15. Piękna noc.

24 5 0
                                    

Aurora

Ostatnia godzina podróży minęła nam w większości na słuchaniu muzyki. Dzięki niej zdołałam się odprężyć po naszej wcześniejszej wymianie zdań.

Im bliżej byliśmy naszego miejsca docelowego, tym więcej ludzi pojawiało się w pociągu. W naszym przedziale siedziały jeszcze cztery osoby. Nie dziwiłam się, że zrobił się taki ruch w wagonach. W końcu było już popołudnie.

Kiedy dojechaliśmy na ostatni przystanek, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zdjęłam słuchawkę, a Miles przyjął ją z powrotem z radosnymi iskierkami w oczach. Wstał i założył swój plecak, kiedy ja wkładałam do swojego wodę i połowę kanapki, którą zrobiłam sobie jeszcze w domu. Gdy zarzuciłam go na plecy, nadal mnie obserwował. Dopiero pół sekundy później zdał sobie sprawę, że już na niego patrzyłam.

- Ubrudziłam się? - spytałam, bo to pierwsze przyszło mi do głowy.

Uśmiechał się, jakby właśnie tak było. Ale pokręcił przecząco głową.

- Cieszę się, że mogłem tutaj z tobą przyjechać - oznajmił, pokazując gestem dłoni, bym wyszła z przedziału pierwsza. - Chodźmy.

Kąciki moich ust drgnęły wyżej, ale nie odezwałam się, aby nie skupiać na sobie większej uwagi pozostałych osób.

- To dopiero początek. Nawet jeszcze nie dotarliśmy na plażę. Nie zapeszaj - odparłam, gdy szliśmy do wyjścia.

- Może jeszcze nie, ale już mi się podoba.

Nie dopytywałam go nic więcej, bo czułam, jak by się to mogło skończyć.

Kiedy wydostaliśmy się z pociągu, skierowaliśmy się do głównej ulicy. Dzieliło nas zaledwie dwa kilometry od plaży, do której zmierzaliśmy. Miles zamówił taksówkę, byśmy nie tracili czasu na spacerowanie po mieście.

Tutaj akurat musiałam mu przyznać rację. To był dobry pomysł.

Zamówił ją, ale od razu uświadomił mnie, że nie pozwoli mi się na nią dołożyć. Byłam chyba zbyt oczarowana tym, że byłam tak blisko morza, aby się kłócić. Chciałam już je zobaczyć. Wodę, która sięgała aż za horyzont, łącząc się z niebem.

Do zachodu zostało jeszcze parę godzin, więc mieliśmy dużo czasu, by zapoznać się z okolicą i rozłożyć się gdzieś na piasku. Najlepiej w miejscu, gdzie mielibyśmy trochę więcej prywatności.

Mało rozmawialiśmy, gdy jechaliśmy już w samochodzie. Słuchaliśmy taksówkarza, który polecił nam kilka fajnych miejsc do odwiedzenia. Podróż samochodem trochę mi się dłużyła, mimo że nie jechaliśmy długo.

Ale tak bardzo nie mogłam się doczekać, że lewa noga zaczęła mi nerwowo podrygiwać. Przestała, kiedy Radley położył na kolanie swoją dłoń.

Spojrzałam na niego, a on posłał mi uśmiech. Zaskoczyło mnie to, jak zaczynaliśmy się porozumiewać bez pomocy słów. Wiedział, że rozsadzało mnie od środka, by wyskoczyć z auta. A tym gestem dał mi znać, że za chwilę będziemy na miejscu.

Nie zabrałam jego ręki. Dlaczego? Chciałam sobie wmówić, że nawet mnie to nie interesowało. Że byłam pochłonięta tym, co zaraz miało się wydarzyć. Ale prawda była taka, że polubiłam jego dotyk. Lubiłam czuć, że był blisko.

- Dziękujemy - powiedziałam, żegnając się z panem, gdy chłopak zapłacił za przejazd.

Wysiadłam z pojazdu, czując przez dłuższą chwilę chłód na kolanie. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, dobrze wiedząc, że tej nocy może nadarzyć się jeszcze niejedna okazja do zbliżenia. I nie pomyślałam tutaj o całowaniu czy czymkolwiek więcej. Chodziło mi o zwyczajne przytulenie. Jego ramiona stały się dla mnie bezpieczną oazą.

Skrawek niebaWhere stories live. Discover now