudniej zrobić... Jak coś robisz, to nie musisz patrzeć do kamery. Bądź sobą. Skup się na pieczeniu. Pokażę ci nasze sprzęty, żebyś wiedziała, jak je włączyć. Żeby nie było później żadnego problemu – zerknęłam na nią i poszłyśmy w głąb kuchni. – I telefon, żeby leżał jak najdalej od kuchni i żeby był wyłączony. Albo chociaż wyciszony. Zawsze znajdzie się ktoś, komu on zadzwoni, a to jest akurat taka rzecz, która większość osób irytuje przy pracy.

– Chyba dzień przed świętami komuś zadzwonił, a to na żywo leciało. I zażartowałaś wtedy, że to pewnie Mikołaj dzwoni zapytać o twój nowy adres i żeby ktoś mu go podał, bo do ciebie nie trafi.

– To była wielka improwizacja. Czasem się tak dzieje, że coś idzie nie tak, a jesteśmy na żywo i trzeba z tego wybrnąć. Mnie też zdarzają się wpadki, także niczym się nie przejmuj. My teraz nie będziemy na żywo, więc nie ma się czym przejmować – machnęłam ręką. – Więc lubisz oglądać nasz program, co? – Zapytałam, utrzymując kontakt wzrokowy z brunetem, który nawet na chwilę nie spuszczał nas z oczu, ale wiedziałam, że nie słyszał, o czym rozmawiałyśmy.

Miłość o zapachu cynamonu | short storyWhere stories live. Discover now