Rozdział 7

20 9 1
                                    

  
*Miesiąc później...*

Właśnie wracałam autobusem ze szkoły, słońce powoli zachodziło, a ja myślałam o zbliżających się urodzinach Lay - w październiku - niedługo po tacie. Urodziny taty przebiegły w dosyć - trochę - no dobra, bardzo niestandardowy sposób. Z uwagi na to że mama przekazała wtedy tacie pewną informację... Oczywiście chodziło o naszego brata - to już potwierdzone. No i na urodzinach tata na początku był w szoku i bardzo zadowolony, ale bardzo mu się nie spodobało to, że tak późno się o tym dowiedział. No nie było zbyt kolorowo. Ale w sumie tydzień później zrozumiał, że mama nie chciała mu zrobić na złość i w ogóle, więc się pogodzili... Ale była to najdłuższa ich kłótnia w życiu! Po pierwsze - bardzo rzadko się kłócili, po drugie - szybko się godzili. Z zamyślenia wyrwał mnie zatrzymujący się autobus, otrząsnęłam się - to mój przystanek! - pośpieszyłam do drzwi - jeszcze chwila, a bym pojechała za daleko! - odetchnęłam z ulgą i ruszyłam drogą prowadzącą do domu.

***

Krzyk Lay odbił się od wszystkich ścian naszego domu.

- Pająąk! - jeszcze piskliwszy dźwięk dotarł do mojego pokoju.

Pewnie znowu mały pajączek na dwa milimetry dostał się przez okno - pomyślałam i wywróciłam oczami

- Już idę! - tata odkrzyknął, a chwilę później szedł już na pomoc mojej młodszej siostrze.

Lecz ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, chwilę później zamiast odetchnięcia ulgi Layli, usłyszałam głośne przekleństwo z ust taty.

- Laaaaaylaaaa! Co to jest?! - donośny głos taty dotarł chyba na drugi koniec kraju - złapałem go ale musisz mi to wszystko wytłumaczyć - tata powoli się uspokajał - no bo przecież chyba sam przez okno nie wszedł.

Dwadzieścia minut później wszyscy siedzieliśmy w salonie słuchając pełnej historii o pająku.

- Mi się coś wydaje że Layla musi najpierw powiedzieć skąd ten wielki pająk wziął się w jej pokoju - mama rozpoczęła, spoglądając na pająka wielkości tarantuli, lecz innego nieznanego nam gatunku.

- No dobra... - mruknęła niechętnie moja młodsza siostra - Dzisiaj w szkole, John przyniósł swojego pająka - mówiąc to spojrzała na leżącego na stole w przezroczystej misce pająka, został szczelnie zamknięty w bezpiecznym miejscu - No i ja mu powiedziałam że się boję pająków, i żeby się do mnie z nim zbliżał do mnie, a on powiedział że jak go nie wezmę do domu to jestem mięczakiem i że wtedy - jej głos się łamał - otworzy pudełko z nim rzuci mnie na pożarcie...

- Naprawdę?! - tata ewidentnie nie dowierzał, wyglądając jakby miał się roześmiać i uważać to za żart

- W takim razie to ja sobie porozmawiam sobie i z jego rodzicami i nim - oznajmiła stanowczo mama, po czym wstała - idę zadzwonić, obawiam się że będzie to długa rozmowa... - uśmiechnęła się i wyszła.

- Nie chciałbym być na miejscu John'a... - powiedziałam do Layly z uśmiechem na twarzy, by ją pocieszyć. Mimo że często, nie, zazwyczaj  się z nią kłóciłam, obie wiedziałyśmy, że kochamy się bezgranicznie. Z wzajemnością. - mama gdy jest zła naprawdę, aż chować się trzeba.

Na co obie zachichotałyśmy.

- Tylko jej tego nie mów - odparła Lay, od razu było widać że jej humor, znacznie się poprawił.


***


Następnego dnia, była sobota, a mama szybko nam streściła nam  jej 3-godzinną rozmowę z mamą John'a. Powiem tyle, podczas tej rozmowy, dużo się działo...

- No i na koniec - mówiła mama - ustaliłam z mamą John'a że spotkamy się dzisiaj o 17.00, ty oddasz mu pająka a on Cię przeprosi - oznajmiła najwidoczniej bardzo zadowolona z rozwoju zdarzeń mama

- Nieee... - mruknęła Layla w przeciwieństwie do mamy, strasznie niezadowolona - nie mam zamiaru się  nigdzie iść - zaczęła narzekać

- Troszkę za późno - odparła wcale niewzruszona mama.

- Trzeba było się mnie spytać o zdanie - zaczęła się kłócić Layla - w końcu tu chodzi o mnie, nie o Was! - krzyknęła, po czym wybiegła z kuchni, pewnie do swojego pokoju

- Echh... - westchnęła mama - ja nie będę jej przekonywać - powiedziała, a następnie spojrzała na tatę

- Że to niby ja mam ją przekonać? - spytał oburzony tata, na co otrzymał energiczne kiwanie głową mamy - przecież to był twój pomysł!

- Trzeba równo dzielić obowiązki  rodzicielskie - odparła usatysfakcjonowana swoją ripostą mama, nim tata zdążył coś powiedzieć dodała - jest po równo; mój pomysł ty robisz, trzeba była szybciej myśleć, wtedy byłby to twój  pomysł - mama oznajmiła patrząc na zrezygnowanego tatę idącego w stronę pokoju Layli.

Szczerze mówiąc to mu współczuje - wiem jak denerwująca i uparta jest Layla, ale tym razem to już nie mój problem - stwierdziłam w myślach z ulgą.

Tak się zaczęło... [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now