Rozdział 6

321 51 9
                                    

*Nayeli*

Byłam przerażona na środku tego cholernego jeziora. A jeszcze bardziej zaczęłam być, gdy nagle pojawił się Colby. Jakim cudem to akurat on tam przyszedł, a nie ktoś inny? Jednak gdyby nie on, to pewnie bym spanikowała. Byłam mu wdzięczna za to, co dla mnie zrobił. Nie spodziewałam się tego, że w Walentynki będę siedziała w JEGO pokoju, na JEGO łóżku i na dodatek w JEGO dresach. Miałam wiele wyobrażeń na temat tego, jak mogłam spędzić ten dzień. To było ostatnie, o czym bym pomyślała. Właściwie, nawet nie przyszłoby mi to do głowy.

Colby włączył telewizor, gdy piliśmy herbatę, a zapanowała nagle dość niezręczna cisza. Bałam się, że jeśli zacznę coś mówić, to bardzo szybko się pokłócimy. I nie chciałam go też irytować moim gadaniem. Oglądałam więc jakiś przyrodniczy program, bo nawet nie chciałam go zapytać, czy przełączy na coś innego.

Zerknęłam na niego, dopiero jak wypiłam herbatę i zorientowałam się, że zasnął. Oddychał dość spokojnie, ale nie miałam pewności, czy na pewno śpi. Nie chciałam go też budzić. Grayson wspominał coś o Straży Pożarnej, więc moją kolejną myślą było to, że może był po pracy... Wygrzebałam więc z torby telefon i włożyłam do uszu słuchawki, włączając sobie muzykę. Nawet nie mogłam wyłączyć telewizora, bo ściskał pilota w ręce...

Spał jakieś pół godziny, gdy nagle obrócił się na bok, przodem do mnie i przypadkiem dotknął mojej ręki. Od razu się obudził, gdy to zrobił.

– Przepraszam – odezwał się cicho i odsunął, przecierając oczy. Podobał mi się odcień jego oczu. Niby były zielone, ale bardziej przypominające szmaragd. Piękne były. – Nie wiem, kiedy zasnąłem. Mieliśmy ciężką noc w pracy.

– Możesz przecież spać. Nie przeszkadza mi to. Nie spałeś pewnie po pracy.

– Nie chciało mi się wtedy spać. Zrobię sobie kawę, też chcesz?

– Poproszę. Mam rogaliki, chcesz spróbować? Mam nadzieję, że smakują lepiej niż tamte wtedy w telewizji, które próbowałeś. Zmieniłam trochę przepis – powiedziałam, gdy on wstał i poszedł napełnić czajnik wodą. – Może te ci posmakują. Według mnie są pyszne.

– Tamte też były.

– Naprawdę? – Spojrzałam na niego, gdy wrócił do pokoju. – Ale dobrze, że mi tego wtedy nie powiedziałeś, bo dzięki tobie siedziałam nad tym przepisem i są teraz przepyszne.

– Nie jesteś zła?

– Nie. Czemu? W sumie to domyślaliśmy się tego z Graysonem. Myślałam też, że może jednak nie były aż takie cudowne. Musisz spróbować. Dałam więcej twarogu. Do kawy będą idealne.

– Bardzo szybko mówisz, gdy jesteś podekscytowana – zauważył. To był fakt. Wiele osób zwracało mi na to uwagę i nieraz nawet próbowałam się pilnować, ale gdy już byłam podekscytowana, to kompletnie nie zwracałam na to uwagi. Ciężko mi było to kontrolować. – Ale mi to nie przeszkadza, jak coś. Rozumiem też wszystko. Mam tylko kawę rozpuszczalną. Nie wiem, jaką pijesz.

– Też taką. Ciemno się robi...

– Jakaś chmura idzie.

Zrobił się ruch na korytarzu, a Colby od razu otworzył drzwi i zaczął z kimś rozmawiać. Usłyszałam tylko, że nadciągała śnieżyca i żeby nikt nie wychodził przez najbliższy czas z budynku.

Czyli utknęłam tu z nim... Sami... W jednym pokoju...

Wyobrażałam sobie minę Graysona, gdyby o tym usłyszał. On na pewno byłby nieziemsko podekscytowany. Tylko trochę bałam tego, czy faktycznie się nie pokłócimy, ale też cieszyłam się, bo chciałabym go trochę poznać. Chciałam zobaczyć, czy faktycznie był taki gburowaty, jaki wydawał mi się na samym początku, czy wręcz przeciwnie. Często zdarzało mi się źle oceniać ludzi na początku znajomości. Jednak nigdy nie mówiłam o tym na głos. A przy lepszym poznaniu okazywało się, że jednak są oni cudowni. A on był na pewno dla mnie taką zagadką. Chciałam ją rozszyfrować i go poznać.

Miłość o zapachu cynamonu | short storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz