Rozdział 7.

521 29 21
                                    

Will

Jeszcze chyba nigdy nie musiałem włożyć aż tyle wysiłku w to, żeby nie zacząć przy kimś po prostu szlochać. Już dawno nauczyłem się powstrzymywać łzy. Może nie idealnie, ale jakoś się to udawało, ale tym razem...

Myśląc o tym, jak bardzo zepsułem sprawę z Nico, o tym, że on mnie nie kochał wtedy tak, jak ja jego i wszystko, w co chciałem wierzyć się rozpadło, łzy same ze mnie wypływały.

Niczym jakieś głupie strumienie, po prostu nie chciały przestać lecieć. Udało mi się na szczęście nie zacząć przy tym głośno szlochać, ale długo mi zajęło, zanim zasnąłem. I długo przed tym myślałem o tym, jak wiele rzeczy mogłem zrobić inaczej, jak bardzo to była moja wina, że wszystko się tak potoczyło, jak bardzo byłem na siebie zły.

Kiedy obudził mnie w nocy hałas i kopnięcie, przez dłuższą chwilę nie mogłem otworzyć oczu, bo były posklejane przez zaschnięte łzy. Musiałem wręcz przetrzeć oczy, żeby się z tym uporać, ale wtedy dotarło do mnie, skąd się wziął ten problem i znowu zachciało mi się płakać.

Moją uwagę jednak na szczęście i nieszczęście jednocześnie zajął wtedy całkowicie Nico.

Oczywiście to on mnie kopnął, ale raczej nie celowo. Wiercił się przez sen, mamrotał i kiedy na niego spojrzałem, zobaczyłem, że zrzucił z siebie cały śpiwór.

Chyba nie będzie to zaskoczeniem, że mnie to zmartwiło. Od razu dosłownie zabolało mnie serce, bo wyglądał, jakby miał te koszmary, o których mówił...

Chciałem mu jakoś bardziej pomóc, ale w tej chwili nie byłem pewny jak, bo budzenie go mogło się nie okazać zbyt dobrym pomysłem, ale spróbowałem chociaż przykryć go delikatnie tym śpiworem. Żeby nie zmarzł, może też licząc, że jak się owinie śpiworem, to poczuje się lepiej.

Nie pomogło to jednak zbyt wiele, a po chwili Nico zamachnął się ręką w taki sposób, że nią we mnie uderzył. Nie zabolało, chyba, że psychiczny ból się liczy, ale złapałem wtedy, znowu delikatnie, tą jego rękę i zacząłem go po niej głaskać. Uznałem, że może to coś da...

I tym razem faktycznie zadziałało to lepiej. Nico przestał aż tak mocno się wiercić i jego mimika trochę złagodniała. Nie przestawałem więc go głaskać, tym razem już obiema rękami po jego dłoni.

Tak bardzo chciałem mu pomóc, sprawić, że poczuje się całkowicie dobrze. Wiedziałem, że pewnie nie miałem do tego prawa, bo nie byłem dla Nica bliską osobą, może nawet nigdy nie miałem takiej mocy, żeby wpływać na niego tak bardzo, ale ból w moim sercu cały czas sprawiał, że nie mogłem przestać próbować. Próbować się nim zaopiekować, zająć, pomagać mu. Potrzebowałem to robić.

Zwłaszcza, kiedy widziałem, że jakkolwiek to działa... Nico zaczął w końcu spokojniej oddychać, na co moje serce automatycznie zaczęło trochę spokojniej bić, ale po chwili Nico nagle wierzgnął i przewalił się bardziej w moją stronę. Pewnie nie powinienem był tego robić, ale objąłem go wtedy trochę i zacząłem jedną ręką głaskać go też po ramieniu...

– Spokojnie Nico... - słowa same się ze mnie wyrwały i powtórzyłem je nawet cicho kilka razy, cały czas go głaszcząc i próbując wspierać tak bardzo, jak tylko mogłem w tej chwili.

Dotarło wtedy do mnie, jak bardzo Nico nadal był dla mnie ważny, jak strasznie mi zależało, ale odgoniłem od siebie tą myśl. Bo nie przyniosłaby nic dobrego, jedynie więcej cierpienia dla mnie i złości dla Nico, skoro nic takiego ode mnie nie chciał.

Nie mogłem jednak powstrzymać mojego zdradzieckiego serca, które znowu zaczęło szybciej bić, kiedy Nico przytulił się do mnie i złapał mnie tak kurczowo.

want you back || solangelo ✔️ Where stories live. Discover now