Rozdział 3.

487 27 17
                                    

Will

To nie był mój najlepszy dzień.

Miałem wrażenie, że dosłownie nic mi nie wychodziło. Jak wstałem, to zrzuciłem przez przypadek lampkę ze stolika, w infirmerii ciągle coś albo leciało mi z rąk, albo się o coś potykałem i miałem problem nawet, żeby poprawnie zawiązać głupi bandaż.

Chciałem myśleć, że było to spowodowane tym, że się nie wyspałem, ale byłoby to wmawianiem sobie kłamstwa. Wiedziałem w końcu bardzo dobrze, że powód mojego roztargnienia chodził sobie po Obozie Herosów, obdarzając wszystkich i wszystko tym swoim ponurym spojrzeniem i zaglądał do moich myśli częściej, niż powinien.

Nico di Angelo nadal był w Obozie Herosów i nadal zachowywał się, jak kretyn.

Wiedziałem, że moje oczekiwania co do niego mogły być dość wygórowane, ale wciąż... nie spodziewałem się czegoś takiego. Nie spodziewałem się, że będzie chamski, wredny, że będzie musiał przegrać zakład, żeby ze mną normalnie pogadać.

Jak usłyszałem przez przypadek Jasona mówiącego o tym Piper, która nie chciała się zgodzić pomóc szukać Nico, to mnie strasznie zabolało. Bo naprawdę wierzyłem, że coś nas łączyło. Coś wyjątkowego.

Ale najwyraźniej dla Nica to nie było nic takiego. Albo po prostu o tym zapomniał.

Jak mógł tak łatwo o tym zapomnieć?

Nie mogłem przestać o tym myśleć. Nawet wtedy, kiedy Chejron kazał mi do siebie przyjść. Spodziewałem się, że skoro wzywał mnie tak oficjalnie, to pewnie chodziło o coś ważnego. Powinienem więc być skupiony, ale po prostu nie potrafiłem.

A jak zobaczyłem, że w Wielkim Domu obok Chejrona stoi źródło moich wszystkich zmartwień, miałem ochotę po prostu wyjść.

Nie chciałem widzieć w tej chwili Nico. Po prostu nie.

– Już jesteś Will. Świetnie - Chejron przywitał mnie, jakby nigdy nic.

Ciekawiło mnie, ile wiedział i czy celowo zaprosił do siebie nas obu, ale szczerze, jeśli tak, to należałby mu się kop w ten jego koński zadek.

Nie powiedziałem oczywiście czegoś takiego na głos, mimo że chciałem. Starałem się też unikać patrzenia na Nico i myślałem, że może on robi to samo, bo nie zareagował w żaden sposób, kiedy wszedłem, ale on chyba dopiero zatrybił, że tu jestem, kiedy Chejron się odezwał. Spojrzał wtedy na mnie i przewrócił oczami.

– Ale on tu po co?

Ał. Czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do tego, że on mnie tak traktuje?

– Mam zadanie do waszej dwójki.

Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, kiedy Chejron to powiedział, ale nie. Patrzył tak, jakby nie żartował. I miało to sens, skoro, jak już wspominałem, wezwanie było takie oficjalne, ale...

Do naszej dwójki? W sensie, że mamy coś robić razem?

Musiałem dopytać. Musiałem wyrazić niedowierzanie, bo czy naprawdę musiał zrobić nam teraz coś takiego? To było dosłownie ostatnie, czego chciałem.

–Tak Will, to dokładnie to znaczy. Dziękuję za definicję, a skoro ją już znacie...

– Nie no, chyba żartujesz! - tym razem wtrącił się Nico, wyrażając swoje oburzenie bardziej dosadnym tonem - Nie będę z nim szedł na żadną misję!

Czyli przynajmniej się zgadzaliśmy. Nawet jeśli to wciąż bolało, właściwie było chyba dobre w tej sytuacji.

– Ja z nim też nie. Nie mam nawet czasu teraz na takie rzeczy, potrzebują mnie w lecznicy.

want you back || solangelo ✔️ Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora