|cinco|

89 11 5
                                    

- Co ty robisz..  - mówiłem załamany w głowie. Siedziałem właśnie na meczu mojej drużyny, byłem załamany tym jak dzisiejszy mecz wygląda. Zastanawiałem się wogóle jakim kurwa cudem trener wystawił na boisko Romeu i Alonso. Przecież oni ledwo kopali piłke. Okej może i tez nie jestem najlepszy, i też tak nie uważam ale co oni robią w tak dobrej drużynie, z takim poziomem grania. W pewnym momencie spojrzałem na Gonzaleza, zrobił akurat bardzo dobrą akcje jednak zaprzepaścił i nie strzelił bramki. Spuściłem głowę w dół i westchnąłem. W tym samym momencie podszedł do mnie trener, siedziałem na ławce rezerwowych za zgodą trenera i reszty zarządu Barcelony więc nie miał problemu z podejściem.
- Trenerze dlaczego trener wystawił na boisko Alonso? - zapytałem patrząc na trenera, jednak ten nie patrzał na mnie ponieważ musiał zwracać uwagę na mecz.
- Gdybym to jeszcze ja decydował o tym jaki mamy wystawić skład na mecz. - Mogłem się domyśleć, że to zarząd Barcelony narzucił mu te dwie osoby w 1 składzie. Westchnąłem i spowrotem spuściłem głowę w dół. Po chwili jednak trybuny zaczęły krzyczeć a ja spojrzałem na boisko aby zobaczyć co się stało. Straciliśmy bramkę, Romeu strzelił Samobója.
- NO KURWA JA SIE TU ZAŁAMIE Z NIMI - krzyczałem w myślach próbując nie zacząć krzyczeć normalnie. Trener również był załamany tą sytuacja ale już nic nie mówił.

Po meczu wszyscy udaliśmy się do szatni, nawet ja, siedziałem patrząc jak trener rozmawia z Romeu na temat Samobója który strzelił. Z jednej strony było mi go szkoda ale nawet ja nigdy w życiu nie popełniłem takiego błędu. Siedziałem zamyślony aż w pewnym momencie poczułem na sobie wzrok, spojrzałem w stronę z której dobiegało to uczucie i ujrzałem Gonzaleza który się na mnie patrzy, gdy tylko zorientował się, że na niego patrzeć odrazu odwrócił wzrok a ja lekko się zaśmiałem.
- Co się śmiejesz Gavira? - Brunet spojrzał na mnie. Nienawidziłem gdy ktoś mówi do mnie po nazwisku, i on bardzo dobrze to wiedział jednak nikomu nie podawałem żadnego konkretnego powodu tego. Wszyscy potrafili to zaakceptować jednak Pedro zawsze mówił do mnie po nazwisku, aby mnie wkurzać. Jedynym powodem przez który nienawidzę swojego nazwiska byli moi rodzice. Nienawidziłem ich tak samo jak tego nazwiska, ponieważ to właśnie przez nich ta nienawiść pojawiła się u mnie w życiu.
- Śmieje się bo się na mnie gapisz, a co tak się zapatrzyłeś? Co podziwiasz mój wygląd? - spytałem i ponownie lekko  się zaśmiałem - nie ma czego - dodałem po chwili, już się nie śmiejąc, tym razem bardziej coś mnie zabolało. Przypomniały mi się słowa moich rodziców które wypowiedzieli mi gdy byłem nastolatkiem. Nigdy ich nie zapomnę. Gdy widziałem jak cała drużyna na mnie patrzy lekko się zestresowałem, spuściłem głowę w dół i zacząłem bawić się palcami. Po chwili ten stres zauważył trener, był on jedną z osób która wiedziała o tym, co działo się u mnie w życiu gdy byłem młodszy.
- Pablo. - powiedział spokojnym głosem patrząc na mnie, złapał mnie lekko za nadgarstek i wyprowadził na korytarz, nie sprzeciwiałem się i poszedłem za nim, gdy byliśmy na korytarzu i nikogo obok nie było. Trener spojrzał na mnie i widząc, że mam łzy w oczach poprostu mnie przytulił. Nic się nie odzywał, tak samo jak ja. Dopiero po chwili przerwał tą cisze.

- Spokojnie.. - mówił uspokajającym głosem, nadal lekko mnie obejmując.

- Przepraszam trenerze.. - głos mi się lekko załamywał jednak starałem się uspokoić, nienawidzę gdy przypominają mi się momenty z dzieciństwa. Jedyną osobą która wspierała mnie od zawsze była moja siostra i mój przyjaciel Fermin z którym byliśmy razem w drużynie, on jako druga osoba wiedział o moich problemach. Po chwili ujrzałem w drzwiach szatni mojego przyjaciela, patrzał na mnie trochę smutny, martwił się o mnie i było to widać. Podszedł do nas powoli i spojrzał na trenera.

- Trenerze ja z nim tu posiedzę.. - powiedział cicho. Trener na niego spojrzał i lekko przytaknął głowa na okej, powiedział mi, że będzie dobrze i po chwili udał się spowrotem do szatni, a mój przyjaciel złapał mnie lekko za rękę i poszliśmy usiąść na ławkę na korytarzu. Uspokajał mnie przez jakieś pół godziny, byłem bardzo wrażliwą osobą, dlatego najmniejsze złe wspomnienie wywolywało u mnie łzy w oczach. Chłopak bardzo dobrze znał sposoby jak mnie uspokoić, dlatego zawsze z nich korzystał, więc uspokojenie mnie nie zajmowało jakoś bardzo długo.

- Dziękuję.. - byłem bardzo wdzięczny chłopakowi, za to, że tak bardzo stara się mi pomóc. Gdy tak siedzieliśmy na korytarzu i chłopak upewniał się, że już się uspokoiłem, zauważyłem Gonzaleza wychodzącego z szatni, patrzał na mnie a ja na niego. Po chwili odwróciłem wzrok na swoje ręce i nic się nie odzywałem, poprostu czekałem aż odejdzie. W jego oczach można było ujrzeć lekkie zmartwienie. Czy on się o mnie martwił? Mój największy wróg, nie to tak nie może być, pewnie mi się wydawało.

Gdy oświadczyłem Ferminowi że napewno jest już lepiej chłopak pomógł dojść mi do szatni ponieważ kule, zostawiłem właśnie w pomieszczeniu i usiadłem na swoje miejsce, blondyn poszedł na swoje miejsce i do końca rozmowy która prowadził trener siedzieliśmy w ciszy, ponieważ siedzieliśmy trochę daleko od siebie.

Po rozmowie całą drużyna z trenerem wszyscy wyszliśmy z szatni, ja wychodziłem rozmawiając ze swoim najlepszym przyjacielem aż w pewnym momencie podszedł do mnie Gonzalez.

- Ej Gavira - gdy usłyszałem chłopaka lekko westchnąłem.

- Możesz nie mówić do mnie Gavira? Dobrze wiesz że nienawidzę tego nazwiska, a ty jeszcze kurwa specjalnie mówisz do mnie nazwiskiem! - krzyknąłem i poprostu bez słowa udałem się w stronę swojego auta przy tym mówiąc Ferminowi że jadę do domu.
Po dojechaniu do mieszkania odrazu do niego poszedłem, wszedłem do środka i pierwsze co zrobiłem to poszedłem do swojego pokoju, wziąłem laptopa i włączyłem sobie jakiś serial na netflixie aby nie myśleć o tym wszystkim.

Po jakiejś godzinie oglądania usłyszałem pukanie do drzwi, wziąłem do ręki kule i niechętnie udałem się w stronę drzwi. Gdy otworzyłem ujrzałem tam swoją siostrę, nie wiedziałem, że dzisiaj przyjeżdża do Barcelony.

- Aurora?! - krzyknąłem nie dowierzając że ja widze, ostatni raz na żywo widziałem ją w święta które spędzaliśmy razem, a minęło tyle czasu.

Mi estrellaWhere stories live. Discover now