Rozdział 16

594 29 9
                                    

Poświęcałam całą swoją uwagę, na pozłoceniu i obwiązaniu, żółtych róż. Robiłam to starannie, nie spiesząc się. Czas jednak mnie gonił. Za dwadzieścia minut, kończyłam pracę, a miałam jeszcze trzy bukiety do zapakowania.

Z racji zbliżającego się wielkimi krokami – Święta Dziękczynienia, które miało odbyć się za tydzień – dostawałam, mnóstwo przedwczesnych zamówień. Musiałam zamówić więcej niektórych, okazów i dodatków.

– Boże! Jakie głupie gówno...

Uniosłam wzrok na chłopaka, który męczył się z taśmą klejącą. Wyglądało to komicznie, ponieważ próbował urwać jej kawałek zębami, ale ta zaplątała się, utrudniając mu zadanie. Niby był takim świetnym artystą, a tu okazuję się, że zwykła przezroczysta taśma, stanowiła dla niego wyzwanie.

– Pomóc Ci? – zaproponowałam, starając się stłumić parsknięcie.

– Nie dziękuję. Jestem prawie dorosły... poradzę sobie z tym.

– Wiesz, że mamy nożyczki? – przekręcił gwałtownie głowę w moją stronę, a na twarz przybrał grymas.

– I dopiero teraz mi o tym mówisz!?

– Tak. – Zastanawiał się przez chwile, co mi odpowiedzieć. Otwierał i zamykał buzię, a ja zaczynałam się martwić, że się jeszcze zapowietrzy.

– Aha. – walnął i wrócił do użerania się z przedmiotem.

Przez resztę czasu, siedzieliśmy w ciszy, skupieni na własnych zadaniach. Udało mi się, dokończyć trzy pozostałe zestawy akurat, gdy zabrzmiał budzik z mojego telefonu, oznajmiając, że powinnam się zbierać. Poleciałam na zaplecze, odłożyć kwiaty do kubła z wodą i zebrać swoje rzeczy.

– Idziemy gdzieś? – usłyszałam Luke'a, gdy zakładałam kurtkę i szalik. Wyjrzałam do niego, zarzucając torbę na ramię. Zdziwił się, widząc mnie w pełni ubraną i gotową do wyjścia. – Gdzie tak lecisz?

Nie miałam zamiaru mówić mu, o spotkaniu z burmistrzem. Jednak, również nie chciałam go okłamywać. Dlatego wybrałam bezpieczne ukrycie prawdy.

– Umówiłam się z Stephanie na kawę. – nieprawda, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. – Złapiemy się jakoś później?

– Tak, napiszę do Ciebie. Chciałbym z Tobą pogadać o czymś.

Brzmiał poważnie, na takiego też wyglądał, ale zachował pozory i cały czas się pogodnie uśmiechał. Domyślałam się, jaki temat chciał poruszyć. Minęły ponad trzy tygodnie od Halloween, a on nie odezwał się słowem, co do mojego problemu. Nie skarżyłam się. Dla mnie było lepiej, im dłużej to przeciągał. Sam ostatnio miał ciężko. Jego mama znów pojechała do szpitala, tyle że, tym razem nie chcieli jej wypuścić. Rak postępował zbyt szybko. Żadne leki, nic by tu już nie pomogły. Do tego, non stop potrzebny był w domu lub spędzał czas z Lily.

Ciężko było mi uwierzyć, że jeszcze się nie złamał, nie poddał. Może to już zrobił, ale trudno było mu się przede mną otworzyć. Nie umiał mi w jakiś sposób zaufać, wyrzucić to z siebie. Udawał, że wszystko jest okej, ale od dawna nie było. Bolało mnie to, że nie chciał zrzucić trochę swojego ciężaru na mnie, ale nie winiłam go za to. Starałam się po prostu być i na każdym kroku pokazywać, że jestem Dla niego, że może na mnie liczyć.

– Okej. – odparłam. – Za chwile powinna przyjść Melody, poczekasz na nią? Żebym nie musiała zostawiać pustego sklepu. – głupio było mi zostawiać go, z tą natrętną małpą, ale nie przejął się bardzo tym faktem.

– W porządku... Idź już, bo chyba się spieszysz. – puścił mi oczko, co rozjuszyło mnie. Dobrze wiedział, że męczyły mnie, te jego zagrywki. Nie pozostałam mu dłużna, bo wystawiłam mu samolubnie język. Mimo to, na odchodne krzyknęłam szybkie "Dzięki!".

If you knew meTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon