Rozdział 18.

372 23 47
                                    

Nico

W ostatnim czasie zbyt bardzo dramatyzowałem i przesadnie reagowałem na wszystko co się działo wokół mnie i dotarło to do mnie dopiero, gdy faktycznie zakończyliśmy naszą misję, a ja mogłem się położyć w swoim łóżku w domku numer trzynaście i zostać na dłuższą chwilę sam ze swoimi myślami.

Bez rozpraszającej obecności Willa, przy którym logiczne myślenie mi nie działało, bo wciąż motałem się ze stwierdzeniem czego właściwie od niego chcę. Bez potworów, które zawodziły mi głowę. Bez Jasona, który zacznie mi gderać nad głową, że właściwie to powinienem zrobić to, to i tamto, a potem dającego mi pouczenia na temat życia, o którym sam zbyt wiele nie wie.

Potrzebowałem ułożyć sobie wszystko co się ostatnio stało na odpowiednie miejsca. Oswoić się ze swoimi uczuciami w bezpiecznej strefie, z dala od oczekujących czegoś spojrzeń. Stworzyć sobie pogląd, jak moje życie może wyglądać w zależności od podjętej decyzji. Potrzebowałem mieć jakiś plan. Nawet jeśli wstępny, nieoficjalny, to po prostu go potrzebowałem.

Przez lata chodziłem własnymi ścieżkami, rzadko kiedy informując innych o tym, co mam zamiar zrobić. Przez jakiś czas byłem nawet przyzwyczajony, że gdy właduje się w jakieś bagno, to ktoś przyleci mnie uratować, czy to Percy, czy to Jason. Po prostu zawsze ktoś się zjawiał. A potem znalazłem się sam w Nowym Jorku, w szkole z internatem i musiałem sam dbać o własną dupę, bo wiedziałem, że to nie jest kolejna misja, tylko normalne życie, a nikt mi dupy nie będzie ratował od normalnego życia.

Byłem zdany na siebie, byłem sam i sam musiałem o siebie zadbać i rozplanować sobie życie na nowo. A szło mi to całkiem nieźle. Miałem pracę dorywczą, w szkole radziłem sobie na tyle znośnie, żeby nie groziło mi wywalenie z niej, miałem nawet szanse na jakieś studia. Było naprawdę nieźle i czułem się w tym dosyć dobrze. Całkiem bezpiecznie i stabilnie.

Ale jeśli chciałem Willa w taki sposób, żeby być naprawdę szczęśliwym, wiedziałem, że muszę to całkiem rozpierdolić. I gdy w grę wchodziła logika, a nie uczucia, to to nie była wcale taka prosta decyzja. Przynajmniej cały czas wmawiałem sobie, że nie była, ale budząc się następnego dnia dokładnie wiedziałem jak postąpie.

Wieczorem wchodząc na ognisko, miałam mały chaos w głowie. Wszystkie wątpliwości znowu się we mnie obudziły i liczyłem, że znikną od razu, gdy usiądę obok Willa i się do niego przytulę, ale to chyba nie mogło być takie proste.

– Hej – powiedział cicho, opierając brodę na mojej głowie.

Nie mogło być takie proste i chaos nie zniknie dopóki z nim nie pogadam, stawiając wszystko na jedną kartę. Szczerze? Tak głęboko w środku trochę się bałem i od razu chciałem poczuć więcej bezpieczeństwa, więc mimo że dopiero usiadłem, to od razu zmieniłem pozycję, siadając między nogami Willa i naciągając na siebie jego ręce, żeby mnie obejmował od tyłu.

– Wszystko okej? – zapytał, praktycznie od razu oplatając mnie nogami.

Nie.

– Tak.

– To dobrze – dał mi buziaka w czubek głowy i od razu poczułem jak rozchodzi się przeze mnie ciepło. Gdy mnie tak obejmował czułem też jego zapach. Nie wiem czego on używał, ale pachniał jak słoneczny dzień. A może to po prostu przywilej dzieci Apolla. Miałem tylko nadzieję, że w takim razie analogicznie ode mnie nie wali jakąś siarką, bo przecież całe Podziemie było przesiąknięte tym smrodem.

Uniosłem lekko głowę, żeby spojrzeć na Willa.

– A u ciebie?

– U mnie też dobrze. Nawet bardzo.

want you back || solangelo ✔️ Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum