16

80 5 0
                                    

Lilly w końcu się obudziła. Dla tych, którzy tego wyczekiwali, trwało to jak wieczność, ale gdy wreszcie się obudziła, popłynęły łzy radości i wszyscy odetchnęli z ulgą.
Nadal potrzebowała wielu dni, żeby dojść do siebie. Była w stanie tylko mrugać i samodzielnie oddychać, ale to zawsze coś. Słyszała też i rozumiała, gdy ktoś z nią rozmawiał. Popłakała się, gdy zobaczyła swojego męża całego i zdrowego jak również, gdy odwiedził ją Jake. Jego wizyty spodziewała się najmniej, a oto siedział przy niej i trzymał ją za rękę.
Żałowała, że w tamtym momencie nie była w stanie mówić, bo z całego serca chciała powiedzieć, że ma najwspanialszego starszego brata na świecie.
- Co to za koperta? - zapytał Gareth zauważywszy dość gruby list na szafce obok łóżka Lilly. - Jake? To chyba dla ciebie. - podał mu przesyłkę, gdy przeczytał kto miałby być odbiorcą.
- Jake, co to? - zapytała Lena z zaciekawieniem.
- Lepiej ty mi powiedz. - powiedział pokazując jej nowy smartfon. Miał jeszcze fabryczną naklejkę na przodzie. - Nie musiałaś...
- Jake... Nie chcę cię denerwować, ale to nie jest ode mnie.
- Jak to? Tylko tobie mówiłem. Mowiłaś komuś jeszcze?
- Nie... Chodźmy na korytarz. - zasugerowała. Nie chciała jeszcze dodatkowo martwić Lilly.
- Jeśli to nie od ciebie, to niby od kogo, skoro nikomu nie mówiłaś?
- Nie wiem. Nie ma tam nic więcej? Żadnej notatki, liściku, pogróżki?
- Jest... - Jake wyciągnął podwójnie złożony liścik. Lena od razu zwróciła swoją uwagę na końcówkę, żeby zobaczyć czy jest jakiś podpis.
- Kim jest Anemone? - zapytała zmartwiona.
- To... To jest jeden haker, który twierdzi, że chce mi pomóc.
- Co pisze?

"Zakładam, że oczy wyszły ci z orbit, gdy to zobaczyłeś. Wybacz ten drastyczny krok, ale muszę się z Tobą jakoś kontaktować. Pomyślałem, że i Tobie samemu będzie teraz łatwiej egzystować.
Spokojnie, odpowiem na wszystkie Twoje pytania.
Skąd wiem o Lilly? Muszę wiedzieć takie rzeczy, żeby móc choć trochę dorastać Ci do pięt. Kontroluję sytuację Twojej rodziny już od jakiegoś czasu, ale nie po to, żeby Cię zastraszyć. Spokojnie, jestem po Twojej stronie i chcę tylko pomóc Ci chronić najbliższych. Skoro już o tym piszę... bardzo mi przykro z powodu Lilly.
Skąd wiem o telefonie? Gdy Cię zhakowali, widziałem to. Mało brakowało, żeby i mnie znaleźli. Szczerze mówiąc, jestem trochę zawiedziony. To była cwana sztuczka,  powinieneś był móc się przed tym uchronić, ale pewnie już wiesz, co poszło nie tak i nie popełnisz tego błędu drugi raz. Dobrze wiem, że w takich wypadkach telefon jest nie do użytku jeśli chciałbyś się ukryć.
Czy telefon jest przeze mnie zhakowany? Chyba nie muszę odpowiadać ;) Życzę miłego użytku z prezentu."
- Czemu ci pomaga?
- Ponoć jest moim fanem.
- A nie fanką?
- Czemu myślisz, że to ona? Pisze używając męskich form.
- I podpisuje się nazwą delikatnego kwiatuszka kojarzonego z Afrodytą. Anemone to zawilec.
- Chyba nie jesteś zazdrosna?
- Nie, raczej zmartwiona. Co zamierzasz zrobić z tym telefonem?
- Nie potrzebuję go. Poza tym, nie zamierzam ryzykować, że to kolejna pułapka.
- Daj mi go, załatwię sprawę.
- Co zamierzasz zrobić?
- Sprzedam go przez internet i kupię ci nowy, proste.
- Czemu sam na to nie wpadłem?
- Bo nie śpisz od jakichś 6 lat? Dzisiaj nie ma żadnej kawy wieczorem, jasne? Idziesz grzecznie spać, koniec kropka.
- Dobrze mamo. - odparł Jake i wydął dolną wargę jak małe dziecko.

