Rozdział 36 - Chyba umieram!

213 29 6
                                    

        Gdy ponure chmury okryły wielką pustynię Gobi, całe miejsce wydawało się bez życia. Rozległa czerwona ziemia rozciągała się na tysiące kilometrów, a atmosferę gęsto spowijała przerażająca ciemna mgła. Po nieskończonych dniach i nocach martwej ciszy, z nieba rozległ się dźwięk eksplozji. Stłumione grzmoty i pióropusze dymu przebijające się przez chmury były preludium do "Wojny".

      Była to zacięta walka, która miała napisać na nowo historię.

      Siły powietrzne i lotnictwo morskie walczyły z niebiosami; czołgi z sił lądowych bez przeszkód przemierzały potężną pustynię; wyrzutnie rakietowe jednostek artyleryjskich celowały wysoko w błękitne niebo... Z całego kraju, elity z różnych sił zbrojnych zgromadziły się na pustyni i wystawiły wspaniały dramat teatralny współczesnej ery: "Wojnę". Bai Luo Yin nie był pewien, gdzie ci wszyscy żołnierze rozłożyli się w ciągu ostatnich kilku dni, ale był pewien ceny, jaką musiał zapłacić, aby znaleźć się w tym miejscu.

      Miał szczęście. Przynajmniej on dotarł na pole bitwy, w przeciwieństwie do tysięcy ludzi pozostawionych w tyle. Stojąc na śniegu, powstrzymywali łzy, gdy podnosili swoje pokryte bliznami i ranami dłonie w geście uznania dla wybranych towarzyszy.

      Po zaledwie dziesięciu krótkich dniach treningu, wszyscy wydawali się być przemienieni i stali się nowymi ludźmi.

      Kiedy major mówił o swoich podwładnych, nie okazywał już tego zirytowanego wyrazu twarzy, co zwykle, gdy nie spełniali jego oczekiwań. Już wcześniej wymyślił, że kiedy wrócą do bazy, uroczyście oświadczy to każdemu z nich: – Wszyscy jesteście wybitni!

      Zanim wsiadł do swojego myśliwca, w tajemnicy powiedział do Gu Haia: – Musisz mnie błogosławić i chronić. Pobłogosław mnie, abym mógł wygrać tę bitwę! Chcę pokazać swoją siłę temu psychotycznemu Lao Zhou, a także sprawić, że Gu Laoye[1] zobaczy mnie w zupełnie nowym świetle!

      Wszyscy dowódcy dywizji z uczestniczących sił zbrojnych zebrali się w sali kontroli nadzoru. Najwyższym Shouzhangiem, który tronował w centrum pomieszczenia, był Gu Wei Ting, który poświęcił czas ze swojego napiętego grafiku, aby być świadkiem bitwy.

.....

      W tym miejscu, tysiące kilometrów poza centralnymi Chinami, rozpoczęła się walka powietrzna, gdy dwa myśliwce zainscenizowały intensywną i dziką bitwę na niebie i przeprowadziły serię ataków. Zalew dymu z amunicji nie zdążył się jeszcze rozproszyć, gdy bombowce [2] wystartowały, by dołączyć do walki. Gdy przemierzały strefę wojny, ich gwizdy rozbrzmiewały w całej strefie.

      Tymczasem w głębi wielkiej pustyni Gobi przeciwnicy mieli możliwość sabotażu. Oddział Walki Elektronicznej [3] wykorzystał całe swoje spektrum elektromagnetyczne do przechwycenia. Jednostki radarowe rozwinęły na niebie sieć zakłóceń w podczerwieni. Siły ziemia-powietrze wycelowały swoje rakiety i były gotowe do odpalenia.

      Zhou Ling Yun siedział w pokoju kontrolnym, wpatrując się z niepokojem w duży ekran – jego kamienny wyraz twarzy dawno już zniknął. Na jego oczach strumień danych przesyłanych z rejestratorów lotu [4] zamienił się w serię olśniewających znaków, które niczym wodospad spływały po ekranie, tworząc tabele i wykresy.

      Odrzutowiec majora był niczym ziejący ogniem smok przebijający się prosto przez sklepienie nieba, ciągnąc za sobą srebrzystobiały pióropusz dymu. W mgnieniu oka "ognisty smok" zamienił się w płonącą gwiazdę strzelającą po niebie, rycząc zawzięcie w kierunku wrogów, którzy zostali ukryci przez ponure chmury. Gdy celował i energicznie strzelał do swoich przeciwników, jeden po drugim ulegali zagładzie...

Addicted [PL] TOM II  Szalejące płomienie namiętnościWhere stories live. Discover now