Wieża Zapomnienia cz. 2

2 1 0
                                    

c. d.


Kiedy Tarina się ocknęła, przez parę chwil nie odmykała powiek, rozkoszując się delikatnością pościeli i cudowną ciszą, jaka może panować tylko na samym końcu świata. Wreszcie jednak otworzyła oczy i usiadła na łożu. Za oknami był już dzień, a z mlecznobiałej mgły poranka wyłaniały się szczyty sąsiednich gór. Opar na razie skrywał przed jej wzrokiem niższe partie krajobrazu, co powodowało, że miała wrażenie całkowitego oderwania od wszystkiego, co pozostało w dole, lub nawet bycia wziętą żywcem do nieba. To wiszące nad wierzchołkami górskiego pasma, bynajmniej nie metaforyczne niebo wciąż zasłaniały chmury, co w pełni jej odpowiadało. Nie pragnęła teraz niczego innego.
Nie mając pojęcia, czego oczekują od niej tamci, wyszła z łóżka, wsunęła stopy w za duże bambosze i zajęła się poranną toaletą. Gdy kończyła mycie zębów, do pokoju, który nie był w ogóle zamykany na klucz, miękko jak kot wsunęła się Oana. Miała na sobie inną sukienkę, a piękne włosy splotła tym razem w warkocz. Lewym ramieniem przyciskała do piersi pachnący lawendą kobiecy strój i kilka równie niezbędnych damie drobiazgów.– To dobrze, że już wstałaś – odezwała się na przywitanie. – Miłego dnia, Tarino. Przerobiłam dla ciebie jedną z moich sukien, bo nie możesz paradować po domu mistrza w tych swoich łachmanach. Przyniosłam też bieliznę i pantofle. W dolnej szufladzie toaletki znajdziesz kasetkę z biżuterią i ozdobami do włosów. Myślę, że uda ci się coś dla siebie wybrać.
– Z całą pewnością coś wybiorę. Dziękuję ci, Oano – odparła pogodnie czarnowłosa. Odstawiła na półkę wymyty kubek i bezwstydnie się przeciągnęła. Chyba zaczynała już czuć się w wieży kontaktowej jak we własnym domu. Nie, nawet więcej. Czuła się w niej znacznie swobodniej i tak niesamowicie lekko, jakby była jednym z białych obłoków.
– Tu jest wspaniale – mówiła dalej z najszczerszym zachwytem. – Od dawna nie spałam tak dobrze. Nie mogłam trafić w lepsze miejsce.
– Cieszę się, że tak uważasz – w głosie elfki wciąż czaiła się rezerwa. – Kiedy skończysz się ubierać, zejdź na trzecie piętro. Zjesz z nami śniadanie.
– Dobrze, Oano.
Postanowiła, że nie pozwoli Czarodziejowi na siebie czekać, więc ubierała się bez zbędnej zwłoki. Suknia idealnie pasowała do jej figury. Najwidoczniej elfka była lepszą krawcową niż chciała się do tego przyznać. Z najświetniejszego jedwabiu, biała z jasnozielonym wykończeniem, wspaniale podkreślała czerń włosów Tariny. Kobieta dobrała do niej naszyjnik ze szmaragdów, a fryzurę przyozdobiła paroma drobnymi warkoczykami, naśladując wczorajsze uczesanie Oany. Buty też były jakby na nią uszyte. Postanowiła nie pytać tamtej, skąd je wzięła.
Ostrożnie zeszła po schodach na trzecią kondygnację i nieśmiało pchnęła drzwi. Pomieszczenie stanowiło połączenie kuchni i jadalni. Keran właśnie zamiatał podłogę, a Oana kroiła sery i warzywa.
– Może mogłabym nakryć do stołu? W domu często to robiłam. Tak bardzo chciałabym pomóc...
– Ależ oczywiście – przerwała jej elfka, nie odrywając nawet wzroku od deski do krojenia. – W tej dużej skrzyni znajdziesz obrusy i serwety, a zastawa jest tutaj, w szafce obok zlewu. Sztućce zostawiam zwykle na suszarce.
Tarina włączyła się więc ochoczo w przygotowania do posiłku. Chłopak donosił rzeczy, a ona umiejętnie nakrywała stół dla czterech osób. Zanim skończyli, do komnaty wszedł Czarodziej w swoim wiecznie pogodnym nastroju. Ubrany był w tę samą gwiaździstą szatę, w której Tarina spotkała go wczoraj pod schodami wieży. W każdym razie identycznie wyglądającą, bo mógł dysponować kilkoma takimi samymi płaszczami.
– Dzień dobry, dzieci – odezwał się miękko, nie czekając ich na pełne szacunku powitania.
– Dzień dobry, mistrzu – odpowiedzieli wszyscy troje niemal chórem. Tarina zdumiała się przy tym, jak łatwo przyszło jej nazwanie starca w ten sposób, jakby po tej jednej nocy stała się jego kolejną uczennicą.
– Wyglądasz kwitnąco, Tarino. Jak ci się u nas spało?
– Doskonale, mistrzu. Chyba jeszcze nigdy nie wyspałam się tak dobrze.
– Bardzo się cieszę, moja córko. Właśnie przeszłaś pomyślnie pierwszy etap uzdrowienia. Bo nie ma lepszego lekarstwa niż głęboki sen i smaczny posiłek.
We dwie z elfką podały śniadanie, zwyczajne, pożywne śniadanie składające się z kiełbasek na ciepło, omletu z szynką, chrupiących bułeczek, najlepszego masła, serów, wędlin, miodu i pachnących jeszcze ogrodem warzyw. Tarina usiadła po prawicy maga, mając naprzeciw siebie Kerana, a po prawej ręce dziewczynę z Jodłowej Puszczy. Posilali się w uroczystej ciszy, popijając jedzenie gorącą herbatą i sokami owocowymi.
W końcu Tarina nie wytrzymała i zadała pytanie, które od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie:
– Skąd wy tutaj bierzecie te wszystkie rzeczy? Ktoś je wam dostarcza?
– Nie, to nie tak się odbywa – pospieszyła z odpowiedzią Oana, widząc, że Czarodziej jest całkowicie zajęty swoją kiełbaską. – Każdy rodzaj transportu w tak odludne i wysoko położone miejsce pochłonąłby zbyt wiele energii. Nie, nie korzystamy z usług okolicznej ludności, nie zamierzamy też budować wyciągu. Poza tym, zanim żywność dotarłaby do wieży, byłaby już zepsuta. Jesteśmy całkowicie samowystarczalni. Czwarte piętro, na którym jeszcze nie byłaś, to spiżarnia i skład. Mamy tam taką dużą skrzynię, wyściełaną od wewnątrz specjalnym, ale to bardzo specjalnym i bardzo rzadkim rodzajem aksamitu. Jest to coś w rodzaju skrzyni obfitości. Wystarczy, że mistrz albo ja podejdziemy do skrzyni, położymy ręce na wieku i mocno czegoś zapragniemy, ta rzecz natychmiast pojawia się w środku. Materializujemy nasze wyobrażenia. Keran jeszcze tego nie potrafi, ale szybko się uczy.
– Oana jest wyśmienitą kucharką – wtrącił mag, wycierając usta serwetką. – Kiedy mnie opuści, a stanie się to już niedługo, ktoś inny będzie musiał zadbać o moje podniebienie. Musisz się do tego czasu, chłopcze, nauczyć dobrze gotować. Nie udawaj więc, że nie jest to zajęcie dla ciebie.
W świecie Tariny mężczyźni też czasami gotowali. Na ogół, jeśli to robili, byli w tym fachu dobrzy i brali za swoją pracę sowitą zapłatę. Bardzo niewielu z nich miało za to chęć wykonywać to zajęcie dzień po dniu za darmo, we własnych domach. Tak, jak czyniły to od wieków kobiety.
Ale Keran chyba stanął na wysokości zadania, bo odparł:
– Stanie się zgodnie z twoją wolą, mistrzu. Wiesz, że zrobię wszystko, by nazwano mnie pewnego dnia mędrcem, dla którego nie istnieją żadne tajemnice. Takim jak ty, mistrzu.
– O, nie – Czarodziej pogroził mu żartobliwie palcem. – Więcej pokory, Keranie. Nie żyje pod tym niebem nikt, przed kim świat nie miałby przynajmniej jednej tajemnicy. A największą zagadką są serca naszych bliźnich.
Kiedy przyszła pora dziękowania za posiłek i wstawania od stołu, Tarina odezwała się jeszcze raz:
– Czy owoc dojrzał już do zerwania, mistrzu? Czy teraz wysłuchasz mojej opowieści?
– Jeszcze nie, Tarino – pokręcił głową. – Chciałbym, żebyś najpierw trochę lepiej poznała nasze życie.
Przez resztę dnia towarzyszyła to Czarodziejowi, to znów Oanie. Przyglądała się ich pracy, o której już wczoraj zyskała mgliste pojęcie, i trochę nawet pomagała. Ze starcem czytała księgi, poprawiała mapy i warzyła w szklanych kolbach jakieś tajemnicze substancje, z Oaną „zamawiała" składniki na obiad, gotowała, haftowała obrusy oraz wysyłała i odbierała zaszyfrowane wiadomości. Elfka zaczęła nawet uczyć ją języka symboli, co wydawało się próżnym wysiłkiem, bo pobyt Tariny w tym miejscu miał przecież trwać krótko. No i znów czytała księgi, bo Oana miała ich w swojej komnacie całe mnóstwo.
Za to Keran zdawał się unikać towarzystwa atrakcyjnej, choć dużo starszej kobiety. Tęsknoty płci dopiero się w nim budziły i na razie nie czuł się swobodnie ani z elfką, ani z Tariną. Wkrótce będzie musiał jakoś zapanować nad żądzami, bo w życiu maga nie było miejsca na łączenie się w pary. Jego dusza będzie stara, zanim ciało zdąży być młode. Ale taka była właśnie cena za życie poza regułami dolnego świata.
Podczas tych wszystkich zajęć koncentrowała się tylko i wyłącznie na nich samych. Odłożyła na razie na bok dręczące ją myśli i nie próbowała wciągać swoich towarzyszy w rozmowę, by uzyskać odpowiedzi lub przynajmniej ulżyć cierpiącemu sercu. Postanowiła bowiem zaufać Czarodziejowi i poczekać ze zwierzeniami do chwili, którą on wybierze.

Wieża Zapomnienia i inne opowiadaniaWhere stories live. Discover now