12. Możecie się zakmnąć?!

646 24 1
                                    

Z mojego zamyślenia wyrwały mi krzyki chłopaków, najprawdopodobniej świętej trójcy, zaczęłam przysłuchiwać się ich, jak z pozoru myślałam, nie ciekawej sprzeczce.

- Mówiłem wam żebyśmy jej powiedzieli! - usłyszałam Shane, chyba pierwszy raz w życiu widziałam go aż tak złego, i to w dodatku na własne rodzeństwo.

- Co mieliśmy jej powiedzieć? - pytał się go przez krzyki Dylan - Że jedziemy zabić człowieka? Taki był wasz zajebisty plan?! - zamarłam, oni naprawdę chcieli go zabić.

Ja, ja myślałam... sama nawet nie wiem co myślałam zdawałam sobie sprawę z brutalności moich braci, ale nie przyszło mi mi nawet do głowy, że... mogli by zabić, ja rozumiem że robili to wo mojej obronie, ale to jest straszne. Nie zauważyłam nawet kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy, nie chciałam płakać, wiedziałam że płacz to oznaka słabości, nie chciałam jej okazywać, ale zdawałam sobie sprawę że nie dam już rady tłumić w sobie tych wszystkich emocji.

- Gdybyście wcześniej na... - zaczął Tony lecz nie zdołał skończyć, bo osobiscie mu przerwałam.

- Możecie się zamknąć?! - wzrok braci odrazu przeniósł się na moją osobę - Nie chce mi się słuchać o was - do powiedziałam ciszej - Jak chcecie się kłóci to śmiało, ale nie w mojej obecności - mój krótki monolog zakończył się właśnie tymi słowami.

Moi bracia patrzyli na mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, nie miałam zamiaru zwracać na to uwagi, siedziałam i wpatrywałam się w twarz każdego z nich.

- Hailie my... - odrazu przerwałam Shane'owi, nie chciałam go słuchać, nie teraz.

- Nie tłumacz się - zaczęłam - Chcecie się kłócić? Okej, ale nie w mojej obecności, nie chce was teraz słuchać - w oczach chłopaków zauważyłam, nutkę smutku, ale tym razem ją zignorowałam, nie po tym co oni zrobili mi.

Żaden z chłopaków się już nie odzywał, zajęli sobie wygodne miejsca w mojej sali i można uznać że resztę popołudnia spędziliśmy w ciszy, chłopaki co jakiś czas posyłali mi zatroskane spojrzenia, ale ja je ignorowała, byłam na nich zła i to nawet bardzo, ukrywali przede mną takie sprawy, jak ja miałam się czuć? Pomyśleli o mnie? W mojej głowie krążyło wiele takich pytań, ale stwierdziłam że nie będę się nimi narazie przejmować.

Usłyszałam trzask drzwi, nie był on zbyt głośny, jakby ktoś wchodził, albo poprostu wychodził. Podniosłam się do pozycji siedzącej, zaczęłam rozglądać się po sali, w poszukiwaniu jakiejś nowej osoby która tu weszła, ale sala była pusta nikogo w niej teraz nie było, nie powiem zrobiło mi się smutno, że bracia mnie od tak zostawili, pomyślałam że może przez moje zachowanie wyszli? Przecież sama kazałam im wchodzić. Moje oczy się zaszkliły, ja naprawę byłam dla nich okropna, a oni chcieli tylko pomóc. Poczułam jak łzy zaczęły spływać po moich policzkach, miałam ochotę przeprosić chłopaków za wszystko, za wszystko co do nich powiedziałam za każde złe słowo, poprostu za wszystko. Usiadłam na łóżku krzyżując nogi, stwierdziłam że będę czekać na chłopaków.

Głowę oparłam o ręce i wpatrywałam się w swoje różowe puchate skarpetki które kiedy sprezentował mi Will, nagle do moich uszu dobiegło kliknięcie zamykanych drzwi, podniosłam lekko wzrok żeby móc zobaczyć kto wszedł, ale nic z tego nie widziałam nie chciałam podnosić głowy bo moja cała twarz była mokra od łez.

- Wszystko dobrze? - usłyszałam łagodny głos Shane, znaczyło to że zapewne przyszedł z Tony'm i Dylanem, może jeszcze z Vinc'em i Willem, ale co do nich nie byłam pewna.

- Przepraszam - wymamrotałam ze spuszczoną głową, stwierdziłam, że muszę się na nich spojrzeć jak chce ich przeprosić - Tak bardzo was przepraszam, wiem że byłam dla was okropna i nic mnie z tego nie usprawiedliwia, wiem że chcieliście mi pomóc, to ja byłam zadufana w sobie - moje policzki płoneły, za pewne od łez które już teraz chisterycznie spływały po mojej twarzy - Przepraszam, jeszcze raz przepraszam - na każdym słowie mój głos jeszcze bardziej się łamał.

Na twarzach chłopaków widniało duże zdezorientowanie, nie wiedziałam czy było one spowodowane przez moje słowa, czy może przez moją reakcję, bo nie powiem była on trochę chisteryczna.

Zaczęłam rękawem mojej koszuli ścierać łzy które już pojedynczo spływały po moich policzkach. Podniosłam głowę i na twarzach chłopaków widniał łagodny uśmiech, ja za to nie umiałam się teraz uśmiechnąć, miałam wyrzuty sumienia przez to co do nich mówiłam.

- Hailie - zaczął Dylan - Nie przepraszaj bo to nie twoja wina, my mogliśmy ci powiedzieć praw... - nie zdołał dokończyć bo odrazu mu przerwałam.

- Ale to ja mówiłam to was takie okropne rzeczy - powiedziałam, a po moich policzkach popłyneły nowe łzy.

- Ej mała, pamiętaj, nigdy tak nie myśl, ty nie zawiniłaś, więc mam nadzieję że już nigdy nie usłyszę od ciebie słów że jesteś okropna, zrozumiano? - Shane podszedł do mnie, a dokładniej do mojego lóżka.

Uśmiechął się do mnie lekko, a następnie lekko mnie przytulił, co odrazu odwzajemniłem, wtedy myślałam że to teraz nadszedł czas na szczęście.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam co mnie jeszcze czeka.

___________________________________________

Hej wam, ogólnie muszę was przeprosić, obiecałam wam maratonik i miałam wrzucać rozdziały codziennie, ale... W moim życiu prywatnym się trochę pokomplikowało i nie byłam wstanie pisać, dopiero teraz wszystko zaczęło się na nowo układać, narazie nie wiem kiedy zrobię maraton, jak wszystko się ułoży to zacznę nad tym myśleć 😘

Opinia -

Krytyka -

Błędy -

Wskazówki -

No to miłego dnia czy tam wieczorku do następnego ♥️

Hailie Monet - Koszmar Où les histoires vivent. Découvrez maintenant