Bonus - Aava, ostatnia z Borealów

1 0 0
                                    

A gdyby Arktykę zamieszkiwała przed wiekami humanoidalna rasa doskonale przystosowana do panujących tam temperatur...? Gdyby ta rasa wyginęła ze względu na ekspansję ludzi, tak jak duża część Indian wymarła po najeździe Europejczyków, zwanym eufemistycznie „odkryciem Ameryki"...?

Opowiadanie to, miniaturka z kolejną silną kobiecą postacią w roli głównej, jest jednym z najwcześniejszych tekstów Vanelii Ksantos, napisanym jeszcze w czasach studenckich, na fali fascynacji krajami Północy. Nie zostało opublikowane w żadnym zbiorku, stanowi więc jedynie ciekawostkę.

Sami zauważycie zresztą po przeczytaniu tego krótkiego tekstu, że Aava przypomina trochę Elismer, bohaterkę „Zimowego snu Diany", zamieszczonego w zbiorze „Zamki na piasku". Jeśli jeszcze nie znacie, zachęcam do nadrobienia zaległości.

Stary Veka z wysiłkiem zatrzasnął masywne, drewniane okiennice, i dopiero potem siadł ciężko w swoim starym fotelu. W Arktyce zanosiło się na naprawdę porządną burzę śnieżną. Przez kilka najbliższych cyklów dobowych nie będzie można wytknąć nosa z domu, ale czy to ma jakieś większe znaczenie? Popatrzył na wnuki. Taal siedział przy stole z głową pochyloną nad książką i pracowicie uczył się historii ich ludu. Był jeszcze dzieckiem, małym, posłusznym i cichym chłopcem, który nie sprawiał dziadkowi, wystarczająco już umęczonemu trudami życia, żadnych dodatkowych problemów. Aava rozłożyła się na niedźwiedzim futrze z rękami założonymi za głowę. Zmrużyła oczy, a jedną z długich nóg zgięła w kolanie i poruszała nią rytmicznie w takt tylko sobie znanej melodii. Niedawno skończyła sześćdziesiąt lat i według miary Borealów była dziewczyną młodziutką, ale już dojrzałą.
– Aava – odezwał się Veka poważnie.
– Tak, dziadku? – dziewczyna wydmuchnęła z ust powietrze, nadymając policzki w sposób bardzo filuterny i wdzięczny.
– Czemu nie uczysz się astronomii?
– Po co? Staruszek mógł tylko westchnąć. Powinien złajać wnuczkę, ale właśnie – po co? Jaki sens miała nauka astronomii w świecie zamieszkanym tylko przez nich troje? Jaki sens miało wtłaczanie ogromnych zasobów wiedzy Borealów we własne umysły, jeśli się wiedziało, że to już koniec? Że nie będzie już żadnych dzieci, nie będzie nowych domostw, warsztatów, bibliotek? Byli ostatnimi Borealami, cudem tylko utrzymującymi się jeszcze przy życiu, żyjącymi i tak już zbyt długo. Wszyscy ich znajomi, przyjaciele, rodzina, cała rasa wymarła jedno po drugim, nie mogąc znieść zbyt okropnych przemian w ojczyźnie, w ich śnieżnym świecie. Taal nie rozumiał jeszcze prawie niczego. Dziadek był dla niego najwyższym autorytetem, nie kwestionował nigdy władzy ani mądrości starego Veki. Za to Aava rozumiała już zbyt dobrze. Cóż mógł jej powiedzieć? Na co zda się cała jego wiedza wobec gorzkiego cynizmu dziewczyny, nie pozbawionego zresztą sporej dozy wesołości, której Vece już dawno brakło?
– Powinnaś – odparł wreszcie.
– Nie, nie powinnam. Myślisz, że mogłabym dowiedzieć się czegoś jeszcze o gwiazdach albo o Ziemi? Ależ ja bardzo dobrze znam gwiazdy! Są moimi przyjaciółkami, tylko one oglądają głębiny mojego serca. Księżyc również jest moim dobrym kompanem, moim srebrzystym rydwanem mknącym przez aksamitne pustynie czerni. A Ziemia? Cóż mnie obchodzi cała Ziemia? Obchodzi mnie Niyenna, a tę znam wystarczająco dobrze. – Dziadku, opowiedz bajkę – odezwał się nagle chłopczyk.
