Rozdział 4

358 58 7
                                    

*Nayeli*

Dwa dni później kręciłam się na krześle, spoglądając co jakiś czas na Graysona i monitor, od którego nie odrywał wzroku. Byliśmy w trakcie montażu filmiku, ale ja kompletnie nie potrafiłam się skupić. Zastanawiałam się ciągle, co mogłam zmienić w przepisie, żeby te rogaliki były jeszcze lepsze. Choć wszyscy mówili, że one były dobre.

– Może on powiedział to specjalnie, bo go wkurzyłam tym, że wylałam na niego kawę?

– Jest do ciebie uprzedzony – mruknął Grayson. – Nie przejmuj się typem, którego już nigdy nie zobaczysz, tylko skup się na pracy.

– Jadę dzisiaj zawieźć mu koszulę.

– Co?

– Nie wyprała się, ale kupiłam identyczną. Ta sama firma, ten sam rozmiar. Może się nie domyśli. Nawet mu nie powiem, że ją kupiłam. W sumie ona pachnie nowością... Może ją wypiorę, żeby chociaż było czuć, że nie jest nowa? Albo po prostu mu powiem, że się nie doprało, no i trudno. Oddałam mu koszulę? Oddałam. Niech nie ma do mnie żadnych pretensji...

– Pokłócicie się – stwierdził, odrywając wreszcie wzrok od monitora. – Na bank. Mam jechać z tobą? Albo ja mu to zawiozę... Skąd masz w ogóle ich adres?

– Jego mama mi dała. Nie zamierzam się z nim kłócić. Zostawię mu koszulę i sobie pójdę. Poza tym może go nie będzie? Wtedy zostawię jego mamie i trudno. Nie zamierzam go nawet przepraszać, bo już go przeprosiłam, więc nie mam za co. Posłucham sobie po drodze jakichś melodii na uspokojenie. Jak to się mówi? O, muzyki relaksacyjnej. W ogóle wiesz, że dźwięki, które wydają wieloryby, mogą działać uspokajająco albo usypiająco? Na mnie one raczej nie zadziałają – zaśmiałam się pod koniec. – Nie jestem fanką wielorybów.

– Jak od tematu twojego przyszłego męża i jego zabrudzonej koszuli przeszłaś do tematu waleni? I to od tak – pstryknął palcami. – Co poszło nie tak, Nayeli?

– Kogo przepraszam? Chyba się przesłyszałam. To ty przed chwilą powiedziałeś, że mam nie przejmować się typem, którego już nigdy nie zobaczę. Czy to nie byłeś ty?

– Bo nie wiedziałem, że kolejny raz się spotkacie. Będzie musiał być trzeci raz.

– Z pewnością... Zawiozę mu koszulę i już nigdy więcej się nie spotkamy, zobaczysz.

Wstałam, żeby zrobić nam herbatę, a on od razu poszedł za mną. Wiedziałam, że nie odpuści prędko tego tematu i zacznie swoje nudne gadanie...

– Nie spuszczał z ciebie wzroku – stwierdził, gdy napełniłam czajnik wodą. – Cały czas się na ciebie gapił. Nawet jak śmiałaś się jak wariatka. Widziałem, że drgnął mu kącik ust, ale udawał, że wcale tak nie było, gdy tylko na niego spojrzałem. A ty nieraz jak się śmiejesz, to brzmi to czasem, jakby ktoś okna mył.

– Przynajmniej jak się śmieję, to wszyscy wiedzą, że to ja. Co z tego, że prawie się uśmiechnął? Czasem ciężko się nie uśmiechnąć, gdy ktoś ma nagły atak śmiechu. Automatycznie nieraz się uśmiechasz... Tobie wystarczy, że jakiś mężczyzna na mnie spojrzy i już widzisz mnie w sukni ślubnej. To ja powinnam tak robić, a nie ty. Daj spokój... Ja wiem, że jesteś beznadziejnym romantykiem, ale odpuść trochę.

– Opowiesz mi chociaż jak było? Musisz mi opowiedzieć... Jestem ciekawskim człowiekiem, dobrze o tym wiesz.

– Opowiem ci. Powiem mu normalnie, że kupiłam nową i dam mu, nie? Pojadę w sumie teraz, a ty sobie w spokoju pracuj. Jakbyś miał jakieś pytania, to jestem pod telefonem. Później tu przyjadę i obejrzymy razem, jakie cudo stworzyłeś.

Miłość o zapachu cynamonu | short storyWhere stories live. Discover now