Po południu oboje wrócili do pensjonatu. Jake przygotowywał jedzenie - to jest wrzucił mrożone frytki i nugetsy z Lidla do piekarnika. Ale żeby nie było takiej tragedii, sam zrobił też sałatkę - za namową Leny, oczywiście. Lena natomiast zajmowała się nieszczęsnymi projektemi reklamowymi, których miała dość z każdą kolejną minutą.
- Nie mam pomysłu. - jęknęła i odsunęła laptop na brzeg stołu.
- Mogę rzucić okiem? - Jake nachylił się nad ekranem, a Lena zaczęła mu się przyglądać. Wyglądał jakby był w swoim żywiole, gdy przyglądał się reklamie swoim przenikliwym wzrokiem. Spojrzała na jego charakterystyczną czarną bluzę z wysoką stójką, czerwonym zamkiem błyskawicznym i na suwak, który bujał mu się pod nosem.
- Mam! - wykrzyknęła niespodziewanie.
- To dobrze, bo grafika to nie jest mój konik, jeśli mam być szczery. Ale ciekawi mnie, na co wpadłaś.
- Właściwie, to ty mi to podpowiedziałeś. - uśmiechnęła się figlarnie i zabrała się za rysowanie czerwonych dodatków.
Po posiłku również Jake usiadł do swojej pracy. Lena co jakiś czas zerkała na jego ekran, ale jedyne, co widziała to ciąg malutkich białych literek na ciemnym tle. Gdy było już koło dwudziestej, zauważyła jak Jake notorycznie przeciera oczy i ziewa. W końcu wstał i nastawił wodę.
- Ani mi się waż sypać kawy do tego kubka. - powstrzymała go. - Co mowiłam? Skoro chce ci się spać, to zamykaj ten komputer i wbijaj w piżamę.
- Tylko że i tak nie zasnę.
- Zaśniesz, zaśniesz. Lepiej zrobię ci ziołową herbatę. A ty idź się szukuj do spania - myć zęby i pod kołderkę.
Jake mruknął coś pod nosem wyraźnie niezadowolony z bycia traktowanym jak małe dziecko, ale posłusznie poszedł odłożyć laptopa i się umyć.
W tym czasie Lena przygotowywała napar. Sięgnęła do swojej torebki. Miała tam tabletki nasenne. Położyła jedną na talerzyku i zniosła razem z herbatą do pokoju Jake'a. Wszedł do pokoju zaraz po niej.
- Pomyślałam, że może się przydać, żebyś mógł lepiej spać.
- Myślę, że nie będzie potrzebna. Ale dzięki, że pomyślałaś.
- W porządku. Zostawię w razie co. To ja już pójdę.
- Poczekaj. Możesz zostać, jeszcze chwilkę? Dopóki nie wypiję do końca?
- Dobrze.
- Lena, wiesz, nikt się tak o mnie nie troszczył od... jakichś piętnastu lat. Nie wiem, jak mam to przyjąć... Czy mam być oburzony, smutny, zawstydzony, czy szczęśliwy.
- Czuj się szczęśliwy. I zaszczycony. Nie każdy jest taki wielkoduszny jak ja.

Nie mógł powstrzymać parsknięcia cichym śmiechem. Czemu tylko ona tak go rozśmieszała? Czemu tylko z nią czuł, że żyje naprawdę?
- Kocham cię Lena. Tak bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. - powiedział śpiącym głosem kładąc głowę na poduszce.
- Też cię kocham Jake. Ale... Naprawdę zamierzasz spać w tej bluzie?
- Tak, lubię chować nos w jej kołnierzu, gdy w nocy robi się zimno.
- Dobranoc Jake.
- Dobranoc Lena.

Jednak Lena nie poszła od razu do swojego pokoju. Siedziała jeszcze trochę przy Jake'u pilnując czy na pewno zasnął, a jednocześnie szukała na telefonie informacji, które mogłyby zbliżyć ją jakoś do Horsta Michailesa. Wolałaby to robić na laptopie, ale na tak wczesnym etapie poszukiwań nawet telefon był użyteczny. Nie zwróciła uwagi, jak szybko upłynęły dwie godziny. Zorientowała się dopiero, gdy Jake zaczał niespokojnie mamrotać przez sen i ciężko oddychać.
Bez wątpienia śnił mu się jakiś straszny koszmar. Lena pogłaskała go po czole i zauważyła, że cały był zlany potem. Podniósł ręce do szyji tak, jakby chciał się podrapać, ale wkrótce po tym chwycił się za kołnierz bluzy i zaczął ją ciągnąć jakby conajmniej miał się w niej udusić. Lena pomyślała, że zaraz ją sobie porwie i postanowiła rozpiąć zamek.
Zamarła i coś zakluło ją w piersi. Jego szyję szpeciły okropne blizny po nożu lub innym ostrym narzędziu, ale na pewno nie były to zacięcia po goleniu, chyba, że golibrodzie brzytwa wypadła z ręki. Czuła przeszywający ból w całym swoim ciele i zapłakała.
- Jake, to tylko zły sen. - powiedziała przez łzy próbując go uspokoić i chwyciła go za jedną rękę. W odpowiedzi złapał ją tak mocno, że zbielały jej paznokcie i wkrótce przestała czuć opuszki. Ale to i tak było mniej bolesne niż patrzenie na agonalny ból jaki przeżywał we śnie. Właściwie, stał się nawet przyjemny, gdy zauważyła jak Jake powoli zaczął się uspokajać.

Teraz już wiedziała, czemu nie sypiał.

Bał się zasnąć. Ledwo zamykał oczy, a pod powiekami jawiły się makabryczne sceny z więzienia. Nawet gdy udawało mu się wreszcie zasnąć, to prędzej czy później budził się przerażony z paranoiczną myślą, że to nadal sen a nie jawa, że oni nadal tam byli i w każdej chwili ten koszmar by się powtórzył. Wolał więc nie spać niż przeżywać w kółko te katusze.

Ale tej nocy wreszcie było inaczej.

Hack into my heartWo Geschichten leben. Entdecke jetzt