– Bajkę? – Aava popatrzyła na niego wzgardliwie. – Po co mi bajki? Opowiedz, dziadku, o dawnych czasach. Ta utracona wspaniałość naszego ludu jest dla mnie jak bajka, wszak utraciliśmy ją na zawsze.
Veka przysunął się wraz z fotelem ku wnukom. Aava uniosła się na łokciach i w pozycji wpółleżącej wpatrzyła się z oczekiwaniem w dziadka. Taal zamknął książkę.
Poruszanie się sprawiało Vece coraz większą trudność. Dawno już przekroczył czterysta lat, czyli wiek, w którym, gdyby wszystko szło dobrze, powinny troszczyć się o niego dzieci. Ale jego dzieci nie żyły, a wnuki były jeszcze zbyt młode, by przejąć ciężar odpowiedzialności za rodzinę. Żył tylko dla nich, gdyby nie Aava i Taal, nie torturowałby się już oglądaniem spustoszonej Arktyki. Jego skóra przybrała barwę niemal granatową, tak różną od jasnobłękitnej karnacji wnuków, a jego włosy nie zachowały już nic z tego srebra, które tak pięknie lśniło na głowach Aavy i Taala w blasku zórz polarnych uwięzionych w kryształach. Szczególnie piękne były włosy Aavy, puszyste i sięgające talii. Dziewczyna prawie zawsze nosiła je luźno opadające na ramiona. Cała była piękna, i to nie tylko dlatego, że była jedyną żyjącą Borealką. „Jest taka podobna do Raanar – myślał często staruszek – ale odziedziczyła po niej tylko urodę. Nie ma w Aavie ani odrobiny słodyczy i łagodności matki, a mojej najdroższej córki. A może Raanar właśnie dlatego odeszła tak młodo, bo była zbyt delikatna, by dłużej dźwigać ciężar istnienia? Nasze czasy należą do takich jak Aava. Ona wytrzyma ból samotności, ból rozkładu."
– Dawno, dawno temu – zaczął – w Arktyce żyło wiele tysięcy ludzi...
– Czemu mówisz Arktyka? – przerwała gniewnie Aava. – To ich słowo. Ten kraj nazywa się Niyenna.
– Dawno, dawno temu Niyenna była krainą wrzącą życiem...
– A kiedy to jest „dawno, dawno temu"? Sprecyzuj, proszę – odezwała się znów cierpko dziewczyna. – Jeszcze czterysta lat temu było tu zupełnie inaczej. Zimą wyruszaliśmy na kontynent saniami napędzanymi elektrycznością. Karczowaliśmy lasy, by przywieźć drewno do budowy mebli, polowaliśmy też na zwierzęta i łowiliśmy ryby, które miały zapewnić nam przetrwanie na długie letnie miesiące, podczas których nie mogliśmy ruszać na południe z powodu zbyt wysokich temperatur. Odwiedzaliśmy też Inn i Ist...
– Islandię i Grenlandię – wtrącił chłopczyk.
