Rozdział 2

327 56 19
                                    

*Nayeli*

Usiadłam wygodnie na kanapie, otulona kocem i ubrana w obszerny sweter, legginsy oraz wysokie, ciepłe skarpety. Mieliśmy awarię ogrzewania w całym budynku i miałam ochotę pojechać do babci albo nawet do rodziców, byle tylko nie siedzieć w tym zimnie. Jednak wiedziałam, że nie ma ich w domu, a ja nie miałam od nich kluczy.

Pociągnęłam nosem, odpisując na wiadomość i usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się, zabierając ze sobą koc i podeszłam do nich powoli. Otworzyłam je i spojrzałam na uśmiechniętego szatyna, który uniósł wyżej termowentylator.

– Kocham cię – szepnęłam i otworzyłam szerzej drzwi, żeby wszedł do środka. – Myślałam, że tu zamarznę.

Grayson był moim montażystą praktycznie od samego początku. Uwielbiałam z nim pracować i prywatnie też bardzo się polubiliśmy i spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Był tylko rok starszy ode mnie i nieraz kłóciliśmy się, jakbyśmy byli prawdziwym rodzeństwem. No i był genialny w swojej pracy.

– Co robisz? Oprócz tego, że sobie tutaj powoli zamarzasz? Nudziłaś się i cieszysz, że w końcu będzie miał ci kto dotrzymać towarzystwa, co? Nie musisz mówić.

– Chciałam poodpisywać ludziom na wiadomości, ale tak mi zimno, że nawet źle mi się pisze na telefonie.

Usiadłam z powrotem na kanapie i spojrzałam na chłopaka, który podłączył wentylator i zaczęło wiać ciepłym powietrzem. Tego właśnie było mi trzeba.

– Jak dobrze.

– Zostawię go tu, żeby wiało na ciebie, co? Masz coś do jedzenia? – Zapytał, rozglądając się po kuchni. – Umieram z głodu... Jadłem dzisiaj tylko kanapkę z masłem czekoladowym. Nie miałem nawet czasu, żeby pomyśleć o jedzeniu.

– Mam zupę, podgrzać ci? Mogę ci zrobić do niej grzanki, bo wiem, że je uwielbiasz.

– Cudownie. Tylko daj więcej przypraw. Walentynki się zbliżają – powiedział, gdy szłam w stronę kuchni. – Moja misja na te Walentynki, to znalezienie ci faceta na ten dzień. Dasz mi swój telefon i przegrzebię wszystkie portale randkowe, ale znajdę ci kogoś.

– Odinstalowałam wszystkie. Bardziej myślałam, że powiesz, że skoro nie mam zaplanowanej żadnej randki, to mogłabym ci coś upiec dla twojej dziewczyny.

– To też. Upieczesz mi?

– Tylko jeśli mi pomożesz... – zerknęłam na niego, krojąc bagietkę. – Inaczej nie ma nawet takiej opcji. Możesz przynajmniej tu sobie stać i pić cholerne wino, ale masz tu być, rozumiesz? Sama nie będę piekła, bo mi się nie będzie chciało.

– Oczywiście, szefowo.

– Kiedy się wreszcie oświadczysz? – Zaczęłam temat. – Dziewczyna już wieki na to czeka, a ty co?

– Nie wiem. To przez to, że mieszkamy kawałek od siebie i widujemy się raz na dwa, trzy tygodnie. A ja nie mogę się przeprowadzić i ona też nie może na razie... – powiedział, wyjmując szklankę. Nalał sobie wody, a ja odłożyłam nóż.

– Co cię tu zatrzymuje? Tylko praca?

– Lubię tę robotę. Nie mogę na nic narzekać, szczególnie że często dajesz mi jedzenie – zaśmiał się. – No i ciężko byłoby ci znaleźć sprawdzonego montażystę. Który na dodatek wytrzymałby z tobą, twoimi pomysłami i wymaganiami...

– Ale ona jest ważniejsza niż praca...

– To prawda. Mam tu też inne zlecenia, a jej jakoś za miesiąc kończy się umowa o pracę i prawdopodobnie nie będzie jej przedłużała i liczę, że wróci do miasta. Byłoby fajnie... Mam nadzieję, że wróci na stałe. Masz masło czosnkowe?

Miłość o zapachu cynamonu | short storyOnde histórias criam vida. Descubra agora