33. Bezsilność.

22 3 0
                                    

Aurora

Miałam lekką trudność, aby otworzyć oczy, ale kiedy już to zrobiłam, zaskoczyło mnie miejsce, w którym nagle się znalazłam.

Musiało minąć kilka sekund, nim zorientowałam się, co się stało.

Ostatnie, co zapamiętałam, to widok Milesa i jego słowa. Myślał, że umieram.

Tak bardzo chciałam go zobaczyć i powiedzieć, że nic się nie stało. Że przecież nadal tutaj jestem. Tutaj. No właśnie.

Byłam w szpitalu. Tyle jedynie wiedziałam. Nie miałam pojęcia, który jest dzień ani godzina. Ani tym bardziej, czy byłam całkiem sama, czy może jednak ktoś czekał na korytarzu.

Rozejrzałam się za przyciskiem, abym mogła kogokolwiek wezwać. Czułam się ociężała, ale zmusiłam się do wciśnięcia jego, gdy już napotkałam go wzrokiem. Kolejne kilka minut minęło na tym, że w końcu dowiedziałam się, co się wydarzyło i, że bliscy byli cały czas niedaleko. Chciałam się z nimi zobaczyć, ale moje prośby wyglądały tak słabo, że nie pozwolono mi na to. W dodatku ilość wypowiedzianych słów sprawiła, że ponownie poczułam się senna, jakby ta czynność była dla mnie niczym maraton.

Wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo osłabiony miałam organizm. I najgorsze było to, że widziałam to też w oczach lekarza.

Nie pozostało mi nic innego jak zamknąć oczy i modlić się o to, aby poranek nastał jak najszybciej.

Do szóstej rano budziłam się jeszcze parę razy, ale kiedy już w końcu wybiła ta godzina, ponownie odwiedził mnie lekarz. Po tym jak kobieta, która się obok niego kręciła, podała mi sok i kanapki, spytał się, czy jestem gotowa na odwiedziny, co dało mi znać, że nie wyglądałam już tak okropnie.

- Tak - odpowiedziałam natychmiast.

Przyjrzał mi się jeszcze uważnie, po czym oznajmił, że za niedługo ich tu zawoła.

Czy właśnie tak wyglądała nieskończoność? Nie pamiętałam, abym na coś tak bardzo czekała.

Aż w końcu się pojawili. Najpierw w drzwiach zobaczyłam rodziców, u których widniały uśmiechy na ustach, a oczy były przepełnione troską. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co zobaczyłam w spojrzeniu chłopaka, który wszedł za nimi. Nigdy w życiu nie ujrzałam tak wyraźnej ulgi w oczach jak u niego w tamtej chwili.

- W porządku, córciu? Jak się czujesz? - spytała mama, przysiadając koło mnie na łóżku, jednak równocześnie uważając, by zachować minimalny dystans.

Tata spojrzał na Milesa i wskazał ręką na krzesło obok mnie, aby zajął miejsce. Zerknął na niego, a potem ponownie nie opuszczał ze mnie wzroku. Spojrzałam na każdego z nich osobna, uśmiechając się lekko.

Na koniec utkwiłam spojrzenie w zielonych oczach Milesa. I ponownie odnalazłam w nich mój ukochany spokój.

- Teraz już tak. Cieszę się, że was widzę.

Delikatny uśmiech Radleya się powiększył. Chciałam się spytać, co przekazał im lekarz, ale stwierdziłam, że to nie był najlepszy pomysł, aby od razu psuć im humor. I sobie przede wszystkim.

To miała być dobra chwila. Jakkolwiek źle to nie brzmiało w szpitalnej sali, gdzie wylądowałam już kolejny raz.

- Wystraszyłaś nas - powiedział tata.

Mama zgromiła go wzrokiem.

- Oczywiście to nie twoja wina - dodała szybko za niego. - Twoje serce...

- Wiem - przerwałam jej, aby nie musieć słuchać tego kolejny raz.

Moje serce umierało. Biło już na ostatkach. I choć nie usłyszałam tego wprost, nie trudno było się tego domyślić. Wiedziałam, że to nie ostatnie złe wiadomości, jakie usłyszę w najbliższym czasie.

Skrawek niebaWhere stories live. Discover now