– Tak – potwierdził dziadek. – Zielona Inn była niewyczerpanym magazynem zwierzyny, a Ist traktowaliśmy jako miejsce odpoczynku. Było nim zresztą, właśnie tam odbywały się najwspanialsze bale i ceremonie zaślubin, tam wzniesiono najpiękniejsze lodowe pałace, tam znajdowało się ciszę i spokój. Latem również nie próżnowaliśmy. Właśnie latem kobiety rodziły dzieci, młodzież zdobywała wiedzę i nawiązywała przyjaźnie, a dzieciaki bawiły się całymi dniami na śniegu i polowały na młode foki. Budowano nowe warsztaty, elektrownie, szkoły, zaś po pracy zbierano się w rodzinnych i przyjacielskich kręgach, śpiewano pieśni i opowiadano dzieciom stare historie. Największym naszym świętem było przesilenie letnie, udawaliśmy się wtedy w okolice bieguna, by tam obchodzić hucznie ten wyjątkowy czas. O, bo my, mieszkańcy Niyenny, potrafiliśmy oddawać cześć wszechpotężnemu słońcu, bez którego nasze życie stałoby się jałowe i pozbawione kolorów. Wykorzystywaliśmy jego niewyczerpaną energię na wiele sposobów, między innymi budowaliśmy olbrzymie ekrany słoneczne, które więziły blask i zamieniały go w energię elektryczną. To były cudowne czasy, ale potem pojawili się oni. Wgryzali się coraz bardziej w północne regiony obu kontynentów, odebrali nam najpierw Inn, potem Ist, a potem zaczęli pojawiać się w samej Niyennie, nieliczni wprawdzie, ale przecież my nie życzyliśmy sobie tutaj obecności nawet jednego z Ciepłokrwistych. Śmielsi z nich budowali nawet domy w Niyennie i nazywali je „stacjami arktycznymi". Nie mogliśmy już ruszać na południe, bo całe należało do nich, zaczęło więc brakować pożywienia i ludzie umierali z głodu i ze zgryzoty. Rodziło się coraz mniej dzieci, bo jaka przyszłość by je czekała? Musieliśmy przemieszczać się coraz dalej w kierunku bieguna i burzyć te nasze lodowe siedziby, które oni mogliby zauważyć i w ten sposób dowiedzieć się o naszej obecności. Staliśmy się wygnańcami na własnej ziemi, banitami bez domów, wiecznie zaszczutymi, zalęknionymi ludźmi. Każdej nocy drżeliśmy, że oni przyjdą i zabiją nas wszystkich z tych swoich huczących rur, a ich świętokradcze, ciężko obute stopy zbrukają przeczyste śniegi kraju Borealów. Z roku na rok było nas coraz mniej. Wasi rodzice byli ostatnimi spośród tych, którzy odeszli, a my... My żyjemy, ale ile warte jest takie życie?
– Czy oni istotnie są tak wstrętni, dziadku? – spytała Aava.
– Tak, ich obrzydliwości nie da się wyrazić słowami. Żyją krótko, umierają w wieku, w którym my ledwo osiągamy dojrzałość. Mają różową lub brunatną skórę, włosy żółte, brunatne lub czarne, ich krew i usta mają barwę purpury, a ich ciała są nieprzyzwoicie gorące, tak bardzo, że życie w Niyennie jest dla nich torturą. Nienawidzą więc tych naszych ziem, naszego śniegu, naszej bieli i błękitu, a mimo to pojawiają się tutaj po to tylko, by udowodnić, że przetrwają taką wyprawę. Ale nawet nie to jest najbardziej obrzydliwe, że żyją w zabójczo wysokich temperaturach, nie to, że rozpalają ogień, który topi lody, by się przy nim grzać, nie to, że wszystko w ich świecie jest takie ciepłe i nasycone ciepłymi barwami. Najgorsze są ich wnętrza. Są chciwi, pełni niezdrowych, niszczących ambicji, nadmiernie pożądliwi, gwałtowni, lubujący się w zadawaniu śmierci innym żywym istotom. Wszędzie upatrują jedynie zagrożenia dla siebie, oceniają wszystkich według swojej miary, a gdziekolwiek się pojawiają, mają ze sobą noże i te huczące rury. Są okrutni i nie obeszliby się z nami przyzwoicie, gdyby nas znaleźli. Dlatego pamiętajcie: musicie unikać ich za wszelką cenę! Nie zbliżajcie się do nich nawet na tysiąc kroków, ale uciekajcie jak najprędzej i kryjcie się przed ich wzrokiem.
– Oczywiście, dziadku – Taal zadrżał na samą myśl o Ciepłokrwistych.
– Po co w takim razie uczymy się ich języków? – spytała Aava.
Stary Veka stropił się, przez dłuższą chwilę nie mógł znaleźć żadnej odpowiedzi, aż wreszcie odparł:
– Gdyby nieba sprawiły, że dojdzie kiedyś do takiego spotkania, te języki mogą uratować wam życie. Poza tym...
– Co poza tym? – ton głosu dziewczyny był natarczywy, żądający.
– Niyenna umiera. Wkrótce cała Ziemia będzie należała do nich. A pokonani zawsze uczą się mowy zwycięzców.
– Jak mogliście pozwolić, by was pokonali? Czemu nie walczyliście z Ciepłokrwistymi, nie wyparliście ich z naszych krajów?
Staruszek był wstrząśnięty samą myślą o walce, tej potworności z południa. Czemu Aava ciągle zadaje takie niewygodne pytania?
– Boreale nie walczą – powiedział. – Możemy uciekać, kryć się, rozpaczać, możemy nawet umrzeć, ale nie będziemy walczyć. Nie zniżymy się do ich poziomu. Nie pozwolimy zhańbić się tak bardzo.
– To ma być hańba?! – krzyknęła Aava. – Nie jest hańbą walczyć o swoje ziemie, swoje domy i życie swoich dzieci! Jeśli oni ośmielili się wydrzeć nam nasze dziedzictwo, my powinniśmy ośmielić się przeciwstawić się im! Czemu nie zrobiliście tego, gdy zwycięstwo było jeszcze możliwe? Bo dziś jest już za późno i ty dobrze o tym wiesz! A wiesz, co nas tutaj czeka? Śmierć, powolna, samotna śmierć!
– Aava! – zawołał Veka boleśnie. – Bądźże wreszcie cicho, na wszystkie świętości! Przecież ty niczego nie rozumiesz! Mówisz tak, jakbyś nie była Borealką, ale jedną z nich. Cóż z tego, że przez nich umieramy, że zabrali nam Niyennę, że... Ale nam tak nie wolno! Nie będziemy zabijać, choć oni zabijają, nie wyjdziemy przeciw nim z bronią, bo jesteśmy Borealami, a Boreale nie walczą! Nie mogą nawet dowiedzieć się o naszym istnieniu, cóż dopiero, byśmy mieli stawić im czoła!
– Dlaczego nie? – zdziwiła się. – My wiemy o nich tak dużo, uczymy się ich języków, choć są dla nas najeźdźcami, oni zaś nie wiedzą nie tylko, kogo właściwie skrzywdzili, ale że w ogóle kogoś skrzywdzili. Może powinni się wreszcie dowiedzieć?
– Nie! – głos Veki zawibrował stanowczym tonem. – Ich psychika jest delikatniejsza od naszej i wielu z nich spotkanie z Innymi mogłoby doprowadzić nawet do szaleństwa!
– Co mnie to obchodzi! – Aava aż usiadła z oburzenia i objęła kolana błękitnymi, delikatnymi ramionami. – Miałabym się jeszcze o nich troszczyć? Więc wycofywaliśmy się po to, by nie obciążać ich delikatniej psychiki?
– Tak, a teraz starczy już tej dyskusji. Powinniśmy chyba zjeść kolację, dzieci.
Po kolacji złożonej wyłącznie z sałatki z wodorostów, spożytej przy świetle lamp zasilanych energią słoneczną, stary Veka jeszcze raz obszedł wszystkie pomieszczenia sprawdzając, czy okiennice dadzą im dostateczną ochronę przed śnieżycą, zaś Aava przeciągnęła się rozkosznie i powiedziała do brata:
– Muszę się przejechać. Wezmę sanie elektryczne.
– Ale dokąd jedziesz? – zaniepokoił się Taal. – W taką burzę?
– Chciałabym coś upolować, bo mam dość tej sałatki z wodorostów. A poza tym... po prostu muszę się przejechać.
– Nie w taką noc, Aava! Zabłądzisz albo śnieg cię zasypie. Poczekaj, aż ta zawierucha trochę się uspokoi!
– Jeśli się boisz, to zostań w tej bezpiecznej kryjówce! – krzyknęła dziewczyna gniewnie, chwytając płaszcz i szczelnie się nim otulając. – Ja muszę trochę pooddychać świeżym powietrzem!
Prędko zbiegła do piwnicy, Taal zaś z trudem stłumił płacz, pełen obawy o siostrę, a zarazem lęku przed tymi wszystkimi dziwnymi, niepokornymi myślami, które kłębiły się w głowie Aavy.

Wieża Zapomnienia i inne opowiadaniaHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin